21 listopada 2024

Lekarz na urlopie. Jak odpocząć?

Ciągły kierat sprawia, że medycy przestają umieć odpoczywać. Naukę należy zacząć na długo przed urlopem – piszą Karolina Kowalska i Mariusz Tomczak.

Foto: pixabay.com

W podlubelskim domu Szymańskich pierwszy budzik dzwoni o 4.50. Ten w telefonie pani domu, Renaty Florek-Szymańskiej, chirurg ogólnej i naczyniowej i matki czworga dzieci. Zabiegi pielęgnacyjne, które wykonuje do godz. 6 – mycie, układanie włosów, malowanie – są właściwie pretekstem do zaplanowania dnia: swojego, dzieci, oddziału.

Bo chociaż wszystko ma ustalone miesiąc do przodu, przy dwójce sześciolatków, oddziale i własnym gabinecie plan może się wykrzaczyć na sto sposobów i zazwyczaj tak się dzieje. O godz. 5 do Renaty dołącza mąż, neurochirurg, który szykuje żonie śniadanie i potem wyprowadza na spacer psy. To czasem jedyny moment dnia, który spędzają razem.

Kawa i adrenalina

Pierwszy wychodzi Tomasz Szymański. Odkąd został ordynatorem neurochirurgii w Radomiu, do pracy ma 135 km. O 6 budzi maluchy, pomaga średnia córka. Doktor Renata wyrusza o 7. Ma godzinę, żeby odwieźć dzieci do przedszkola i szkoły i zdążyć do pracy na Oddziale Chirurgii Naczyniowej SPSK nr 4 w Lublinie. Jest starszym asystentem i jeśli nie jest to dzień poradniany, natychmiast wpada w wir: wizyt, operacji, konsultacji, opieki nad pacjentami. Popołudnie to odbieranie dzieci, obowiązki domowe, kilka razy w tygodniu konsultacje w prywatnym gabinecie. Jeśli ma dyżur (zwykle w piątki lub soboty) przestawia się w tryb stand-by – wyćwiczony, a raczej wyhartowany przez lata dyżurów na naczyniówce sposób funkcjonowania wielu zabiegowców.

– Od kilku lat jestem nałogowym kawoszem, od tygodnia jadę na energetykach. Pobudzenie układu adrenergicznego sprawia, że adrenalina w pewnej dawce towarzyszy mi cały czas. Musi, bo o każdej porze trzeba stanąć na wysokości zadania. Zdarza się, że pacjent z pękniętym tętniakiem trafia do naszego szpitala o pierwszej w nocy czy o trzeciej lub piątej nad ranem. Czasem jeden po drugim. I wtedy ani pacjentowi, ani prokuratorowi nie usprawiedliwię się zmęczeniem po kilkugodzinnej operacji, która skończyła się kilkanaście minut wcześniej. Muszę być zawsze gotowa – tłumaczy Renata Florek-Szymańska.

Rozmawiamy w czwartek, dzień, który z niedyżurowego stał się dla niej dyżurowym, bo od godz. 20 zastępuje kolegę z niespodziewaną awarią rodzinną. Pytam, jak się czuje?: – Jestem umordowana – odpowiada szczerze. – Właściwie to jestem przewlekle zmęczona. W ubiegłym roku nie byłam na urlopie, bo gdybym go nie odwołała, trzeba by było zamknąć oddział. Ja nie mam życia prywatnego, nie chodzę do kina, teatru ani na imprezy, nie czytam książek innych niż podręczniki, czasopism innych niż naukowe, nie siedzę na Facebooku ani nie przeglądam Pudelka. Od lat nie byłam na badaniach, które powinno się wykonywać regularnie. Na takim trybie życia traci moja rodzina. To cena, jaką szczególnie w mojej specjalizacji płaci się za ten wspaniały, niesamowity zawód – mówi lekarka.

80 godzin w tygodniu

Tak jak ona pracuje wielu lekarzy w Polsce. Z badania „Lekarz przyszłości”, przeprowadzonego w ubiegłym roku przez Instytut Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego we współpracy z Naczelną Izbą Lekarską, wynika, że 60 proc. lekarzy w Polsce pracuje dla więcej niż jednego pracodawcy, prawie 20 proc. pracuje w trzech miejscach, 27,9 proc. w dwóch miejscach, a blisko 10 proc. w czterech. Samozatrudnienie powoduje, że lekarze pracują nawet 80 godzin tygodniowo.

Czy Renata Florek-Szymańska ma w tym roku szansę na urlop? Jeszcze nie wie. Na skutek prowadzonej przez wiele lat polityki kadrowej i blokowania miejsc na specjalizacjach – chirurgów naczyniowych, szczególnie tych doświadczonych, jest mało. Jeśli jednemu zdarzy się ciężej zachorować, kolega lub koleżanka nigdzie nie wyjadą. Bo będą musieli dyżurować albo w oddziale, albo pod telefonem. Na dyżurze pod telefonem też nie ma życia, bo gdy dyżuruje rezydent, trzeba być w każdej chwili gotowym do przyjazdu do szpitala. Nawet gdyby mogła wyjechać, pewnie do końca by nie odpoczęła. Jak większość zapracowanych lekarzy.

Lata w kieracie nauczyły ich pracy ponad siły, na granicy wyczerpania, mobilizowania organizmu do wysiłku, do jakiego nikt ich nie przystosował. Trochę jak wyczynowy sportowiec, z tą tylko różnicą, że sportowcy przykładają dużą wagę do odpoczynku, regeneracji, higieny psychicznej. Na sesjach z psychologami uczą się nie tylko podnosić po porażce, ale „wyłączać” mózg tak, by umożliwił regenerację ciała. Lekarzy nikt tego nie uczy.

Urlop to wyzwanie

Kinga Rochala, psycholog i psychoterapeutka, certyfikowany specjalista psychoterapii uzależnień, przyznaje, że dla niektórych ludzi urlop to nie lada wyzwanie. – Wiele osób nie potrafi wypoczywać, bo na co dzień tkwią w błędnym kole ciągłej pracy. Część osób – i bez wątpienia dotyczy to środowiska lekarskiego – nie daje sobie przyzwolenia na odpoczynek. Wielu lekarzy biegnie z dyżuru na dyżur, po pracy w szpitalu jedzie do pracy w poradni albo z publicznej poradni do gabinetu prywatnego, a kiedy w końcu pojawia się okazja do wypoczynku, wiąże się to z pewnym lękiem. To paradoks, że z jednej strony czeka się na urlop, ale kiedy do niego dochodzi, niektórzy zadają sobie pytanie: jak zagospodarować tyle wolnego czasu? – mówi Kinga Rochala.

Dlatego, jej zdaniem, o odpoczynek podczas urlopu należy zadbać na długo przed wyjazdem. – Jeszcze zanim wyjedziemy, warto zadbać o zachowanie work-life balance i troszczyć się o higienę dnia codziennego. W życiu musi być czas na pracę i na relaks, na obowiązki i na przyjemności. Każdy człowiek powinien żyć, a nie tylko funkcjonować. To także dotyczy środowiska lekarskiego. Kiedy ktoś się zapętli w obowiązkach zawodowych, nie zawsze potrafi dostrzec, że przekroczył już pewną granicę – mówi.

– Do tego czasami dochodzą m.in. trudności z zasypianiem, zaburzenia łaknienia, stan napięcia, nerwowość, pojawiające się wybuchy złości, trudności w kontrolowaniu impulsów czy wreszcie potrzeba używania substancji psychoaktywnych, by zredukować stan napięcia i poczuć się błogo. Uświadomienie sobie tego bywa bardzo trudne, ale jest niezwykle ważne. „Jest ze mną coś nie tak, bo zaczynam umawiać dwóch pacjentów na jedną godzinę” – usłyszałam niedawno od kilku znajomych lekarzy. To ostrzeżenie, że w naszym życiu coś trzeba zmienić. Zbliżający się sezon urlopowy powinien pomóc w podjęciu takich decyzji – przekonuje Kinga Rochala.

Jak więc odpocząć?

Moi rozmówcy śmieją się, że nikt nie powinien wiedzieć tego lepiej niż lekarze. Dr n. med. Michał Skalski, założyciel, a w przeszłości przez wiele lat kierownik Poradni Leczenia Zaburzeń Snu przy Klinice Psychiatrycznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, zauważa jednak, że znajomość teorii nie zawsze przekłada się na praktykę. Lekarzom, którzy na urlopie chcą dobrze wypocząć, zaleca więc higieniczny tryb życia. A o taki trudno, jeśli urlop spędza się na balowaniu do białego rana i piciu alkoholu. Odradza też przesypianie urlopu – dłużej można spać pierwsze dwa dni, potem lepiej wrócić do stałych pór wstawania i zamiast zalegać w łóżku, iść na spacer.

Kinga Rochala podkreśla, że urlop nie może być za krótki. – W tydzień można trochę odpocząć i zregenerować siły, ale optymalny okres urlopu to trzy tygodnie: przez pierwszy dochodzimy do siebie po kilku miesiącach pracy, w drugim odpoczywamy, a w trzecim powoli zbliżamy się myślami do powrotu do naszych obowiązków. Lekarze powinni wypoczywać, by złapać więcej dystansu. Ciągły kontakt z pacjentami jest przecież obciążający dla psychiki. I nie ma znaczenia, czy chodzi o psychiatrę, który bezpośrednio mierzy się z ludzkimi problemami i różnymi chorobami dotyczącymi zdrowia psychicznego, czy o chirurga albo stomatologa. W zawodzie jest dużo odpowiedzialności i koncentrowania się, by nie popełnić jakiegoś błędu – dodaje.

Nieoczekiwaną receptę na odpoczynek w pracy lekarza daje dr n. med. Mateusz Kowalczyk, psychiatra i wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej. Uważa, że w zawodzie lekarza najważniejsze jest posiadanie odskoczni, tak by medycyna nie przesłoniła całego życia. Najlepszą jest przebywanie wśród osób niezwiązanych z medycyną, bo kiedy spotka się kilku lekarzy, po kilku minutach rozmowa i tak zejdzie na leczenie, pacjentów i system. – Dlatego instynktownie od pierwszego roku studiów obracałem się w towarzystwie nielekarskim. Moi najbliżsi przyjaciele to informatycy i prawnicy, żona też nie jest lekarzem. Podczas spotkań towarzyskich nie rozmawiam o sprawach zawodowych, przestaję być lekarzem. To naprawdę pomaga odpocząć – mówi dr Kowalczyk.

Karolina Kowalska, Mariusz Tomczak