Anna Gołębicka: Zaczyna się niewinnie, kończy źle dla wielu
W polskiej kulturze słowo „tylko” ma moc zaklęcia. Usprawiedliwia, tłumaczy, rozgrzesza. Aż w końcu staje się początkiem historii, która dla wielu kończy się na oddziale ratunkowym, w izbie wytrzeźwień albo w samotności, z utraconą kontrolą i zdrowiem.

Każdy, kto choć raz dyżurował na oddziale ratunkowym, zna ten zapach – mieszankę przyjętego w dowolnej postaci alkoholu, potu i bezradności. Pacjent w stanie, który na trzeźwo nazwalibyśmy wstydem, na SOR-ze nosi kod: nietrzeźwy, pobudzony, agresywny.
Czasem jeszcze: z urazem głowy po upadku z własnej dumy. Nierzadko posikany, brudny, wymiotujący. Przywożony karetką albo przez straż miejską, owinięty w koc, z oczami wbitymi w podłogę – albo przeciwnie: z dumnie uniesioną głową, przekonany, że świat się czepia. Bo przecież „wypił tylko trochę”.
Każdy lekarz wie, ilu pacjentów SOR to osoby pod wpływem alkoholu, nie mówiąc już o izbie przyjęć w szpitalu psychiatrycznym. Niektórzy to „stali bywalcy”. Wychodzą ze szpitala za każdym razem z kompletem diagnostyki – bo takie są procedury. Często wieczorem trafiają na oddział, a rano wypisują się na własne żądanie, bo na trzeźwo znika już myśl samobójcza albo duszności. Dla niektórych szpital to sposób na noc pod dachem, bo nałóg odebrał im własne miejsce.
„Kolejny raz w tygodniu przywożą mi pana Jana – mówi lekarz SOR-u. – Zawsze ten sam scenariusz. Promile, rozbita głowa, pełna diagnostyka adekwatna do urazu, a kolejka coraz większa. Pacjent niewspółpracujący. Smutna codzienność”.
Problem alkoholu nie dotyczy tylko nizin społecznych i tzw. patologii. Zaczyna się wśród porządnych ludzi. Nie omija środowisk lekarskich, akademickich, artystycznych. Pojawia się tam, gdzie stres, presja i poczucie, że trzeba być silnym, prowadzą prostą drogą do tego, by sięgnąć po „nagrodę”.
Alkohol przychodzi też tam, gdzie jest pustka, na którą nie było innego pomysłu. Zwykle zaczyna się niewinnie. Od piwa z kolegami po szkole, kilku na grillu, bo przecież „wszyscy piją”. Od toastu na chrzcinach, imieninach, pogrzebie – bo przecież nie wypada odmówić. Od ukojenia, uspokojenia, towarzysza w samotności lub poprawiacza interakcji i odwagi. A potem potrzebujesz więcej. A potem tracisz kontrolę.
Na SOR-ze widać skutki tego „tylko trochę” w najczystszej postaci. SOR jest lustrem. Odbija społeczeństwo takim, jakie naprawdę jest. Nietrzeźwi pacjenci stają się problemem organizacyjnym, emocjonalnym i medycznym jednocześnie. Nie mówiąc już o kosztach.
Najlepiej, gdyby ich nie było – ale są. Zajmują łóżka, wydłużają kolejkę do diagnostyki, kradną siły i nerwy zespołu. Lekarz wie, że jego rolą jest ratować, a nie oceniać. Ale człowiek – ten w białym fartuchu po swojej własnej ciężkiej nocy – czuje bunt, kiedy po raz dziesiąty w miesiącu przywożą tego samego człowieka z tego samego przystanku z tym samym poziomem promili.
Czy problem dotyczy tylko „innych”? Otóż nie. Kto z nas nie zna kogoś, kto miał lub ma taki problem? Kto nie trafiał z rozbitą głową na SOR, ale pije codziennie? Pije za często, za dużo. Ktoś, kto niewinnie wszedł, a potem trudno mu było wyjść. To „tylko trochę”, które przestaje być „trochę”, a staje się nadużyciem, to słowo-klucz polskiej kultury picia.
„Tylko trochę” kłamliwie tłumaczy wszystko: kłótnie w domu, nieobecność w pracy, siniaki, które „same się zrobiły”. „Tylko trochę” na stres, na radość, na złość. „Tylko trochę” usprawiedliwia, aż w końcu staje się nawykiem, który ma już swoje rytuały: piwo po pracy, o jeden kieliszek za dużo na rodzinnym spotkaniu. Potem nie potrzeba już powodu – wystarczy pora dnia.
Problem w tym, że alkohol w Polsce nie jest tylko używką. To część naszej tożsamości. Jak podaje Onet, w 2023 r. statystyczny Polak wypijał 3,4 litra wyrobów spirytusowych (100 proc. alkoholu), 6,8 litra wina i miodów oraz aż 87 litrów piwa – czyli 170 półlitrowych butelek na głowę. Skutki tego kosztują nas społecznie i ekonomicznie 186 mld zł rocznie.
Z danych publikowanych przez e-Zdrowie wynika, że w 2023 r. hospitalizowano 19 967 pacjentów w związku z toksycznym działaniem alkoholu, 25 560 z powodu alkoholowej choroby wątroby. Aż 160 tys. pacjentów leczono w poradniach w związku z zaburzeniami psychicznymi i zachowania spowodowanymi używaniem alkoholu. W szpitalach hospitalizowano 120 tys. osób z tego typu problemami zdrowotnymi.
Zaczyna się niewinnie. Jak wszystko, co potem kończy się źle. Co z tym zrobić?
Anna Gołębicka, ekonomistka, strateg komunikacji i zarządzania
Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 11/2025