21 lutego 2025

Bzdury, brednie, ściek…

Świat atakuje nas banałem i brednią, stworzył wielkie cyfrowe systemy mające utrzymać naszą uwagę na rzeczach miałkich, jałowych, żadnych.

Fot. shutterstock.com

Nasi rodacy codziennie zjadają setki kilogramów sertraliny. Statystyki dotyczące zdrowia psychicznego Polek i Polaków z roku na rok są coraz bardziej alarmujące. Kolejki do psychiatrów, a szczególnie psychiatrów dziecięcych, wciąż się wydłużają. Jesteśmy, jak pokazuje wiele danych, coraz zamożniejsi, coraz zdrowsi, coraz dłużej żyjemy.

Jednocześnie podstawy naszego bezpieczeństwa zdają się coraz bardziej kruche, bo wojna za wschodnią granicą, bo niedawna pandemia, bo zaskakujące zawirowania polityczne wydające się zmieniać porządek społeczny, do którego byliśmy przyzwyczajeni.

To wszystko ważne i znaczące procesy, ale chciałbym dziś napisać o czymś innym: o czym mówimy rzadziej, a ma w mojej opinii znaczący wpływ na równowagę psychiczną nas i naszych współrodaków, czyli pacjentów. Chodzi mianowicie o naszą przestymulowaną, przesyconą zmęczeniem i bzdurami codzienność. O to, jakimi komunikatami karmi nas na co dzień otoczenie, czyli jak to jest żyć w czasach, które niektórzy nazywają późnym kapitalizmem.

Obejrzałem film „Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata” rumuńskiego reżysera Radu Jude. Trwa triumfalny pochód tej historii przez festiwale filmowe na całym świecie. W recenzjach na portalu Filmweb większość krytyków ocenia film na 9 lub 10 gwiazdek (na 10 możliwych). Mówi się o filmie Jude jako o kandydacie do Oscara. Polecam państwu najszczerzej ten obraz. Opowiem, czemu polecam i co to ma wspólnego ze zdrowiem psychicznym, ujawniając (ostrzegam) elementy fabuły.

Główną bohaterką jest Angela, około trzydziestoletnia kobieta mieszkająca w Bukareszcie. Pracuje jako asystentka produkcji, oczywiście na jednej ze śmieciowych umów. Obserwujemy jeden dzień z jej życia. Pozornie nie za wiele się dzieje. Angela jeździ samochodem po mieście, czasem sekwencje, podczas których po prostu prowadzi auto, zajmują długie minuty.

Dzięki temu zabiegowi możemy jednak przyjrzeć się temu, co dzieje się wokół Angeli, w jakim hałasie (i chaosie) żyje, na jakie, pozornie nieznaczące, ale powtarzające się, napięcia jest narażona. Akcja tego filmu dzieje się w rumuńskiej stolicy, ale przecież Bukareszt można by zastąpić Łodzią, Warszawą czy Wrocławiem.

Wszystkich mieszkańców dużych polskich miast mógłbym przecież spytać: lubicie państwo jeździć o 8.00 rano do pracy przez centrum swojego miasta? Lubicie wracać o 16.00? Jak czujecie się po takim powrocie? Film Jude pokazuje doskonale ten wschodnio- czy środkowoeuropejski sztafaż: długie godziny, które każdy i każda z nas traci w samochodowych korkach.

W monotonii, szarości, nudzie, zmęczeniu, frustracji, zapachu spalin. Ile to godzin każdego miesiąca? Roku? Jaką część naszego życia spędzamy w korkach? Drugie, co film Jude pokazuje znakomicie, to jakość komunikatów, którymi bombarduje nas świat. Angela robi w samochodzie (i podczas krótkich przerw w pracy) to, co robi większość z nas: słucha radia, przegląda internet.

„Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata” brutalne pokazuje nam, że to, na co jesteśmy codziennie eksponowani, to często nic więcej jak bezwartościowy ściek: kretyńskich komentarzy radiowych, melodii przebojów, od których potrafi rozboleć głowa, wreszcie (last, but zdecydowanie not least) – ściek głupawych, krótkich tiktokowych czy instagramowych filmów, które pochłaniamy każdego dnia.

Jeśli zakładamy, że człowiek jest tym, co je, jeśli zalecamy naszym pacjentom dietę śródziemnomorską – zakładać powinniśmy, że analogiczny wpływ na ich psychikę i równowagę życiową ma to, co konsumuje ich dusza. Nie oszukujmy się. Nie każdy w drodze z pracy czy w chwili wolnego raczy się koncertami Czajkowskiego czy słucha audiobooka z ciekawym kryminałem. Algorytmy mediów społecznościowych, potężniejsze od każdego i każdej z nas, zaprojektowane, by jak najdłużej utrzymywać naszą uwagę, trzymają nas przy ekranach rzeczami głupawymi, by nie rzec głupimi.

Film Radu Jude pokazuje ten proces doprowadzony do skrajności. Angela ogląda na internetowych migawkach m.in. osiłków, którzy zorganizowali sobie basen na cmentarzu czy tańczącego karła. Za dużo? Za mocno? Nierealnie? A ile podobnie absurdalnego, śmieciowego kontentu przemknęło ci przed oczami w ostatnim miesiącu, drogi czytelniku, droga czytelniczko? I czy na pewno nie zatrzymałaś się na nim ani na chwilę? Czy podobnych głupot nie konsumujesz regularnie?

Ryszard Kapuściński w swoim „Lapidarium” dał taką wskazówkę (pewnie przede wszystkim samemu sobie, ale i nam): „Nie dać się oblepić codziennością, ogłuszyć banałem, brednią. Trzeba stłumić w sobie niepotrzebną ciekawość rzeczy miałkich, jałowych, żadnych”. Kapuściński pisał to w czasach przed TikTokiem, przed influencerami znanymi z bycia znanymi, patostreamerami, krótkimi filmikami na Instagramie czy YouTube, przed czasem wymian politycznych opinii na Twitterze, które mają w sobie mniej więcej tyle wdzięku, ile zapasy w szambie.

Świat atakuje nas banałem i brednią, świat stworzył wielkie cyfrowe systemy mające utrzymać naszą uwagę na rzeczach miałkich, jałowych, żadnych. Dawno nie widziałem tworu kultury, który pokazywałby ten proces tak klarownie, jak film Radu Jude. Angela, poddawana ciągłemu naporowi banału i bredni, przemęczona, przestymulowana, a też (a jakże) eksploatowana do granic przez swoich pracodawców, ma pełne prawo oszaleć, wybuchnąć.

Rozumiemy, oglądając „Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata”, mechanizm, wskutek którego i ona w geście buntu, rozpaczy, desperacji, a może po prostu z czystej przekory lub chęci zaistnienia, zaczyna tiktokowemu światu podobne banały i brednie opowiadać.  To jedyne miejsce, gdzie staje się naprawdę zauważana i doceniana.

Pamiętajmy więc, spotykając kolejną osobę z postawioną diagnozą psychiatryczną, że prawdopodobnie mamy do czynienia z człowiekiem karmionym brednią, banałem, ściekiem. Świat trzeciej dekady XXI wieku skonstruowany jest tak, żeby odciągać naszą uwagę od tego, co wartościowe, godne skupienia, dogłębnie interesujące. Zamiast tego funduje nam potok bzdur i błahostek: walki w klatkach celebrytów, nieciekawe ciekawostki o piłkarzach, naiwnie banalne prawdy psychologiczne i gwar, hałas, mnóstwo hałasu.

Już w tym głowa algorytmu (który zna nasze dotychczasowe wybory), żeby dobrał coś skrojonego w sam raz dla nas. Coś, co nas przy smartfonowym ekranie utrzyma możliwie długo. Nie sposób się tym nie zmęczyć. Nie sposób się nie przestymulować. Uciekajmy. Ratujmy się. Zalećmy naszemu mózgowi odpowiednik diety śródziemnomorskiej.

Jakub Sieczko, lekarz anestezjolog

Napisz do autora: sieczko.gazetalekarska@gmail.com