Ministerstwo Sprawiedliwości traktuje biegłych sądowych po macoszemu
Pragnę odnieść się do problemów poruszonych w „Gazecie Lekarskiej” przez p. Lucynę Krysiak w artykule pt. „W sprawie biegłych”.
Gmach Ministerstwa Sprawiedliwości w Al. Ujazdowskich 11, foto: Adrian Grycuk, CC BY-SA 3.0
Otóż tak się składa, że jestem biegłą sądową od prawie 30 lat! Wprawdzie zaprzysiężoną w Sądzie Pracy i Ubezpieczeń Społecznych w Olsztynie, ale ponieważ figuruję na liście biegłych, jestem zobligowana wykonywać opinie również dla sądów cywilnych, karnych i administracyjnych.
Zanim zostałam zaprzysiężona, przeszłam odpowiednie szkolenie, zaliczyłam egzamin. Na bieżąco jestem informowana w zmianach orzeczniczych, a przynajmniej raz w roku uczestniczę w dodatkowych szkoleniach organizowanych przez sąd. Praca biegłego lekarza jest niewdzięczna, odpowiedzialna, czasochłonna oraz najniżej wynagradzana w gronie pozostałych biegłych sądowych.
Najczęściej obowiązuje stawka obligatoryjna obliczona na podstawie tzw. kwoty bazowej, która wynosi 1789,42 zł (nie jest to średnia krajowa) i wynosi 151,92 zł (brutto), a stawka godzinowa – 32,39 zł (brutto). Zgodnie z Dz.U. poz.108 z dnia 17 stycznia 2017 r. godzina może wynosić 34,35 zł (dotyczy: złożony charakter problemu, studia wyższe, dyplom mistrzowski, min. 1 kadencja biegłego, tj. 5 lat).
Tak się składa, że spełniam te kryteria, a mimo to zawsze rachunek jest korygowany do stawki najniższej, z redukcją godzin pracy podanej w rachunku. Dodatkową kwestią jest problem dopisania 30 zł do rachunku, gdyż koszty administracyjne należy umotywować rachunkami, np. zużycie CT, papieru, tuszu, poczty, co nie zawsze jest możliwe. Żenada.
Więc kieruję kolejne pismo do sądu, aby nie płacili tych 30 zł i rezygnacją z dalszych usług. Ostatnio wystarczy oświadczenie, co stanowi duży postęp. Informuję, że często akta sądowe to kilka tomów o wadze wielu kilogramów, które wymagają przestudiowania, analizy, wezwania powoda na badanie oraz opracowania opinii na piśmie, co w rezultacie wynosi wiele godzin pracy dodatkowej. Ale widocznie pani księgowa wie lepiej, ile czasu poświęciłam na wykonanie rzetelnej opinii, która to leży w moim interesie (aby nie było konieczności uzupełnień).
Ministerstwo Sprawiedliwości, traktując nas po macoszemu, jednocześnie wypłaca horrendalne sumy, rzędu kilkuset zł (do 600–700 zł), za zwrot kosztów podróży badanego, ponieważ często zgłasza się on z drugiego końca Polski. Dla mnie to absurd. Czytając dokładnie akta sprawy, widzę rachunki innych biegłych, np. mechaników samochodowych. Pracowników socjalnych, biegłych od pogody na okoliczność wypadków komunikacyjnych, i są to wielokrotności naszych stawek.
Inna sprawa to traktowanie nas jak podległych sądowi. Bez uzgodnienia wysyła się często akta sprawy z dopiskiem, że czas wydania opinii to dwa tygodnie pod rygorem kary. Praktycznie jest to niewykonalne, gdyż wiąże się z wezwaniem powoda listem poleconym oraz wszystkimi innymi czynnościami. Brzmi to jak anegdota w kontekście sprawy niezbyt skomplikowanej, która ciągnie się często kilka lat.
I nikt nie bierze pod uwagę tego, że mam już na kilka miesięcy wcześniej wyznaczone terminy innych spraw. Jeżeli opiniowany odwołuje się od orzeczenia (co jest nagminne), bo tak mu radzi adwokat, należy sporządzić opinię uzupełniającą, często nawet po roku, kosztuje to zawrotną sumę 80–100 zł brutto, mimo że trzeba ponownie przestudiować akta sprawy.
Często też jest obowiązek uczestnictwa w sprawie osobiście w odległej miejscowości, co dodatkowo komplikuje nam życie, a wynagrodzenie nie jest adekwatne do pracy. Dziwi tylko fakt, że powód bądź oskarżony nie ponosi żadnych kosztów mimo wielokrotnych odwołań bądź niestawiennictwa na badanie bądź sprawę sadową. Nie dziwi więc, że lekarze specjaliści nie chcą wykonywać tej trudnej pracy, będąc często narażeni na nieprzyjemności ze strony badanych, jeżeli opinia nie jest zgodna z ich oczekiwaniami.
Lekarz musi się tłumaczyć z oskarżeń, że opinia była nierzetelna, że nie poznał się na jego chorobie itp. Angażuje się kilku biegłych sądowych, w/g mnie często zbytecznie, gdyż opinie są jednoznaczne i wyczerpujące. Inny przykład to wydanie opinii dla sądu karnego dotyczącej skazanego w dwóch różnych procesach (dwa postępowania, jedno dotyczyło jazdy po alkoholu, drugie – znęcania się nad rodziną). Napisałam dwie odrębne opinie, wystawiłam dwa rachunki na sumę łącznie 373,12 zł, ale sąd wypłacił kwotę 259,12 zł, uzasadniając to minimalną stawką godzinową oraz nie akceptując podanych godzin pracy.
Dzieląc kwotę na dwa, wypadło mniej niż stawka standardowa, tj.151,92 zł brutto. Nie dziwi więc rezygnacja lekarzy z pracy biegłego. Pewnie zadacie państwo pytanie: dlaczego wobec tego to robię? Może z przyzwyczajenia oraz potrzeby, gdyż brakuje biegłych w mojej specjalności, bo większość zrezygnowała. Póki co ograniczyłam też ilość spraw do mojego województwa i ciągle miałam nadzieję, że zmieni się na lepsze. Reasumując, zgodnie z porzekadłem – ktoś musi – wypadło na mnie.
Krystyna Łaskarzewska-Resiak, biegła sądowa (Sąd Okręgowy w Olsztynie), specjalista chorób wewnętrznych, diabetolog
List do redakcji