Podwyżki dla wybranych. Lekarze czekają na obiecane pieniądze
Nastał czas podwyżek dla lekarzy z bardzo krótkim, jak również kilkudziesięcioletnim stażem pracy. Nie są one jednak przewidziane dla wszystkich. Faktem jest, że niektórzy z miesiąca na miesiąc odczuli istotny zastrzyk finansowy.
Foto: archiwum „Gazety Lekarskiej”
Na mocy ustawy z 5 lipca br., często określanej mianem „ustawy 6 procent”, lekarz specjalista może liczyć na wzrost wynagrodzenia zasadniczego do 6750 zł brutto, o ile zobowiąże się do nieudzielania tożsamych świadczeń w innej placówce finansowanej ze środków publicznych i złoży oświadczenie potocznie określane „lojalką”.
Według danych Narodowego Funduszu Zdrowia na dzień 1 października liczba lekarzy zgłoszonych do podwyżek wyniosła 16 585 (14 701,02 etatów). Najwyższa podwyżka wyniosła 2992,19 zł brutto (otrzymał ją jeden z lekarzy na terenie Podlaskiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ), a najniższa 1009,28 zł (Lubuski OW NFZ).
– Część specjalistów nie złożyła oświadczeń ze względów czysto ludzkich, bo pracuje także gdzie indziej i nie chciała zostawić swojego drugiego szefa w potrzasku. Poza tym w dodatkowym miejscu pracy część lekarzy ma lepsze warunki finansowe – mówi Jarosław Biliński, wiceprezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie, jeden z liderów Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, które zapoczątkowało ubiegłoroczny protest głodowy.
Głodówka została przerwana po kilku tygodniach, ale protest młodych lekarzy, których potem wsparli także inni medycy, trwał przez kilka miesięcy, kończąc się w lutym br. podpisaniem porozumienia z ministrem zdrowia Łukaszem Szumowskim. Gdyby nie tamte wydarzenia, zapewne nie byłoby tegorocznych podwyżek w takiej skali.
Zgodnie z wrześniowym, długo wyczekiwanym przez rezydentów rozporządzeniem ministra zdrowia, w przypadku lekarza i lekarza dentysty odbywającego specjalizację w ramach rezydentury w 20 dziedzinach medycyny, wysokość zasadniczego wynagrodzenia miesięcznego w pierwszych dwóch latach zatrudnienia w trybie rezydentury wynosi 4700 zł brutto, w przypadku zakwalifikowania do jej odbywania w drugim postępowaniu kwalifikacyjnym w 2017 r. i w pierwszym postępowaniu kwalifikacyjnym w 2018 r. – 4875 zł, a po dwóch latach zatrudnienia w trybie rezydentury – 5300 zł. W pozostałych dziedzinach medycyny: w pierwszych dwóch latach zatrudnienia – 4000 zł brutto, po dwóch latach – 4500 zł.
Bon patriotyczny
Dodatkowo lekarze, ale – zgodnie z interpretacjami resortu – nie rezydenci stomatologii, mogą ubiegać się o „bon patriotyczny” (700 zł brutto miesięcznie w przypadku szkolenia specjalizacyjnego w priorytetowej dziedzinie medycyny, 600 zł – w pozostałych dziedzinach). Warunkiem otrzymania zwiększonego wynagrodzenia zasadniczego jest zobowiązanie się przez lekarza rezydenta do wykonywania zawodu lekarza w Polsce w podmiocie leczniczym, który udziela świadczeń finansowanych ze środków publicznych, w łącznym okresie dwóch lat z pięciu kolejnych lat przypadających od dnia uzyskania potwierdzenia zakończenia szkolenia specjalizacyjnego, w łącznym wymiarze czasu pracy odpowiadającym co najmniej równoważnikowi jednego etatu.
Tak brzmi generalna zasada. W tym miejscu proszę wybaczyć, że uogólniam, pomijając dziesiątki wyjątków, za którymi kryją się setki lekarskich życiorysów i – w niejednym przypadku – utraconej szansy na podwyżkę, ale gdybym chciał w miarę dokładnie przybliżyć to, komu dodatkowe pieniądze przysługują, a komu nie, musiałbym napisać artykuł parokrotnie dłuższy, angażując dodatkowo kilku dobrze znających te niuanse prawników. W tym zdaniu nie ma cienia przesady, bo chcąc otrzymać „bon patriotyczny”, należy spełnić warunki określone w ustawie z 5 lipca, które – jak przekonało się na własnej skórze wiele osób – wcale nie są tak oczywiste.
Różne interpretacje
Interpretacja przepisów przysporzyła trudności nie tylko wielu młodym lekarzom, ale również licznym mecenasom, mimo że Ministerstwo Zdrowia na swojej stronie internetowej – pod naciskiem samorządu lekarskiego i Porozumienia Rezydentów OZZL – publikowało odpowiedzi na szczegółowe zapytania wielu lekarzy. Nie brakowało przypadków, gdy dyrekcja szpitala odmawiała przyznania podwyżki komuś, komu zgodnie z przepisami należą się dodatkowe pieniądze.
Pełne ręce roboty mieli również prawnicy zatrudnieni w Naczelnej Izbie Lekarskiej i okręgowych izbach lekarskich, bo na przełomie sierpnia i września ich telefony były rozgrzane do czerwoności… Teraz mamy przełom października i listopada, a emocje znacznie, choć oczywiście jeszcze nie w pełni, opadły. Z informacji przekazanych Ministerstwu Zdrowia przez wojewodów wynika, że do 16 października otrzymali oni 12 429 deklaracji podpisanych przez rezydentów.
Wśród osób, które zdecydowały się przyjąć „bon patriotyczny”, jest Damian Patecki, członek Naczelnej Rady Lekarskiej. Nie wahał się z podjęciem takiej decyzji, bo w jego ocenie czas wyznaczony na odpracowanie tych pieniędzy jest stosunkowo krótki. – Kwota bonu jest na tyle niska, że w razie wyjazdu nie ma problemów z oddaniem tych pieniędzy. Poza tym trzeba być konsekwentnym – podkreśla Damian Patecki, nawiązując do hasła „Chcemy leczyć w Polsce!”, pod którym młodzi lekarze, w tym także on, protestowali jesienią 2017 r.
Oświadczenie złożył również Bartosz Fiałek, lekarz rezydent ze Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 w Bydgoszczy. – Za przepracowany wrzesień w ramach rezydentury bez podpisanej klauzuli opt-out otrzymałem 3558 zł netto z tytułu podstawowego wymiaru czasu pracy i 2124 zł netto za dyżury medyczne. Nie brałem urlopu wypoczynkowego. Jeszcze rok temu, przed pierwszym podwyżkowym rozporządzeniem z 27 października 2017 r., za taką samą pracę otrzymałbym na rękę odpowiednio 2415 zł i 1270 zł, więc we wrześniu br. dostałem więcej o blisko 2000 zł. W moim przypadku ta sama liczba przepracowanych godzin wyceniona jest teraz wyżej o ok. 54 proc. – mówi Bartosz Fiałek. Oczywiście nie u wszystkich podwyżka tyle wynosi.
Etaty i problemy
W Beskidzkim Centrum Onkologii w Bielsku-Białej 77 spośród 111 lekarzy specjalistów skorzystało z możliwości otrzymania podwyżki wynagrodzenia, a spośród 35 zatrudnionych tam lekarzy rezydentów – 27. W Szpitalu Grochowskim w Warszawie oświadczenie złożyło 55 proc. specjalistów i 78 proc. rezydentów. W Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu oświadczenia „lojalnościowe” podpisało 274 spośród 600 zatrudnionych tam specjalistów, a deklarację pracy w Polsce przez dwa lata po zakończeniu specjalizacji 313 rezydentów (spośród 418).
W zatrudniającym ok. 200 specjalistów Samodzielnym Publicznym Szpitalu Wojewódzkim w Zamościu oświadczenia złożyło 82 lekarzy, natomiast spośród 43 rezydentów na przyjęcie bonu nie zdecydował się tylko jeden. W Szpitalu Powiatowym w Zawierciu na złożenie oświadczeń zdecydowało się 57 lekarzy specjalistów i 4 lekarzy odbywających szkolenia specjalizacyjne w trybie rezydentury. Wiele placówek – przynajmniej oficjalnie – deklaruje, że złożenie oświadczeń powiązanych z zakazem konkurencji nie spowoduje żadnych perturbacji.
Wynika to czasami z dość oczywistego powodu: w ogóle nie ma w nich lekarzy specjalistów zatrudnionych na podstawie umowy o pracę. Taka sytuacja jest m.in. w Szpitalu Powiatowym w Rawiczu. W niektórych dużych placówkach dominują „kontraktowcy”, przez co regulacje ustawy z 5 lipca ich nie dotyczą.
W Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku pracę na podstawie kontraktów świadczy ok. 800 lekarzy. Spośród lekarzy specjalistów zatrudnionych na etacie, oświadczenia złożyły 54 osoby (43,82 etatów) na 89 pracowników (59,95 etatów). – Ten fakt powoduje, że nasz szpital w najbliższym okresie nie widzi zagrożeń związanych ze zmniejszoną obsadą kadrową lekarzy – mówi Piotr Ciborski, zastępca dyrektora naczelnego UCK w Gdańsku. Inny przykład: w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Toruniu zatrudnionych jest 295 lekarzy specjalistów, ale tylko 11 na umowy o pracę, spośród których oświadczenia złożyły 4 osoby.
Szpitalny lęk
Są jednak placówki, które wyrażają pewne obawy. W Radomskim Szpitalu Specjalistycznym oświadczenia złożyło 108 na 120 lekarzy posiadających specjalizację. Jak mówi dyrektor Marek Pacyna, po przeanalizowaniu sytuacji kadrowej zwrócono się do Narodowego Funduszu Zdrowia o umieszczenie placówki w wykazie podmiotów leczniczych, w których może wystąpić zagrożenie braku dostępu do świadczeń opieki zdrowotnej lub ciągłości ich udzielania ze względu na zbyt małą liczbę lekarzy.
– Wielu lekarzy pracujących w szpitalu posiada status emeryta. Najczęściej zatrudnieni są w niepełnym wymiarze czasu pracy i nie pełnią dyżurów medycznych – tłumaczy. Nie jest tajemnicą, że podniesienie wynagrodzenia zasadniczego specjalistów do kwoty 6750 zł brutto miesięcznie (w przeliczeniu na pełny etat) spowoduje wzrost wysokości pochodnych takich jak: dyżury, dodatki funkcyjne, średnia wynagrodzeń za urlopy czy nagrody jubileuszowe.
W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie w skali roku te dodatkowe koszty obciążą budżet szpitala kwotą ponad 2 mln zł. Rzecznik tego szpitala, Natalia Adamska-Golińska, zwraca uwagę na możliwość pojawienia się konfliktów na tle płacowym w przyszłości. – Obawiamy się, że zróżnicowanie płacowe medyków, którzy podpisali zobowiązanie dotyczące lojalności wobec jednego pracodawcy i tych, którzy go nie podpisali, może spowodować napięcia w zespołach lekarskich – przyznaje rzecznik USD w Krakowie.
Rządowy plan
Na zupełnie inny aspekt zwraca uwagę dr Jarosław Biliński. Jego zdaniem rządzący mają pewien plan, choć głośno o tym nie mówią, aby nie prowokować wybuchu niezadowolenia społecznego. – Nie wierzę w przypadki. Sądzę, że zarówno ustawa o sieci szpitali, jak i warunkowa zgoda na podwyżki dla lekarzy, mają na celu m.in. likwidację niektórych placówek – mówi.
Powodu łatwo się domyślić: chodzi o optymalizację ilości oddziałów i szpitali. Od dawna czarne chmury zbierają się nad wieloma mniejszymi placówkami, głównie powiatowymi. – Koszty funkcjonowania naszych szpitali coraz bardziej rosną, a finansowanie niewiele różni się od poziomu z 2016 r. – przyznaje Waldemar Malinowski, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych.
OZPSP zwraca uwagę, że poza lekarzami specjalistami zatrudnionymi w ramach umowy o pracę i lekarzami rezydentami, w szpitalach pracuje wiele osób, bez których funkcjonowanie placówek nie byłoby możliwe. I nie chodzi tylko o lekarzy kontraktowych, ale również o diagnostów laboratoryjnych, rehabilitantów, farmaceutów, techników radiologii, opiekunów medycznych, informatyków, pracowników księgowości, kadr itd.
Czy rządzący nie pójdą kiedyś na całość, zwiększając kwotę podwyżki obwarowanej zakazem konkurencji do – dajmy na to – kilku tysięcy złotych? Zdaniem dr. Damiana Pateckiego jest to możliwe. – Wydaje się, że co do zasady cały pomysł wprowadzenia „bonów patriotycznych” jest sposobem na zwiększenie pensji lekarzy w sposób akceptowalny dla społeczeństwa – uważa członek NRL.
Na zakończenie warto podkreślić, że zarówno lekarze specjaliści, jak i rezydenci, którzy nie zdecydowali się na podpisanie „lojalki” lub złożenie wniosku o „bon patriotyczny”, w dalszym ciągu mogą skorzystać z uprawnień, jakie daje im ustawa. Pracodawcy są zobowiązani przyjąć ich oświadczenia, ale osoby, które złożą je teraz, nie uzyskają wyrównania od 1 lipca, jakie otrzymają ci, którzy zdecydowali się na ten krok do 7 września – podwyżki będą przysługiwały im dopiero od kolejnego miesiąca.
Wzory formularzy oświadczeń przygotowane przez Zespół Radców Prawnych NIL wraz z dodatkowymi informacjami rozwiewającymi zasadnicze wątpliwości są zamieszczone na stronie internetowej NIL. Ich poprawność formalnie zatwierdził resort zdrowia.
Mariusz Tomczak