22 listopada 2024

Prezes NRL powinien być jednym z głównych doradców premiera

Mija 30 lat od odrodzenia samorządu lekarskiego. Komentuje Krzysztof Madej, prezes NRL (II-III kadencja), wiceprezes NRL (VIII kadencja).

Foto: Mariusz Tomczak

– Co się udało? Udało się bardzo dużo.

Zbudowaliśmy potężną strukturę administracyjną, która ma możliwości organizacyjne, majątek i nienagannie realizuje zadania przejęte od administracji państwowej.

W izbach okręgowych nieustająco podejmowany jest wysiłek „zrobienia dobrze” środowisku lekarskiemu (jeśli taki twór społeczny rzeczywiście istnieje).

Izby okręgowe starają się pełnić rolę instytucji samopomocowych, kancelarii prawnych, instytucji lobbystycznych, lokalnych biur związków zawodowych, stowarzyszeń naukowych, szkoleniowych i hobbystycznych, a nawet domów kultury dla członków korporacji.

Nie udało się uzyskać powszechnego uczucia przywiązania, solidarności, współodpowiedzialności, uznania autorytetu i, chciałoby się powiedzieć, miłości wszystkich członków korporacji do swojej gildii. Nie udało się uzyskać postawy liczenia się klasy politycznej i urzędniczej z opinią lekarzy w sprawach zdrowia ich pacjentów. Ale to przyjdzie wraz z dojrzewaniem państwa.

Okazuje się, że 30 lat to za mało i dla samorządu, i dla państwa.

Pamiętam: dzień wolny od pracy, piękny, słoneczny. Wybrałem się spełnić synowski obowiązek, tj. zjeść obiad u mojej samotnie mieszkającej matki (ojciec już nie żył). W rogu pokoju w telewizorze relacja z fety na Zamku Królewskim, bo był to 3 maja. Politycy wszelkiego gatunku bankietowali wówczas uroczyście pod wodzą pana prezydenta.

Mama postawiła talerz zupy pomidorowej (z kluskami), spojrzała na mnie i mówi tak: „A ty dlaczego nie jesteś teraz na zamku? Pierwszy lekarz Rzeczypospolitej i przychodzisz posilać się do mnie, a nie reprezentujesz wszystkich polskich lekarzy przed władzami naszego państwa?” Mama wróciła do kuchni z wyrazem ironicznej satysfakcji na twarzy, jak celnie mnie podsumowała, a ja (byłem wówczas prezesem NRL) pozostałem bezradny i zakłopotany. Na pociechę zupka u mamusi zawsze jest najlepsza.

Mądra kobieta. Dopóki prezes korporacji lekarskiej (lub od biedy choćby minister zdrowia) nie będzie jednym z głównych doradców premiera lub prezydenta, to to wszystko jest małej miary. Przypomniało mi się angielskie przysłowie: „Everything your Mother warns you about, is true”. Po tamtych politykach kurz już dawno opadł, a prezes Naczelnej Rady Lekarskiej w dalszym ciągu 3 maja nie spożywa na zamku, wśród kolejnych „zbawców” narodu, nie tylko chateaubriand z sosem bèarnaise, ale nawet zupy pomidorowej (z kluskami).