22 listopada 2024

Za mało osób z alergią na jad owadów jest odczulanych

W Polsce za mało osób z alergią na jad owadów błonkoskrzydłych, w tym os, pszczół, szerszeni, jest odczulanych – alarmują eksperci. Tymczasem jest to alergia, która może zagrażać życiu.

Foto: pixabay.com

Specjaliści i pacjenci mówili o tym 1 lipca na spotkaniu prasowym w Warszawie, zorganizowanym z inicjatywy Fundacji Centrum Walki z Alergią.

Jak ocenili, fakt, że zbyt niska liczba osób z alergią na jady poddaje się immunoterapii alergenowej (określanej jako odczulanie) można przypisać w dużym stopniu temu, że w Polsce terapia ta jest wykonywana przede wszystkim w warunkach szpitalnych, a nie w ambulatorium.

Przeszkodą na drodze do stosowania immunoterapii alergenowej w warunkach ambulatoryjnych jest z kolei brak refundacji aptecznej preparatów typu depot, które działają tak, że stan tolerancji immunologicznej jest osiągany wolniej, przez co stwarzają mniejsze ryzyko wystąpienia reakcji anafilaktycznej.

Z analizy, którą przedstawił prof. Marcin Czech, prezes Polskiego Towarzystwa Farmakoekonomicznego, były wiceminister zdrowia, wynika, że ambulatoryjne wykonywanie immunoterapii alergenowej mogłoby przynieść istotne korzyści nie tylko pacjentom, ale też systemowi ochrony zdrowia – w grupie 1000 pacjentów oszczędności wyniosłyby 43 mln w ciągu pięciu lat. Dzięki temu zyskano by środki na odczulanie większej grupy pacjentów.

Prof. Krzysztof Kowal z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku przypomniał, że u osób z alergią na jad owadów błonkoskrzydłych dochodzi bądź do reakcji miejscowych, bądź uogólnionych. Pierwsze z nich stanowią duże miejscowe odczyny, które mogą trwać po kilka dni i u wielu osób utrudniają codzienne wykonywanie obowiązków. Odczyny alergiczne uogólnione dzieli się na dotyczące jedynie skóry – gdy po użądleniu pojawia się wysypka, świąd na skórze oraz na mogące zagrażać życiu reakcje anafilaktyczne.

Z danych, które przytoczył prof. Kowal wynika, że duże odczyny miejscowe po użądleniu przez owada błonkoskrzydłego występują u ponad 10 proc. osób z całej populacji, reakcje uogólnione u 5-10 proc. osób dorosłych (i 1-2 proc. dzieci), a anafilaksja u 1-2 proc. całej populacji. Szacuje się, że rocznie w Polsce może ginąć do kilkudziesięciu osób z powodu użądlenia przez owada błonkoskrzydłego.

„Osoby, które reagują anafilaksją na jad owadów błonkoskrzydłych powinny poddać się szczegółowej diagnostyce i powinny być odczulane. (…) Immunoterapia alergenowa jest jedyną metodą, która w sposób przyczynowy zmienia naturalny przebieg choroby, czyli doprowadza do tego, że osoba uczulona na jad owadów błonkoskrzydłych wytwarza tolerancję” – powiedział prof. Kowal. Zaznaczył, że niektórzy specjaliści uważają, iż odczulać powinny się też osoby reagujące w sposób uogólniony bez anafilaksji oraz osoby reagujące dużymi odczynami miejscowymi, jeżeli są szczególnie zagrożone.

„Na przykład u pszczelarza, który po użądleniu przez pszczołę reaguje bardzo dużym obrzękiem miejscowym całej ręki albo nogi, po użądleniu w szyję mogą wystąpić zaburzenia pracy serca czy układu oddechowego” – tłumaczył prof. Kowal. Zaznaczył, że te decyzje powinny być podejmowane głównie przez lekarza specjalistę, który diagnozuje danego chorego. Eksperci podkreślali, że w Polsce odczula się zdecydowanie zbyt mała grupa pacjentów.

Z danych zaprezentowanych przez prof. Czecha wynika, że jest to ok. 3 tys. osób. „Zdecydowanie zbyt mało chorych odczulamy. Wiąże się to m.in. z procedurami, które wdrażamy w celu prowadzenia immunoterapii – w Polsce immunoterapia jest wykonywana przede wszystkim w warunkach szpitalnych i przede wszystkim jest skupiona w ośrodkach akademickich” – powiedział prof. Kowal.

Grzegorz Baczewski, p.o. wiceprezes Fundacji Centrum Walki z Alergią podkreślił, że obecnie ok. 94 proc. pacjentów odczulanych na jad owadów błonkoskrzydłych jest leczonych w warunkach szpitalnych. Immunoterapia alergenowa jest prowadzona w 33 ośrodkach w kraju. W jego opinii to bardzo utrudnia dostęp do tej metody pacjentom z mniejszych miejscowości. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że w przypadku alergii na jady owadów błonkoskrzydłych odczulanie trwa ok. 5 lat i trzeba dojeżdżać na terapię raz w miesiącu.

„Nie każdy pacjent może sobie pozwolić na to. Nie każdego stać na dojazdy powyżej 100 km. Poza tym jest to kwestia wzięcia dnia wolnego z pracy. Dlatego duża grupa osób, która powinna być odczulana, rezygnuje z tego leczenia. Są to ludzie związani z rolnictwem, sadownictwem, pszczelarstwem, którzy w okresie letnim intensywnie pracują” – tłumaczył Baczewski.

Prof. Kowal podkreślił, że w Polsce dominuje immunoterapia alergenowa metodą ultraszybką. „To znaczy, że osiągamy stan tolerancji immunologicznej już w ciągu jednego dnia. To jest metoda, która powinna być wykonywana w warunkach z pełnym zabezpieczeniem, najlepiej w szpitalu” – wyjaśnił specjalista. Powinno się ją stosować na przykład u pacjentów z alergią na jad owadów błonkoskrzydłych, którzy są szczególnie narażeni na użądlenie. Jak podkreślił, dzięki zastosowaniu preparatów typu depot tolerancję organizmu na jad owadów można uzyskiwać w dłuższym czasie. „Preparaty typu depot to są przede wszystkim preparaty do leczenia ambulatoryjnego. Generalnie są to metody bezpieczniejsze, a ich skuteczność jest taka sama” – tłumaczył.

Eksperci ocenili, że przeszkodą na drodze do stosowania immunoterapii alergenowej w warunkach ambulatoryjnych jest brak refundacji aptecznej preparatów typu depot. Jak wyjaśnił prof. Czech, w trybie ambulatoryjnym płatnik publiczny, tj. NFZ, płaci tylko i wyłącznie za część związaną z procedurą immunoterapii, natomiast nie płaci za lek. Tymczasem możliwość odczulania się w warunkach ambulatoryjnych byłby korzystna dla pacjentów, ale przyniosłaby również wymierne zyski.

„Hospitalizacja jest najbardziej kosztochłonną częścią systemu ochrony zdrowia. Polski system ochrony zdrowia na hospitalizacje przeznacza ponad 51 proc. budżetu NFZ, a dla porównania system holenderski przeznacza 21 proc. W związku z tym mamy tutaj duże rezerwy w przenoszeniu różnych procedur do mniej kosztochłonnych części systemu, czyli do ambulatorium” – ocenił prof. Czech.

Z przedstawionej przez niego analizy wynika, że koszt pięcioletniej terapii prowadzonej u jednego pacjenta w warunkach szpitalnych wynosi 63 tys., podczas gdy w warunkach ambulatoryjnych 20 tys. „Zakładając że leczymy 1000 chorych przy różnicy ok. 40 tys. złotych mamy 40 mln oszczędności w ciągu pięciu lat terapii” – powiedział prof. Czech. Dodał, że tworzy to „bufor finansowy”, który można przeznaczyć na odczulanie większej liczby pacjentów, wymagających odczulania.

„Są również inne korzyści związane z takim podejściem. Po pierwsze, mamy oszczędności w obszarze tzw. bezpośrednich kosztów niemedycznych – pacjent oszczędza czas i wydatki na dojazdy do ośrodków, które bardzo często są oddalone” – tłumaczył prof. Czech. Dodał, że koszty pośrednie również są niższe, gdyż pacjent nie musi brać wolnego z pracy, co ma miejsce, gdy jest hospitalizowany. „Mamy tutaj bardzo duże korzyści zarówno po stronie kosztów bezpośrednich medycznych, niemedycznych, jak również kosztów pośrednich. Stąd taka opcja terapeutyczna, którą w ostateczności wybierze lekarz w porozumieniu z pacjentem, powinna w naszym systemie w moim przekonaniu jak najszybciej się pojawić” – ocenił specjalista.

W odpowiedzi na pytanie PAP o szanse na wprowadzenie refundacji aptecznej preparatów typu depot dla pacjentów, kwalifikowanych do odczulania, Jarosław Rybarczyk, główny specjalista z Biura Komunikacji Ministerstwa Zdrowia poinformował, że 2 marca 2020 r. do resortu wpłynęły dwa wnioski o objecie refundacją leków Alutard SQ (wyciągi alergenowe jadów owadów błonoskrzydłych – osy i pszczoły).

Prezes Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji zarekomendował 27 sierpnia 2020 objęcie refundacją Alutard SQ, pod warunkiem obniżenia ceny co najmniej do poziomu dotychczasowej ceny preparatów. Wnioski zostały następnie przekazane do negocjacji wnioskodawcy z Komisją Ekonomiczną. Jednak po zakończonych negocjacjach Komisja Ekonomiczna wydała w sprawach negatywne uchwały.

Uchwały Komisji Ekonomicznej oraz całość dokumentacji zostały przekazane do Ministra Zdrowia, który podejmie w tej sprawie ostateczną decyzję.

Źródło: naukawpolsce.pap.pl