21 grudnia 2024

Wariacje enigmatyczne

Lubię warszawskie Ateneum. Teatr z ulicy Jaracza skończył właśnie 95 lat. W prywatnym archiwum przechowuję kilkadziesiąt programów ze spektakli, na które kupiłem bilet, by zobaczyć tam legendarnych aktorów. Nie zawsze znaczenie miał tytuł z afisza. Ważniejsze było nazwisko wykonawcy – pisze Jarosław Wanecki.

Fot. pixabay.com

Czy podobnie jest na scenie gabinetu lekarskiego? Jaką rolę w leczeniu odgrywa rozpoznawalność? W jakim zakresie recenzje czy – jak kto woli – opinie o naszej pracy mają wpływ na wykonywanie zawodu, rozwój osobisty i karierę naukową medyków?

Co współcześnie znaczy powołanie lekarskie, na przemian gloryfikowane i deprecjonowane w dyskusji o przyszłości medycyny? Na lutowy wieczór wybrałem w Ateneum „Wariacje enigmatyczne” Érica-Emanuela Schmitta, poczytnego francuskiego dramatopisarza i prozaika. Scena 61 kusiła nazwiskami Grzegorza Damięckiego i Krzysztofa Tyńca, a zdobycie wejściówki znów graniczyło z cudem.

Wyprzedaż kompletów sal teatralnych na wiele miesięcy przed wydarzeniem staje się stołeczną normą, która zachwyca i przeraża jednocześnie. Wszyscy chcą być wszędzie, ale tam, gdzie pojawiają się znani z telewizji, filmu i ze wspomnień aktorzy, frekwencja niemal zawsze jest stuprocentowa.

Pierwsze Ateneum założyli Rzymianie. Państwowa szkoła wyższa powstała z inicjatywy cesarza Hadriana w 135 r. naszej ery. Do V wieku wykładano tam filozofię, retorykę, gramatykę i prawo. Dodatkowo Antoninus Pius, oprócz utrzymywania ze skarbu państwa akademików, polecił zatrudnianie lekarzy.

Często stawiamy sobie pytanie, co jest dla nas ważniejsze – czytam rozważania Krzysztofa Tyńca w programowej rozmowie z Tadeuszem Nyczkiem – nasz zawód, który lubimy i w którym czasem się zatracamy, czy życie, w którym bierzemy udział. Żona, dzieci… I od razu ogromne konflikty. Hej, dlaczego ciągle nie ma cię w domu… A ciebie rzeczywiście nie ma, bo myślisz o próbie, o przedstawieniu.

I masz dylemat: wchodzić na całego w normalne życie czy odcinać się od zawodu. Być nie aktorem, ale mężem i ojcem. Przypomnij sobie wywiady z dziećmi słynnych aktorów amerykańskich. Ja taty właściwie nie pamiętam, prawie go nie widuję. Mama mnie wychowała, a ojca oglądam głównie na ekranie…

„Wariacje enigmatyczne” to historia raczej prosta i powiedzmy szczerze, nieszczególnie inna od napisanych wcześniej. Do wybitnego pisarza noblisty, mieszkającego samotnie na wyspie, przyjeżdża dziennikarz zrobić z nim wywiad z okazji niedawno wydanej książki, uznanej powszechnie za arcydzieło. Potem oczywiście wszystko się komplikuje, jak zawsze, gdy odsłania się kurtyna wyborów osobistych.

Spadają maski, grają emocje i elektryzujące wręcz sceny przemilczeń, pauz, niedomówień. Kreacje aktorskie zaczynają przewyższać wartość tekstu. Mówca, jego pozycja czy wprost wynikający z niej autorytet, sposób przekazu i intonacja decydują finalnie o dziele i wzajemnych poleceniach, które wyprzedają bilety na pniu.

Często stawiamy sobie pytanie, co jest ważniejsze. Nasz zawód czy życie? Czy reklamowy slogan „Jestem lekarzem, jestem człowiekiem” to znak równości, wybór wykluczeń, czy powołanie do zawodu, który polega na podejmowaniu trudnych, czasem ryzykownych decyzji i nieprzespanych dyżurowych nocy. To oczywiście rodzi konflikty. Zawsze rodziło.

„Hej, dlaczego ciągle nie ma cię w domu…”. A ciebie rzeczywiście nie ma, bo myślisz o umierającym, o obchodzie ze studentami. I masz dylemat: wchodzić na całego w normalne życie czy odcinać się od zawodu. Przypominam sobie wtedy gorzkie opowiadania literackiej weny, przysyłane przez stachanowców, którzy zapominali w szpitalu o wszystkim, co poza nim.

Medycyna to historia enigmatyczna. Wariacja grana od nowa, gdy wchodzi kolejny pacjent. Czasem nazwisko lekarza jest ostatnią nadzieją na zdrowie i przedłużenie życia, zmniejszenie kalectwa, opanowanie bólu i prawidłowe wykonywanie zaleceń. Mistrz, jego pozycja czy wprost wynikający z niej autorytet, sposób przekazu i intonacja decydują finalnie o dziele i wzajemnych poleceniach, które rejestrują do prywatnych praktyk na wiele miesięcy, a nawet lat, przed mającą się odbyć wizytą.

Niewydolny państwowy system nakręca koniunkturę pracy komercyjnej po źle zorganizowanej pracy podstawowej, a numerki sprzedają się na pniu. Kim wtedy jestem?

Jarosław Wanecki, pediatra, felietonista