21 listopada 2024

Toskańskie wakacje: la vita è bella

Włoski klimat działa ze zdwojoną siłą: wąskie uliczki, nęcące zapachem restauracje, miły dla ucha język, ciekawi i dobrze ubrani ludzie, piękne krajobrazy. Do tego wino i drogi z cyprysami. Dolce vita. Czegóż chcieć więcej – pisze Joanna Bon.

Fot. shutterstock.com/pixabay.com

W Toskanii nawet to, co oczywiste, jest nieprzeciętne. Ileż to razy słyszałam zachwyty znajomych, ochy i achy. I szczerze, zastanawiałam się, ile w tym przesady. Aż w końcu pojechałam… i zrozumiałam. A teraz wracam tak często, jak mogę.

Toskanii nie da się zobaczyć ani w kilka dni, ani w kilka tygodni. Trzeba ją smakować kawałek po kawałku. Za każdym razem inną jej część. Na początek proponuję Florencję, okolice Greve in Chianti i Sienę – te trzy miejsca wystarczą, by się w Toskanii zakochać.

Najpierw miasto…

Florencja, miasto renesansu. Katedra Santa Maria del Fiore i jej barwna kopuła oraz „Dawid” Michała Anioła – najsłynniejsza rzeźba w Toskanii. Do tego najstarszy florencki most rozpostarty nad rzeką Arno, powstały z kamienia w pierwszej połowie XIV w., który jedyny przetrwał drugą wojnę światową.

Mowa o moście Złotników, nazywanym tak z uwagi na pracownie i sklepy jubilerskie w kramach zawieszonych nad rzeką. Wszystko za sprawą księcia Ferdynanda I Medyceusza. Na mocy jego zarządzenia z 1593 r. na moście mogli mieć swoją siedzibę tylko złotnicy i jubilerzy (sklepy z mięsem i rybami z ich nieprzyjemną wonią musiały się wynieść). Jak wspaniałe wyroby jubilerskie oferują lokalni rzemieślnicy, łatwo się przekonać. Wystarczy wstąpić do jednego nich.

Do tego wszystkiego Galeria Uffizi – najbogatsze i najsłynniejsze zbiory budzące dużo emocji. Miłośnicy sztuki gotowi są stać godzinami w kolejce po bilety, inni – z przekory lub wręcz z premedytacją – skręcają w klimatyczny zaułek dzielnicy Oltrarno, by zajrzeć do baru na kawę, a potem do pracowni mało znanego artysty, co nie znaczy, że nieciekawego. Dzielnica słynie ze stylowych barów i sklepów z antykami.

Co do samej Galerii Uffizi – rzeczywiście mieści imponujące zbiory. To jedno z najciekawszych muzeów europejskich. Znajdziemy tu dzieła Caravaggia, Rubensa, Tycjana, Michała Anioła i Rembrandta. Gdy już wejdziemy do galerii, nie liczmy jednak na to, że uda się nam szybko z niej wyjść. Będziemy zachwyceni. I choć kolejne godziny oglądania arcydzieł malarstwa mogą zmęczyć, wrażenia estetyczne wszystko zrekompensują. Najbardziej usatysfakcjonowani wizytą będą pasjonaci malarstwa renesansowego: dwa najsłynniejsze obrazy Sandra Botticellego („Narodziny Wenus” i „Primavera”) w jednym miejscu to prawdziwa gratka. Zwiedzających zachwycą również same wnętrza budynku – są po prostu przepiękne.

… i Ferragamo oraz Gucci…

Gdy zmęczeni oglądaniem obrazów i rzeźb wyjdziemy na ulicę, nie liczmy, że odetchniemy. Florencja to miasto sztuki i architektury, ale też niezliczonych tłumów turystów, którzy wpadają tu na dzień – dwa i uciekają dalej. Dlatego tłumy są tu praktycznie zawsze.

By od nich uciec, idźmy do kolejnego muzeum, tym razem Salvatore Ferragamo. W końcu Florencja to też kolebka włoskiej mody. Muzeum Ferragamo mieści się w średniowiecznym Palazzo Spini Feroni, niedaleko Ponte Santa Trinitá. Do obejrzenia ponad 10 tys. par butów zaprojektowanych przez Salvatore w ciągu 40 lat. Wśród nich modele przygotowane specjalnie dla gwiazd, takich jak Marilyn Monroe, Greta Garbo i Audrey Hepburn.

Potem jeszcze Gucci Garden. To kompleks łączący butik, restaurację oraz galerię, która jest podzielona tematycznie. Znajdziemy tu dawne projekty i fotografie, ale też najnowsze wizje dyrektora kreatywnego marki Alessandro Michele. Dowiemy się też o koncepcji, która przez dekady wyznaczała kierunek domu mody Gucci. Pamiętajmy, by wizyty w galeriach zrównoważyć wędrówkami w poszukiwaniu idealnej trattorii lub doskonałego widoku. O to nie będzie trudno. Wystarczy się tylko rozejrzeć.

… potem prowincja…

Niestety, Florencja choć piękna, potrafi zmęczyć. Wystarczy jednak wyjechać z niej dosłownie kawałek, a czekają na nas urokliwe małe miejscowości, sielskie krajobrazy, aleje otoczone cyprysami, winnice, gaje oliwne i wyśmienita kuchnia. Kolejny przystanek na trasie to Greve in Chianti. Choć nie jest specjalnie wyróżniającą się miejscowością, sporo oferuje.

Szukając tu toskańskich smakołyków, warto zajrzeć do lokalnego fast foodu, skosztować taglieri oraz deski serów pecorino. Jeśli komuś uda się oderwać od serwowanego jedzenia, może obejrzeć neorenesansowy ratusz i kościół parafialny z neoklasyczną fasadą (przypomina, że miasto rozwijało się w miejscu spotkań kilku szlaków pielgrzymkowych).

Z Greve mamy już tylko niemal krok do średniowiecznego Montefioralle – maleńkiego, otoczonego murem borgo. To prawdziwy klejnot. Można dostać się tu samochodem, ale po co psuć sobie przyjemność. Spacer dwukilometrową, miejscami stromą drogą będzie prawdziwą rozkoszą. Czeka na nas wyjątkowa nagroda: otoczona murem osada, która kiedyś była feudalnym zamkiem. Wioska należy do rodzin Ricasoli, Benci, Gherardini i Vespucci. Urodził się w niej Amerigo Vespucci, który przeprawił się drogą Kolumba do Ameryki. Do dziś stoi tu jego rodzinny dom, który udało się mi wynająć. Salon w dawnej stajni, kamienne schody, miejsce z duszą.

Wystarczy otworzyć okno, by zobaczyć pola i winnice otaczające Montefioralle i posłuchać melodyjnego języka Włoszek rozprawiających o zakupach i praniu. Z okna z kuchni widać kościół. I turystów spacerujących wąskimi uliczkami wśród kamiennych domów, którzy odkrywają wiele sekretnych przejść i panoramicznych widoków. Żal wyjeżdżać.

… oraz trufle i wino…

Montefioralle to nie tylko widoki zapierające dech w piersiach. To uczta dla podniebienia. Usiądźmy w lokalnej gospodzie, na przykład w La Castellana i spróbujmy tagliatelle ze świeżymi truflami. Bo okolice Florencji to prawdziwy raj dla miłośników trufli. Bruschetta z lardo i truflami? Burrata ze świeżymi truflami? Ravioli z truflami i grzybami? Wołowina z truflami? Wszystko tu można dostać. A na tych, którzy chcą spędzić intensywny dzień, czeka prawdziwe polowanie na trufle w okolicznych lasach w towarzystwie czworonożnych futrzanych tropicieli tego przysmaku.

Jeśli trufle, to oczywiście wino. Chianti – nie ma chyba bardziej toskańskiego wina. I mało kto wie, że na początku było białe, dopiero z czasem ewoluowało, by ostatecznie zyskać czerwonorubinową barwę. Winnice to kolejna wizytówka Toskanii i jedna z głównych atrakcji turystycznych regionu. Zwiedzanie, próbowanie lokalnych specjałów, zabawa w lokalnego właściciela winnicy. Sami decydujmy, co chcemy robić.

… a na koniec festyn

Jednym z najpiękniejszych miast toskańskich, ale śmiało można powiedzieć, że również włoskich, jest Siena. Atrakcje tego miasta są słynne na całym świecie, a wyścigi Palio di Siena są tak samo popularne, jak i kontrowersyjne. Wyścig przyciąga tysiące turystów, ceny noclegów sięgają wówczas niebotycznych kwot, zwłaszcza wokół placu Piazza del Campo, na którym się odbywa. Ale któż nie chciałby oglądać z okna kamienicy tego wydarzenia. Lepszej miejscówki nie można sobie wyobrazić.

Kulminacyjnym momentem wyścigu jest trwająca zaledwie trzy okrążenia gonitwa konna. Sam wyścig rozgrywany jest dwa razy do roku – 2 lipca i 16 sierpnia o godz. 19.00. Ale nie dla samego wyścigu warto wtedy przyjechać do Sieny. W dniach poprzedzających Palio jest wiele widowiskowych i barwnych parad, m.in. symultaniczne żonglowanie wielkimi jedwabnymi chorągwiami.

Plac Piazza del Campo to nie tylko miejsce gonitwy konnej, to centrum Sieny. Sam plac ma kształt muszli. Pełno tu restauracji, kawiarni i oczywiście zabytków. Kiedyś plac służył jako miejsce odpływu wody z pobliskich dzielnic, dlatego jest pochylony ku zewnętrznej części miasta. Zwiedzanie i spacer warto zacząć właśnie tu, by przejść potem do Duomo di Siena – katedry. Siena, jak przystało na włoskie miasto, musi taką mieć. A jeśli po zwiedzaniu Florencji ktoś czuje jeszcze niedosyt kościołów, znajdzie ich mnóstwo w Sienie. W Toskanii trudno się nudzić.

Joanna Bon