Współczucie lekarza a efekty leczenia. O opiece duchowej w medycynie
Z prof. Małgorzatą Krajnik, kierownikiem Katedry i Zakładu Opieki Paliatywnej Collegium Medicum w Bydgoszczy UMK w Toruniu, prezesem Polskiego Towarzystwa Opieki Duchowej w Medycynie i współprzewodniczącą Polskiej Grupy Roboczej ds. problemów Etycznych Końca Życia, rozmawia Lidia Sulikowska.
Foto: archiwum prywatne
Pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi na myśl w związku z opieką duchową w medycynie, to posługa duszpasterska, ewentualnie wsparcie psychologiczne.
Tak jednak nie jest. Ta opieka różni się od wsparcia psychologicznego. Co do posługi duszpasterskiej, rzeczywiście jest częścią opieki duchowej w stosunku do chorych, którzy mają potrzeby religijne. Należy jednak podkreślić, że duchowość jest pojęciem szerszym niż religijność.
Polskie Towarzystwo Opieki Duchowej w Medycynie (PTODM) definiuje ją jako wymiar ludzkiego życia, odnoszący się do transcendencji i innych wartości egzystencjalnie ważnych, w tym pytań o sens cierpienia czy życia. Jest tu także sfera wartości, które są ważne dla chorego, zwłaszcza jego relacje z innymi i sobą samym. Duchowość to coś, co odnosi się do samej istoty człowieczeństwa. Dlatego opiekę duchową może sprawować kapelan, ale olbrzymią rolę do odegrania ma personel medyczny, w tym oczywiście lekarze.
Dlaczego?
Ponieważ do lekarza trafia człowiek, który w obliczu choroby mierzy się z różnymi ograniczeniami, a także zagrożeniem życia. Rodzą się w nim pytania natury egzystencjalnej. Przez lata nowoczesna medycyna usiłowała tych potrzeb nie zauważać, skupiając się jedynie na problemie stricte medycznym. Okazało się jednak, że tego się nie da oddzielić. Paradoksalnie, im większy postęp medyczny, tym bardziej pacjentom czegoś brakuje.
Na opiekę duchową w medycynie zaczęto zwracać szczególną uwagę jakieś 20 lat temu w USA, gdzie najnowsze zdobycze techniki pozwalały coraz to bardziej wydłużać granicę podtrzymywania życia. Zastanawiano się, o co tak naprawdę walczymy. Zaczęto zauważać, jak ważne jest, by w podejmowaniu tego typu decyzji lekarz pomagał choremu w przyjrzeniu się sferze jego celów i wartości, tak by rzeczywiście działania terapeutyczne służyły dobru tego konkretnego człowieka.
Co więcej zauważono, że duchowość pacjenta może być bardzo ważnym zasobem, dającym siłę w chorowaniu, znoszeniu ograniczeń i mierzeniu się ze śmiercią – albo przeciwnie, źródłem cierpienia. Już w raporcie z 1998 r. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) podkreśliła, że dotychczasowe podejście profesjonalistów medycznych, w którym promuje się leczenie chorych poprzez skupienie się jedynie na lekach czy zabiegach operacyjnych, ogranicza patrzenie na pacjenta i dłużej nie może być satysfakcjonujące.
Co to właściwie oznacza dla lekarza?
Patrzenie na całego człowieka, widzenie go przez pryzmat jego potrzeb, a nie tylko choroby. Trzeba rozmawiać tak, aby pokazać, że nam na nim zależy, słuchać i usłyszeć, co ma nam do powiedzenia. Mówimy o tzw. obecności terapeutycznej, bo jestem z chorym tu i teraz, tak, jakby był jedyny na świecie. W ten sposób można dać odczuć pacjentowi, że jest ważny i niepowtarzalny. To jest też otwartość na pomoc w poszukiwaniu sensu. I współczucie, czyli zgoda na współcierpienie. To znaczy nie tylko umiejętność wyobrażenia sobie, co może przeżywać chory, ale zaakceptowanie tego, że mnie też to będzie „bolało”. Tego typu relacja daje szansę na to, by chory mógł mierzyć się z tym, co go spotyka.
Jest też niezwykle trudna dla lekarza, który nie może zatracić dystansu w pracy, bo to zbyt obciąża psychicznie.
Okazuje się, że takie zachowywanie dystansu jest złudne, bo zabija w lekarzu poczucie misji, która jest istotą tego zawodu. Trzeba jednak współczuć i współcierpieć mądrze. Należy zadbać o siebie samego, bo ja też jestem ważny. Na świecie coraz bardziej rozpowszechnione są programy ukierunkowane na zadbanie o lekarzy czy pielęgniarki. W Polsce niezbędne jest systemowe stworzenie w tym zakresie opieki nad personelem medycznym.
Jak opiekę duchową realizować w praktyce lekarskiej?
Jest dużo sposobów, które ułatwiają dotarcie do sfery duchowej chorego. W wielu szpitalach na całym świecie już od samego przyjęcia pokazuje się, że przybył do nas człowiek, a nie przypadek. Na przykład, prosząc chorego, aby napisał na kartkach odpowiedzi na pytania dotyczące jego samego (m. in. co jest dla niego najważniejsze). Następna sprawa to budowanie relacji pomiędzy personelem medycznym a pacjentem, o czym już wcześniej wspomniałam.
I wreszcie, zadbanie o dobrą współpracę lekarzy ze specjalistami opieki duchowej w medycynie, czyli przede wszystkim odpowiednio wykształconymi kapelanami, którzy będą pomocni nie tylko w przypadku potrzeb religijnych, ale np. cierpienia duchowego. Na świecie powstały wytyczne dla lekarzy, w jaki sposób świadczyć opiekę duchową w praktyce, a w podręcznikach amerykańskich zwraca się uwagę na specyfikę działań klinicysty w różnych specjalnościach medycznych, np. w zakresie komunikacji z chorym czy w podejmowaniu decyzji.
Jakie jest podejście w naszym kraju?
W Polsce jeszcze nie doczekaliśmy się wytycznych dotyczących opieki duchowej w medycynie, ale PTODM prowadzi działania w tym zakresie. Muszę podkreślić, że widzimy coraz większe zainteresowanie tą tematyką na różnego typu konferencjach medycznych, a lekarze zwracają uwagę, że poprzez postęp technologiczny, który ma wiele niezaprzeczalnych zalet, zatracają relację z chorym. W Colegium Medicum UMK w Bydgoszczy udało się wprowadzić zajęcia obowiązkowe dla studentów medycyny z duchowości w medycynie.
Bardzo chcielibyśmy, aby nasz program został przyjęty przez inne ośrodki akademickie. W Stanach Zjednoczonych 90 proc. uczelni realizuje podobne programy, więc mam nadzieję, że i u nas tak będzie. Jako PTODM pracujemy też nad wprowadzeniem kształcenia profesjonalistów medycznych w tym zakresie. Mamy także nadzieję, że zmieni się polityka szpitalna w podejściu do chorych, bo można wdrożyć wiele programów, które nie są kosztowne, wymagają jednak uwrażliwienia na pewne kwestie.
Czy badano skuteczność opieki duchowej realizowanej przez personel medyczny?
Mamy wiele badań, które wskazują, że to, co się dzieje w sferze duchowej, ma przełożenie na śmiertelność pacjenta. Na przykład w 17-letnim badaniu prospektywnym dotyczącym pacjentów zakażonych wirusem HIV okazało się, że bardzo dobre radzenie sobie w sferze duchowej około trzykrotnie zwiększało prawdopodobieństwo dłuższego przeżycia. Udowodniono też wpływ kondycji sfery duchowej na efekty leczenia, a nawet skutki finansowe.
W jednym z badań amerykańskich monitorowano pacjentów z zaawansowaną chorobą nowotworową, którzy oceniali opiekę duchową świadczoną przez zespół terapeutyczny (m.in. lekarzy, pielęgniarki, kapelanów) wyliczając, ile kosztuje ich ostatni tydzień życia. Okazało się, że ci, którzy byli zadowoleni z udzielonego im wsparcia duchowego, kosztowali o 2,5 tys. dolarów mniej niż ci, którzy zadowoleni nie byli, a w przypadku osób z dużymi potrzebami religijnymi ta różnica wyniosła nawet około 4 tys. dolarów.
Oni rzadziej trafiali na oddziały intensywnej terapii, bo byli pogodzeni ze sobą i potrafili znaleźć sens życia w sytuacji, w której się znaleźli. Kolejnym tematem jest umieranie chorego, na nowo ukazane przez badaczy szwajcarskich jako proces duchowej przemiany. Lepsze poznanie tego, co dzieje się w umierających, na czym polega język komunikacji z nimi (słuch i dotyk), przekonuje nas, jak ważne w medycynie jest sięganie do sfery duchowej chorego i lekarza. Ale to już temat na osobną rozmowę.