Wywiad lekar(s)ki: trudno się przyznać do zmęczenia (wideo)
Pracujemy więcej niż inni, a i tak wielu z nas ma poczucie, że nie daje z siebie wszystkiego – mówi Justyna Bogucka-Czapska, matka czworga dzieci, rezydentka pediatrii, wiceprzewodnicząca OZZL, lekarka z OIL w Krakowie, w rozmowie z Marią Kłosińską.

Przy czworgu dzieci zadań jest mnóstwo, wiem z doświadczenia. Jak sobie radziłaś, godząc obowiązki domowe z pracą zaczynającą się o siódmej rano?
Czasami mniej nie oznacza łatwiej. Niektórzy twierdzą, że z liczbą dzieci rośnie liczba problemów. Może coś w tym jest. Ale z drugiej strony, my też z czasem uczymy się lepiej sobie z nimi radzić. To, że ktoś ma jedno dziecko, nie oznacza, że jest mu łatwiej niż nam przy czworgu. Wszystko zależy od doświadczenia i organizacji pracy w domu, które nabywa się z czasem. Im dłużej pełnimy tę rolę i im więcej mamy dzieci, tym bardziej dojrzewamy do tych obowiązków i uczymy się być lepszymi rodzicami i lekarzami.
Jak udaje Ci się łączyć role matki i lekarki?
Wydaje mi się, że tak naprawdę nigdy nie udaje się w pełni połączyć tych ról. Work-life balance to piękny ideał – chodzi o to, by łączyć pracę z życiem rodzinnym i opieką nad dziećmi. Im dłużej jestem matką, tym częściej mam wątpliwości, czy to w ogóle jest możliwe. Zawsze towarzyszy mi niedosyt – zarówno bycia lekarzem, jak i spędzania czasu w domu z rodziną.
Dzieci nas uczą, a z każdym kolejnym dzieckiem dojrzewamy do nowych. Przy pierwszym dziecku spędziłam w domu rok i był to dla mnie bardzo trudny czas. Brakowało mi ludzi, pracy, tęskniłam za moją pediatrią, mimo że miałam dziecko przy sobie. Przy drugim dziecku wróciłam do pracy, gdy miało 8 miesięcy. Pracowałam na pół etatu. Było to trudne, ale pozwalało mi zachować równowagę – spędzać czas z dzieckiem i jednocześnie pracować.
Przy trzecim dziecku wróciłam do pracy, gdy miało 4 miesiące, i chociaż pracowałam na pół etatu, zdarzało się, że byłam poza domem nawet 12 godzin, ponieważ realizowałam staże daleko od domu. Mimo to czułam, że udaje mi się jakoś godzić te obowiązki. Z kolei przy czwartym dziecku wróciłam do pracy, gdy miało 5 miesięcy. Było to dla mnie idealne rozwiązanie – mogłam na chwilę wyjść z domu, ale jednocześnie rodzina nie odczuwała mojego braku w takim stopniu. Bardzo ważny jest odpoczynek, a wiele osób, w tym rodziców, nie uświadamia sobie, jak bardzo go potrzebujemy.
Kiedy wykonujesz zawód lekarza, możliwość dostosowania godzin pracy do etapu życia, w którym się znajdujesz, wydaje się kluczowa. Czy zgadzasz się, że dzięki temu można być bardziej obecnym – dobrym lekarzem w pracy i dobrym rodzicem w domu? Czy Twoim zdaniem Kodeks pracy rzeczywiście daje wystarczające możliwości, aby dokonywać lepszego wyboru, który zmienia się na różnych etapach życia zawodowego i rodzinnego?
Kodeks pracy daje dużo możliwości, ale większość lekarzy pracuje na umowach cywilnoprawnych, na kontraktach, które również oferują elastyczność i pozwalają lepiej dostosować godziny pracy do swoich potrzeb. Jednak wszystko zależy od miejsca, w którym pracujemy, ponieważ każde środowisko ma swoją specyfikę. Często dzwonią do mnie lekarze z różnymi problemami i pierwsze, co słyszę, to: „Wiesz, pracuję w bardzo specyficznym miejscu, gdzie…”. Każde miejsce ma swoje zasady i swoje wyzwania. Najtrudniejsza sytuacja pojawia się, gdy nasze potrzeby nie mogą być zrealizowane w miejscu pracy, niezależnie od tego, jaką mamy umowę.
Kodeks pracy daje większe możliwości, zwłaszcza w takich miejscach jak oddziały, gdzie np. jeśli dziecko zachoruje, to będąc na umowie cywilnoprawnej nie możemy po prostu powiedzieć, że nas nie będzie. To bardzo stresująca sytuacja. Z kolei kodeks pracy pozwala nam po prostu nie przyjść do pracy, co z perspektywy rodzica jest świetnym rozwiązaniem. Z perspektywy pracodawcy i współpracowników już niekoniecznie.
Mówimy o Kodeksie pracy, więc o współpracy z innymi lekarzami, a także o pacjentach przypisanych np. do konkretnego oddziału. Kiedy mamy chore dziecko, ktoś musi zająć się „Twoimi” pacjentami.
My, lekarze, czujemy ogromną odpowiedzialność za naszych pacjentów. Dla nas to kwestia, jakbyśmy byli ich adwokatami. To niesamowite, jak lekarze potrafią odczuwać wdzięczność i dług wobec innych lekarzy, którzy przejmują opiekę nad „naszymi” pacjentami. To naprawdę pokazuje, jak mocno zaangażowani jesteśmy w naszą pracę.
Na umowie cywilnoprawnej masz możliwość elastycznego dostosowania godzin pracy. Na przykład, jeśli wiesz, że Twoje dzieci mają zajęcia popołudniowe, możesz tak zaplanować pracę, by je na zajęcia zawieźć.
Są tacy lekarze, którzy pracują tylko na umowach cywilnoprawnych, pracują codziennie jakby byli na etacie i mając określone dni dyżurowe. Są też tacy, którzy pracują wyłącznie w trybie dyżurowym i mogą swobodnie ustalać swój grafik dyżurów z pracodawcą: mogą pracować cztery razy w miesiącu, ale mogą też pracować tylko dwa razy.
Z drugiej strony Kodeks pracy też daje nam duże możliwości, ale wprowadza pewne ograniczenia. Znajomość przepisów daje nam elastyczność, zwłaszcza dla rezydentów, jak np. łącznie urlopu rodzicielskiego z pracą na część etatu lub zmniejszenie czasu pracy łącząc go z prawem do urlopu wychowawczego. Większość z nas zaczyna być rodzicami w czasie rezydentury, która jest umową o pracę.
Tych zadań jest naprawdę dużo, a doba ma tylko 24 godziny – tak samo, jak doba lekarza. Pracujemy za dużo i wymagamy od siebie zbyt wiele.
Jesteśmy nauczeni, że musimy wszystko zrobić sami. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do pracy w zespole terapeutycznym, uczymy się tego przez cały czas. W szpitalu pracujemy w zespołach, ale w domu często nie mamy takiej samej współpracy. Uważamy, że musimy wykonać wszystkie zadania sami, często nie umiemy delegować obowiązków. A, niestety, mając dużą rodzinę, nie da się zrobić wszystkiego samemu, nawet jeśli jest się we dwoje i jeszcze wtedy, gdy pracuje się na pełny etat, albo ponad etat.
Musimy też pamiętać, że etat lekarza jest dłuższy niż etat zwykłego pracownika. Ludzie pracują średnio 168 godzin miesięcznie i mają maksymalnie 150 nadgodzin rocznie. My, lekarze, zwłaszcza w trakcie rezydentury, mamy obowiązek wypracować 48 godzin tygodniowo, wliczając dyżury, co daje około 200 godzin miesięcznie, czyli dodatkowe 450 godzin nadgodzin rocznie. Pracujemy więcej niż zwykli ludzie, a mimo to często czujemy, że nie poświęcamy wystarczająco dużo czasu na inne aspekty życia.
W naszej kulturze pracy jesteśmy nauczeni, że musimy być zawsze dostępni, zawsze gotowi do pracy, co staramy się przełożyć na inne obszary życia. Próbujemy być na 200 procent, ale to nie jest możliwe. W końcu pojawia się zmęczenie, a potem wypalenie zawodowe. Doświadczamy wypalenia zarówno zawodowego, jak i rodzicielskiego.
O wypaleniu zawodowym mówi się coraz więcej i staramy się temu przeciwdziałać, ale w mojej ocenie nie jest to wystarczające. Dobrze, że istnieje związek zawodowy, który uświadamia lekarzom ich prawa, niezależnie od formy zatrudnienia. Pomaga im przestrzegać tych praw i dba o ich przestrzeganie.
Staramy się informować lekarzy o ich prawach, tłumaczyć im, że mają możliwości, i pomagać im w ich respektowaniu. Często zgłaszają się do mnie matki lekarki, które mają problem z wyegzekwowaniem swoich praw. Zwracają się do pracodawcy z prośbą o coś, co im przysługuje, a spotykają się z odmową. Często problem pojawia się już na etapie pracownika, na przykład pani w kadrach, która po raz pierwszy spotyka się z takim przypadkiem, ponieważ do tej pory lekarze nie korzystali ze swoich praw.
Jednak w ostatnich latach widać, że ta sytuacja się zmienia, a świadomość prawna wśród lekarzy rośnie. Ale pojawia się pytanie: co ze stroną, do której się zwracamy? Myślę, że świadomość prawna wzrasta nie tylko wśród lekarzy, ale także ogólnie. Mamy coraz lepszy dostęp do informacji, ludzie zaczynają więcej szukać, a my zaczynamy wychodzić ze swojej „bańki lekarskiej”, w której przez natłok pracy nie zauważaliśmy innych rzeczy.
Dopiero teraz dostrzegamy, że poza szpitalem jest zupełnie inny świat. Zawody, w których zarobki są dobre, a ludzie mogą cieszyć się większym work-life balance. Problemem jest to, że inni ludzie, ci spoza medycyny, nie rozumieją, jak można pracować tyle godzin. Kiedy mówi się im, ile pracuje lekarz, nie potrafią tego pojąć. Nie rozumieją, do jakiego stopnia zmęczenia jesteśmy w stanie dojść.
Pamiętam protest, w którym opowiadaliśmy o tym, jak wygląda nasza praca – 48 godzin w tygodniu, klauzula opt-out. Dla wielu ludzi to było poza sferą wyobrażeń. Trudno jest zrozumieć, że dyżur trwa 24 godziny. Wracasz do domu, odpoczywasz, ale dla lekarzy-rodziców oznacza to dalsze zajmowanie się obowiązkami domowymi, a później znowu czeka nas praca na etacie.
Działasz w związku zawodowym. Jak współpraca z przewodniczącą OZZL dr Grażyną Cebulą-Kubat wpływa na Twoje działania?
Doktor Grażyna Cebula-Kubat jest niezwykle inspirującą postacią. Stanęła na czele związku zawodowego, który wcześniej przez 30 lat był prowadzony przez mężczyznę, założyciela tego związku. Przejąć stanowisko po kimś, kto miał tak ogromny dorobek, to bardzo trudne zadanie, ale pani doktor poradziła sobie doskonale. Wprowadziła nową jakość, stworzyła przestrzeń dla młodych lekarzy i otworzyła nas na możliwości, jakie daje współczesny świat mediów społecznościowych.
Pod jej przewodnictwem zaczęliśmy działać w wielu komisjach i zespołach, które pracują na rzecz poprawy warunków pracy lekarzy. Uważam, że to dobra zmiana i cieszę się, że mogę współpracować z tak inspirującą osobą.
Jakie zmiany w środowisku lekarskim uważasz za szczególnie ważne i przydatne, szczególnie w kontekście praw lekarzy?
Uważam, że jednym z największych sukcesów, które udało się wprowadzić, jest prawo, które zbliża matki lekarki do zwykłych matek Polek. To prawo pozwala na to, aby nie wymagać od nas pracy ponad siły – zarówno w pracy, jak i w domu. Lekarze rezydenci mają obowiązek wyrobienia 450 nadgodzin rocznie, co jest znacznie więcej niż 150 godzin nadgodzin, które obowiązują innych pracowników.
Dzięki zmianom w ustawie o zawodzie lekarza i lekarza dentysty udało się wprowadzić przepisy, które pozwalają rodzicom, zarówno kobietom, jak i mężczyznom, bo to są przepisy wynikające z rodzicielstwa albo z powodu np. zdrowotnego, na dwa lata zwolnienia z dyżurów. To prawo ratuje nasze zdrowie psychiczne i daje nam możliwość wyboru momentu, kiedy chcemy z niego skorzystać.
Rezydentura trwa najczęściej 5 lat, więc po uwzględnieniu tego prawa pozostaje jeszcze 3 lata dyżurowania, ale przepisy przewidują, że te zasady mogą się zmieniać w przyszłości. Korzystanie z tego prawa wiąże się z koniecznością złożenia wniosku do pracodawcy, co nie jest skomplikowaną formalnością. Najważniejsze jest jednak uświadomienie sobie, czego potrzebujemy, aby być dobrymi rodzicami i lekarzami, oraz jakie kroki podjąć, by to osiągnąć.
Problemem nie są same formalności, lecz poczucie odpowiedzialności za pacjentów, zespół i nasze miejsce pracy. To poczucie odpowiedzialności sprawia, że trudno nam przyznać się do zmęczenia. Jako lekarze czujemy, że nasza rola to ciągła gotowość do pracy, a dyżury są uważane za nasz obowiązek. Zostaliśmy nauczeni, że nie możemy być dobrymi lekarzami, jeśli nie będziemy dyżurować, co często utrudnia nam podjęcie decyzji o skorzystaniu z przysługujących nam praw. Zwykle podejmujemy tę decyzję dopiero, gdy dochodzimy do ściany.
Czasami jest to poprzedzone okresem w życiu lekarza, kiedy zastanawia się, czy powinien całkiem przestać być lekarzem. Jednak rozwiązanie nie musi być aż tak radykalne. Może zrezygnować z dyżurów lub ich części i pracować w wymiarze etatu. Zrzucenie z siebie tego obowiązku pozwala lepiej godzić rolę zawodową z życiem prywatnym, a przede wszystkim daje możliwość przeżycia, gdyby pojawiła się poważna choroba albo gdy dzieci są jeszcze małe.
Lekarze pracują do końca życia, a bardzo niewielu z nich przechodzi na emeryturę. Bycie rodzicem trwa tylko przez kilka- kilkanaście lat, a ten czas jest niepowtarzalny. Jeśli nie wykorzystamy momentu, kiedy nasze dzieci rosną, nikt nam go już nie zwróci. Można w wieku 50 lat rozpocząć kolejną specjalizację, ale relacji z dziećmi, które zaniedbaliśmy przez pracę, nie da się już odzyskać.
Kiedyś, przed wprowadzeniem prawa do niedyżurowania, lekarze, którzy decydowali się na przerwę od dyżurów, spotykali się z ostracyzmem. Musieli odpracować te godziny, co w przypadku specjalizacji wydłużało czas pracy nawet o rok. Niejednokrotnie nie otrzymywali za to wynagrodzenia, a w niektórych przypadkach było to traktowane jako praca bezpłatna.
Najbardziej niesamowita pomoc, w której organizacji brałaś udział, to…
Jedna z lekarek, która mieszkała na północy Polski, znalazła się w sytuacji kryzysowej. Jej mąż przebywając daleko od domu zasłabł w restauracji, a po wezwaniu karetki został zabrany do szpitala. Zostawiła jednak swoje kilkuletnie dziecko, ucznia podstawówki, samego w restauracji w miejscowości na południu Polski. Tamtejsza kelnerka, dostrzegając tę sytuację, zaoferowała, że po zakończeniu swojej zmiany odprowadzi dziecko do swojego hotelu.
Lekarka musiała pokonać aż 7-8 godzin drogi, żeby dotrzeć do dziecka. Przez ten czas dziecko była zupełnie samo, co wzbudziło duży niepokój wśród społeczności matek lekarek. Na naszej grupie pojawiła się prośba o pomoc, ponieważ sytuacja była wyjątkowo trudna i wymagająca szybkiej reakcji. Dzięki współpracy udało się znaleźć zaufaną opiekunkę, która natychmiast dotarła do dziecka.
Pocieszyła je, dotrzymała towarzystwa i zapewniła bezpieczeństwo do momentu, gdy matka mogła do niego dotrzeć. Było to niezwykle wzruszające, jak wspólnota matek lekarek zareagowała na tę sytuację, łącząc osobę potrzebującą pomocy z osobą która tą pomoc mogła dać, dodając do tego zaufanie, pomagając rodzinie, która zostawała bezradna w tym trudnym momencie.
Czy pamiętasz taki wyjątkowy moment, kiedy poczułaś, że udało Ci się połączyć rolę matki i lekarki?
Takich momentów jest wiele. Jednak później przychodzą chwile, kiedy myślę, że może to jednak nie jest możliwe. Czasami czuję, że jest za dużo obowiązków, że przez nadmiar pracy cierpi zarówno moja praca, jak i życie rodzinne. Nie da się cały czas czuć zadowolenia z życia i mieć poczucia, że można zrobić wszystko. Dlaczego? Ponieważ warunki się zmieniają.
Kiedy mam poczucie, że balans i równowaga są zachowane, wszystko wydaje się być w porządku. Dziecko rośnie, pojawiają się nowe potrzeby albo dołącza kolejne dziecko. Życie nie jest stałe, a zmienne, które pojawiają się po drodze, zaburzają tę równowagę, którą musimy odbudować na nowo. Myślę, że to jest ważne i warto o tym rozmawiać. Dążenie do ideałów jest dobrym celem, ale trzeba pamiętać, że to długa droga.
Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 2/2025