Pisula: ułatwienia dla lekarzy z zagranicy to znak, że się mocno pali
Wszystko wskazuje na to, że ustawa o zawodach lekarza i lekarza dentysty wkrótce zostanie znowelizowana. Rząd i Ministerstwo Zdrowia chcą ułatwić podejmowanie pracy w Polsce absolwentom medycyny spoza Unii Europejskiej.
W środowisku lekarskim wzbudziło to wiele obaw i wątpliwości. Z czego one wynikają? Jakie mogą być skutki wprowadzenia takich przepisów?
Komentuje Piotr Pisula, przewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL:
– Najbardziej niepokojącym pomysłem zawartym w projekcie nowelizacji są duże ułatwienia dla osób spoza UE. Skoro naszych lekarzy obowiązują konkretne wymagania dotyczące uzyskania PWZ, to nie widzę powodu, aby tego samego nie oczekiwać wobec innych.
Obecnie, aby otrzymać PWZ, trzeba odbyć staż i zdać LEK lub LDEK. Zgodnie z propozycją Ministerstwa Zdrowia, lekarze z zagranicy mieliby zdawać LEW/LDEW. Nie są znane szczegółowe kryteria kwalifikacyjne dotyczące tych egzaminów, a wymagania podane w projekcie nowelizacji są nieprecyzyjne.
Może okazać się, że weryfikacja kwalifikacji i umiejętności nie będzie na wystarczającym poziomie. Skąd mamy wiedzieć, czy LEW nie będzie prostszy niż LEK? Otwarcie naszego rynku na lekarzy kształconych poza UE może uderzyć w pacjentów, kiedy okaże się, że zaliczenie LEW/LDEW to formalność i farsa, a nie rzetelny sposób weryfikacji wiedzy.
Zgodnie z szacunkami ministerstwa, początkowo do LEW i LDEW ma przystępować 700 osób rocznie. To tak, jakby uczelnię medyczną w dużym wojewódzkim mieście jednocześnie skończyły trzy roczniki. Jeśli szacunki resortu okazałyby się prawdziwe, po 10 latach moglibyśmy mieć dodatkowych 7 tys. lekarzy, którzy zdobyli wykształcenie za granicą, zdały LEW/LDEW i pojawili się na rynku jako stażyści. To stanowiłoby kilka procent ogólnej liczby lekarzy w Polsce.
Planowane przepisy wprowadzają też możliwość przyznania lekarzowi specjaliście, który ukończył studia poza UE, PWZ na określony zakres czynności zawodowych, czas i miejsce zatrudnienia. Dziś nie wiemy, czy za kilkanaście lat będzie to sytuacja należąca do rzadkości, czy powszechna, z której chętnie zaczną korzystać dyrektorzy szpitali. Załóżmy, że pacjent trafia do placówki, w której pracują głównie specjaliści z ograniczonym PWZ. Co się stanie, jeśli zaczną się nie tylko problemy w porozumiewaniu się w języku polskim, ale również zostanie postawiona zła diagnoza?
Mimo że z natury jestem optymistą, to jednak, tak jak wiele moich koleżanek i kolegów, niepokoję się pomysłami resortu zdrowia, które są odpowiedzią na bolączki kadrowe. Nie dziwi mnie chęć łatania braków, ale nie powinno się to odbywać kosztem jakości. Z punktu widzenia rządu próba ściągania nowych pracowników z prawie całego świata, którzy chętnie przystaną na warunki panujące w Polsce, jest tańsza i łatwiejsza niż poprawa sytuacji młodych lekarzy.
Obawiam się, że przyjazd wielu medyków z zagranicy na jakiś czas zmniejszy determinację rządzących, aby przeprowadzić reformę ochrony zdrowia. Politycy boją się jej, bo wiedzą, że opieka medyczna w Polsce jest jak domek z kart, którego poruszenie może łatwo doprowadzić do katastrofy, za co zostaną obarczeni winą.
Niestety w naszym kraju od lat prowadzone są działania doraźne. Jeśli chcemy gasić pożar, dając ułatwienia lekarzom z zagranicy, to znak, że ogień pali się już dość mocno i jesteśmy bardzo blisko momentu, w którym rząd zostanie zmuszony do poważnego zajęcia się naprawą niewydolnego systemu.
Notował: Mariusz Tomczak