22 listopada 2024

Lekarz wobec zagrożenia zakażeniem

Wydaje mi się, że etyczno-prawne rozważania na temat problemów związanych z pracą lekarza w sytuacji jakiegokolwiek zagrożenia należałoby zacząć od art. 162 kk. – pisze dr Stanisław Wencelis.

Foto: pixabay.com

Ten przepis prawny mówi wprost, że każdy człowiek jest zobowiązany do udzielenia pomocy drugiemu człowiekowi, jeżeli ten znajduje się w stanie poważnego zagrożenia życia lub zdrowia, a udzielenie pomocy nie wiąże się z zagrożeniem osoby pomagającej. Uchylenie się w takiej sytuacji od udzielenia pomocy grozi sankcjami karnymi.

Opisany obowiązek dotyczy każdego, w tym lekarzy pomagających pacjentom w warunkach bezpiecznych. Zachodzi jednak pytanie, co wtedy, kiedy kontakt z pacjentem wiąże się z jakimś zagrożeniem dla lekarza. Rzeczywiście muszę przyznać, że sprawa ta została pominięta w Kodeksie Etyki Lekarskiej i słuszne ma o to pretensje dr hab. Tadeusz M. Zielonka, wypominając nam to mocno w swojej wypowiedzi na portalu mp.pl w cyklu „Etyka lekarska w czasach zarazy”. Pamiętam dyskusję na ten temat. Konkluzja z niej była taka, że jeśli niebezpieczeństwo wynika z okoliczności zewnętrznych, np. pacjent znajduje się w miejscu niebezpiecznym, to lekarz może się wycofać.

Nie dotyczy to sytuacji, kiedy lekarz jest członkiem ekipy ratunkowej, ponieważ wówczas akceptuje zagrożenie. Także jeżeli zagrożenie wynika z choroby pacjenta, to lekarz powinien je zaakceptować, ponieważ przeciwdziałanie chorobom to istota jego zawodu. W czasie kształcenia lekarz powinien nauczyć się chronić przed chorobami siebie, a także innych pacjentów. Tak więc już w zwykłych warunkach, gdy nie ma sygnałów o chorobie zakaźnej jako przyczynie niedomagań pacjenta, standardem jest zbadanie go w rękawiczkach, poza tym można w każdej chwili nałożyć maseczkę ochronną, gdy chory kaszle czy kicha. Natomiast przy rozpoznaniu lub poważnym podejrzeniu choroby zakaźnej lekarz zobowiązany do udzielenia pomocy takiemu pacjentowi powinien mieć do dyspozycji sprzęt ochronny i inne środki – zależnie od tego, co wiemy o czynniku zagrażającym.

Sprzęt ten dostarcza pracodawca, a lekarz jako pracownik jest odpowiedzialny za właściwe jego użycie, maksymalnie wykorzystujące jego walory zabezpieczające. Ponieważ cały pion zwalczania chorób zakaźnych podlega publicznej służbie zdrowia, w której lekarze są pracownikami najemnymi, cała odpowiedzialność za zaopatrzenie w sprzęt i środki ochronne spoczywa na władzach administracyjnych państwa. Niebagatelnym problemem jest lęk przed zakażeniem – to naturalne uczucie właściwe każdemu człowiekowi w sytuacji zagrożenia. Koledzy na co dzień pracujący wśród chorych zakaźnie też nie są od niego wolni, ale – jak podkreślają – potrafią go przepracować i w końcu traktują przyjaźnie, jako czynnik zwiększający ostrożność w pracy, a więc w efekcie poprawiający ich bezpieczeństwo.

Po wybuchu epidemii wirusa SARS-CoV-2 braki w sprzęcie i środkach ochronnych z powodu olbrzymiego nagłego zapotrzebowania wystąpiły właściwie wszędzie. Dlatego zaopatrzenie powinno być kierowane przede wszystkim do ludzi bezpośrednio zaangażowanych w leczenie chorych zakażonych koronawirusem, głównie lekarzy i pielęgniarek, bo oni są najbardziej eksponowani na zakażenie, a ponieważ są przemęczeni bardzo ciężką pracą, tym bardziej są podatni na zachorowanie. Z całego świata dochodzą wieści, jak bardzo wielu spośród nich choruje i umiera. A jeżeli w Polsce stara i przemęczona kadra zostanie przetrzebiona, to kto ich zastąpi?

Przez 30 lat społeczeństwo i władze, pomimo naszych przestróg, nie dbały o swoich lekarzy i pielęgniarki i teraz ich po prostu brakuje. Jesteśmy świadkami licznych doniesień medialnych o brakach sprzętu ochrony osobistej. Świadczy to o sytuacji konfliktowej na wielką skalę. Z jednej strony ludzie chorzy, potrzebujący pomocy, a jednocześnie mogący nosić w sobie wirusa, a więc być groźni dla innych. Z drugiej – ludzie zdrowi: lekarze i pielęgniarki, którzy są wyszkoleni do niesienia pomocy chorym. To jest ich praca, a niejednokrotnie treść ich życia. Oni wiedzą, jak pomóc chorym, i jednocześnie chronić się przed zakażeniem. W wielu miejscach mają jednak świadomość, że środki ochronne są niewystarczające do skutecznej ochrony w czasie pracy z chorymi.

W tych miejscach właściwie nie wolno im wydać polecenia do podjęcia pracy, a gdy takie polecenie zostanie im wydane, mają prawo odmówić jego wykonania. Są, co prawda, lekarzami i pielęgniarkami, którzy wykonują swój zawód, ale również mają prawo do bezpiecznej pracy. Zapewnia im to art. 66 Konstytucji RP: „Każdy ma prawo do bezpiecznych i higienicznych warunków pracy”. Zaś art. 210 par. 1 Kodeksu pracy brzmi: „W razie, gdy warunki pracy nie odpowiadają przepisom bezpieczeństwa i higieny pracy i stwarzają bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia lub życia pracownika albo gdy wykonywana przez niego praca grozi takim niebezpieczeństwem innym osobom, pracownik ma prawo powstrzymać się od wykonywania pracy, zawiadamiając o tym niezwłocznie przełożonego”.

Jeśli lekarze i pielęgniarki w warunkach niedostatecznego zaopatrzenia w sprzęt ochrony osobistej masowo nie odmawiają pracy wśród pacjentów chorych zakaźnie, to, moim zdaniem, główną rolę odgrywa tu mocno ugruntowane poczucie powinności i obowiązku wobec osób cierpiących oraz poczucie solidarności z chorymi. Być może pewną rolę odgrywa też strach przed ewentualnymi konsekwencjami dyscyplinarnymi czy prawnymi takiego kroku, ale w mojej opinii ma to znaczenie drugorzędne, ponieważ w dzisiejszych czasach znajomość praw pracowniczych jest stosunkowo wysoka.

Ze względu na dramatyczne braki kadrowe jest rzeczą oczywistą, że obciążenie pracą jest ponadprzeciętne. Ich obciążenie psychiczne również poważnie wzrasta, bo do niewielkiej, ale odczuwalnej nawet w normalnych warunkach obawy przed zakażeniem dochodzi realny strach z powodu ekspozycji związanej z niedostatecznym zabezpieczeniem. Gdy dodamy do tego lęk o najbliższych, bo przecież osoby te po pracy wracają do swoich domów, możemy sobie wyobrazić przeżywane dramaty. Dlatego musimy zdawać sobie sprawę, że jako społeczeństwo codziennie zaciągamy u nich wielki dług, który stopniowo staje się coraz trudniejszy do spłacenia i wobec którego wszelkie oklaski, wiwaty, publiczne podziękowania, aczkolwiek potrzebne i pewnie ciepło przyjmowane, są jednak niewystraczające.

Nas, społeczeństwo, obowiązuje wdzięczność realna i troska o tych ludzi. Wykonanie zobowiązań jest bezwzględnym zadaniem tych, którzy w naszym imieniu sprawują władzę. Lekarze i pielęgniarki są na wojnie, która powoduje ofiary. Dlatego oni i ich rodziny powinni być w specjalny sposób ubezpieczeni, żeby, gdy, nie daj Boże, doszłoby do jakiegoś nieszczęścia, ich najbliżsi mieli zapewniony godziwy byt. Wszyscy, którzy z jakichkolwiek powodów zmuszeni stanem zagrożenia pracowali, pracują czy będą pracować w warunkach niepełnego zabezpieczenia, powinni otrzymać godziwe gratyfikacje (pieniężne lub w postaci przywilejów). Zainteresowani powinni zadbać o udokumentowanie tych warunków pracy, a władze samorządów zawodowych lekarskich i pielęgniarskich dopilnować tych spraw, żeby, jeśli władze państwowe zapomną o wypełnieniu swojej powinności, przygotować i poprzeć pozwy zbiorowe o odszkodowania za zmuszanie ludzi do pracy w warunkach nadmiernego zagrożenia wynikłego z zaniedbań pracodawcy.

Mamy na to dość sił i środków. Jestem przekonany, że jeśli to zostanie wykonane, to w przyszłości apele naszych samorządów (lekarskiego i pielęgniarskiego) do władz o poprawę bezpieczeństwa pracy w służbie zdrowia będą o wiele skuteczniejsze. Nie bez powodu w drugiej części tego artykułu piszę jednocześnie o lekarzach i pielęgniarkach. Nasze zawody są stworzone do czynienia dobra i im lepiej i bardziej zgodnie się uzupełniają, tym tego dobra więcej. Uważam, że zbyt często o tym zapominamy. Nie ulega wątpliwości, że jesteśmy silnymi grupami zawodowymi, ale gdy dodatkowo zadziałamy razem, to żadne przeszkody nie zdołają nas zatrzymać. Nasze interesy są tu tożsame. Warto spróbować.

Stanisław Wencelis, współtwórca Kodeksu Etyki Lekarskiej