Czy warto inwestować w złoto? (cz. 2)
Nie należy kupować kruszcu za wszystkie oszczędności. Warto też być przygotowanym na długie lata, gdy nie będzie wygrywało z inflacją lub zachowywało się znacznie gorzej niż np. rynek akcji.

Od setek lat złoto rozpala ludzką wyobraźnię, wzbudzając niesłabnące pożądanie na całym świecie. Dla wielu osób jest symbolem zamożności i odporności na inflację.
W ostatnich miesiącach nagłówki wielu artykułów krzyczą, że złoto jest „rekordowo drogie”, „znajduje się w pobliżu historycznych szczytów” lub „osiąga historyczne maksima”. Że jego notowania winduje niepewność i strach, a kapitał szuka „bezpiecznej przystani”. I że to „jeszcze nie koniec wzrostów”, obecny „rajd cen” ma dalej trwać, a „prognozy są optymistyczne”.
Powód do zadowolenia
Polska dysponuje największymi rezerwami złota w regionie. W czerwcu 2025 r. Narodowy Bank Polski (NBP) poinformował o zgromadzeniu na koniec poprzedniego miesiąca 515,5 ton złota i zrealizowaniu strategii zakładającej zwiększenie jego udziału do 20 proc. ogółu rezerw. Tym samym Polska zajęła 12. pozycję wśród banków centralnych posiadających największe rezerwy złota, wyprzedzając m.in. Europejski Bank Centralny (EBC), czyli bank centralny strefy euro, i znacznie od nas zamożniejszą Wielką Brytanię.
NBP traktuje złoto jako strategiczny element aktywów rezerwowych naszego państwa, podkreślając, że nie stanowi ono niczyjego zobowiązania. „Nie jest obarczone ryzykiem kredytowym, a cechy fizyczne zapewniają jego trwałość i praktycznie niezniszczalność. Złoto utrzymuje wartość realną w długim okresie i zazwyczaj rośnie w warunkach podwyższonego ryzyka kryzysów finansowych czy politycznych” – czytamy na stronie internetowej nbp.pl.
Tuż za dolarem
W ostatnich latach liczne banki centralne zaczęły gromadzić złoto na nieobserwowaną od dłuższego czasu skalę. Jak informuje EBC, w 2024 r. stanowiło ono ok. 1/5 światowych oficjalnych rezerw i stało się drugim najważniejszym aktywem rezerwowym po dolarze amerykańskim, wyprzedzając m.in. euro.
Na początku września 2025 r. „królewski metal” przekroczył psychologiczną barierę – cena jednej uncji wzrosła do 3,5 tys. dolarów. Prawdopodobnie banki centralne wciąż będą nabywać kolejne sztabki w celu dywersyfikacji swoich rezerw. W debacie publicznej mówi się, że to m.in. efekt napięć geopolitycznych i obaw o nadmierne zadłużenie państw Zachodu, w tym Stanów Zjednoczonych.
Nie na jedną kartę
Nieprzypadkowo dużo uwagi poświęcam rosnącemu popytowi ze strony wielu banków centralnych, ponieważ w mediach jest wiele materiałów – nierzadko w tonie sensacyjnym – na ten temat. Warto jednak pamiętać, że nie stawiają one wszystkiego na jedną kartę, gromadząc tylko i wyłącznie kruszec.
Do podstawowych zasad w inwestowaniu należy dywersyfikacja, czyli unikanie inwestowania zbyt dużej ilości kapitału w jedną klasę aktywów. Z punktu widzenia zarządzania ryzykiem błędem jest ulokowanie 100 proc. nadwyżek finansowych w złoto, tak jak np. kupno za wszystkie oszczędności nieruchomości na wynajem. Być może w kolejnych kilku czy kilkunastu latach złoto przyniesie dobre stopy zwrotu, ale tego nie wie nikt. Przyszłość jest nieznana.
Cierpliwość popłaca
W poprzednim numerze „Gazety Lekarskiej” napisałem, że inwestować w złoto trzeba z głową. Nie należy zatem kupować kruszcu za wszystkie oszczędności i warto być mentalnie przygotowanym na naprawdę długie lata, kiedy nie wygrywa z inflacją lub zachowuje się znacznie gorzej niż rynek akcji. Poza tym należy zdawać sobie sprawę z tego, że notowania „królewskiego metalu” – przynajmniej tak było dotychczas – charakteryzuje duża zmienność.
„Wielu ekspertów rynku złota sugeruje, jakoby gwarantowało ono zysk i pobicie inflacji niezależnie od okresu inwestycji. Nie jest to prawda, bo złoto miało bardzo długie okresy, w których ani nie pobijało inflacji, ani nie oferowało żadnego nominalnego zysku, a mianowicie: złoto było od 01.1980 do 07.2007 (333 miesiące, czyli prawie 28 lat) na minusie, kolejno złoto było od 08.2011 do 07.2020 (108 miesięcy, czyli prawie 9 lat) na minusie” – pisze Mateusz Samołyk, autor bloga i podcastu Inwestomat. I dodaje, że notowania złota przypominają „zmienny i rozkapryszony indeks akcji”.
Mariusz Tomczak
Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 10/2025