Strajk studentów Akademii Medycznej w Łodzi
Po sierpniu ‘80 było niemal pewne, że następni o swoje prawa upomną się studenci. W okresie wakacyjnym aktywność studencka koncentrowała się na innych sprawach, choć oczywiście w tym czasie każdy nieomal Polak z zapartym tchem i pełen nadziei śledził wydarzenia na wybrzeżu.
Wchodząc pod koniec września do dziekanatu ówczesnej Akademii Medycznej w Łodzi, instynktownie, poza informacjami na temat rozkładu zajęć na kolejny rok, szukało się czegoś jeszcze. Faktycznie w tym wypadku intuicja się nie myliła.
W jednej z gablot przeznaczonej dla studentów pojawiło się niewielkie ogłoszenie z informacją, że tworzy się nowa, niezależna organizacja studencka i że za kilka dni odbędzie się spotkanie informacyjne w tej spawie w sali kinowej Szkoły Filmowej w Łodzi. Po kilku dniach w murach tej słynnej szkoły spotkała się grupa studentów ze wszystkich łódzkich uczelni. Nie byli to jeszcze formalni przedstawiciele, bo nie było jeszcze żadnych struktur na uczelniach. Było to, jak się wydaje, spotkanie tych, którzy czuli, że nadszedł właśnie ten czas.
Mądrzejsi już o doświadczenia Sierpnia ‘80 wiedzieliśmy, że podstawą zamian musi być nowa, zbudowana na zasadach demokratycznych i całkowicie niezależna organizacja studencka. Temu tematowi było w całości poświęcone to pierwsze historyczne spotkanie studentów Łodzi. Konkluzją zebrania było, aby tam obecni zanieśli ten „kaganek oświaty” na swoje uczelnie.
W trakcie zebrania między obecnymi zaczęliśmy wyszukiwać osób z własnych szkół. Tym sposobem poznałem Małgorzatę Bernard i Jacka Pytla – wtedy studentów V roku Wydziału Lekarskiego. Już w uczelnianej podgrupie ustaliliśmy, że teraz trzeba spróbować coś zrobić na naszej Akademii.
Powstała grupa inicjatywna nowej organizacji, jeszcze nie NZS (ostatecznie nazwa: Niezależne Zrzeszenie Studentów została zatwierdzona na zjeździe założycielskim w Warszawie w dniu 19 października 1980 roku, w którym wzięli udział oficjalni już przedstawiciele 59 uczelni z całego kraju, gdzie miałem przyjemność złożyć swój podpis w imieniu niezależnej organizacji Akademii Medycznej w Łodzi).
Pierwsze uczelniane zebranie odbyło się w kawiarence rektoratu przy ulicy Kościuszki. Na tym pierwszym spotkaniu tłumów nie było, ale nie o ilość wszak chodziło. Biorąc pod uwagę, że środowisko medyczne jest z natury dość konserwatywne w swoich podglądach i działaniach, to i tak należało uznać za sukces, że udało się zebrać tych kilka osób.
W wyniku tego spotkania ukonstytuował się Tymczasowy Komitet Założycielski Niezależnego Związku Studentów Łodzi przy Akademii Medycznej w składzie:
- Małgorzata Bernard-Ilczyszym, V rok Wydziału Lekarskiego,
- Bogdan Latecki, VI rok Wydziału Lekarskiego,
- Katarzyna Topczewska, VI rok Wydziału Lekarskiego,
- Stanisław Nowak, VI rok Wydziału Lekarskiego,
- Elżbieta Toczyska, V rok Wydziału Lekarskiego,
- Hanna Lutyńska, V rok Wydziału Lekarskiego,
- Maria Powoniak, V rok Wydziału Lekarskiego,
- Elżbieta Piskozub, V rok Wydziału Lekarskiego,
- Cezary Łuczyński, V rok Wydziału Lekarskiego,
- Jacek Pytel, V rok Wydziału Lekarskiego,
- Jan Sudowski, V rok Wydziału Lekarskiego,
- Paweł Michna, IV rok Wydziału Lekarskiego,
- Jarosław Fabiś, III rok Wydziału Lekarskiego,
- Jan Zawadzki, III rok Wydziału Lekarskiego,
- Marek Janaszkiewicz, II rok Wydziału Lekarskiego,
- Andrzej Sanburski, III rok Wydziału Stomatologii,
który w dniu 8 października 1980 roku powiadomił ówczesnego rektora o swoim istnieniu. Dalej wydarzenia potoczyły się już błyskawicznie.
Niesieni falą wolności, która ogarnęła kraj, pełni entuzjazmu zaczęliśmy budować nową niezależną organizację. Wzorców demokracji nie było za wiele, dlatego sporą część czasu na kolejnych spotkaniach traciliśmy na ustalaniu zasad podejmowania decyzji. Dochodziło do sytuacji z obecnego punktu widzenia zabawnych, jak głosowania nad tym, jak będziemy głosować w danej spawie. Wtedy jednak byliśmy bardzo pryncypialni i przestrzeganie zasad demokracji było sprawą absolutnie priorytetową.
Po oficjalnym powstaniu NZS na szczeblu krajowym Ogólnopolski Komitet Założycielski złożył oficjalny wniosek o rejestrację Zrzeszenia. Na poszczególnych uczelniach, także w Łodzi, odbyły się wybory do władz NZS. Pierwszym przewodniczącym na AM został Staszek Nowak.
Tymczasem w kraju narastał konflikt, uwolnione aspiracje społeczeństwa natrafiały na opór władzy, która upominanie się o swoje niezbywalne prawa przez obywateli traktowała jak kontrrewolucję. Rejestracja NSZZ Solidarność przeciągała się i dopiero pod presją strajku generalnego udało się jej dokonać. Podobnie było z Niezależnym Zrzeszeniem Studentów, nie mogliśmy doczekać się oficjalnego zarejestrowania organizacji.
Mądrzejsi doświadczeniem „S”, a także z uwagi, że mieliśmy potrzebę mocniejszego pokazania się jako, było nie było, elita intelektualna społeczeństwa, postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce i w sposób zdecydowany upomnieć się o swoje prawa. Pierwsze pogłoski o strajku na UŁ rozchodziły się po mieście lotem błyskawicy. Czuliśmy, że oto właśnie nadchodzi taka chwila, kiedy możemy zapisać się w historii.
Jako że już działały struktury NZS AM, szybko za pomocą dostępnych środków, a były to czasy, gdzie nikt nawet nie myślał o internecie, posiadanie telefonu było przywilejem nielicznych, powielacze były ściśle kontrolowane, a na papier do maszyny do pisania trzeba było mieć specjalny przydział, postanowiliśmy powiadomić wszystkich studentów Akademii, że zamierzamy – na razie jako NZS – proklamować strajk w obronie naszych praw.
Zebranie strajkowe zwołaliśmy w największej wówczas dostępnej auli w Collegium Anatomicum przy ulicy Narutowicza. Frekwencja przekroczyła nasze najśmielsze oczekiwania. Sala pękała w szwach (była bardziej wypełniona niż na wykładach z anatomii dla I roku medycyny).
Trudno było zapanować nad salą. Członkowie Zarządu NZS i przybyli na spotkanie przedstawiciele UŁ przedstawili pokrótce wstępną listę postulatów Studentów Łodzi. Entuzjazm zebranych był ogromny. Jako organizatorzy mieliśmy jednak świadomość, że jak wypuścimy wszystkich do domów, to wielu pod presją rodziców lub własnych przemyśleń już nie wróci. Z drugiej strony aula ani gmach Collegium Anatomicum nie bardzo nadawał się na miejsce strajku okupacyjnego. Padła propozycja lokalizacji strajku w gmachu Farmacji (na tamte czasy najnowszego i największego budynku Akademii Medycznej).
Po burzliwych dyskusjach o godz. 19.35 w dniu 23 stycznia 1981 roku większość obecnych zdecydowała o proklamowaniu strajku okupacyjnego jako wyraz solidarności ze strajkującymi już studentami Uniwersytetu Łódzkiego, postanowiliśmy przemaszerować ulicą Narutowicza do wspomnianego już gmachu Farmacji. Dzień wcześniej przedstawiciele NZS poinformowali rektora o możliwym rozwoju wydarzeń i ewentualności wybuchu strajku.
Ówczesny rektor prof. Antoni Kotełko zawiadomiony telefonicznie o decyzji studentów wyraził zrozumienie i zapewnił nas, że zrobi wszystko, aby chronić studentów. Wydał też polecenie, aby udostępnić nam z magazynów akademików materace, na których mogliśmy spędzić pierwszą noc strajku, oraz dostarczyć ciepłe napoje.
Po dotarciu do gmachu Farmacji rozpoczęliśmy organizację techniczną strajku. Studenci, pierwszej nocy było ich ok. 300, rozlokowali się w różnych wolnych miejscach na korytarzach budynku. UKS (Uczelniany Komitet Strajkowy) na miejsce sztabu strajkowego wybrał pokój na parterze – sale posiedzeń Rady Wydziału, gdzie mieliśmy do dyspozycji odpowiednią ilość podstawowego sprzętu, tzn. stołów i krzeseł, przy których mogliśmy zajmować się prowadzeniem strajku, a także przyjmować delegacje w czasie prowadzonych negocjacji.
Nocą sala zamieniała się w sypialnię dla niektórych członków UKS, którzy nie nocowali razem ze swoimi znajomymi czy grupami studenckimi, tak jak to było podczas strajku przyjęte. Chociaż strajk był zainicjowany przez NZS, został proklamowany przy udziale Rady Uczelnianej SZSP (Socjalistyczny Związek Studentów Polskich).
Myślę, że koledzy z SZSP, szczególnie działacze, nie chcieli przegapić okazji do czynnego wzięcia udziału w tworzącej się historii. Zwykli członkowie, a było ich z racji systemu naboru do tej organizacji, który nadawał członkostwo niemal automatycznie z chwilą przyjęcia na uczelnię, bardzo wielu, mieli prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu okazję do powiedzenia „nie” systemowi.
Wystąpienie jako studenci, a nie jako NZS, ułatwiło też władzom uczelni wsparcie strajkujących. Skład 16-osobowego UKS był jednak wolą strajkujących zdominowany przez członków NZS, było ich 10, reszta to członkowie RU SZSP i tzw. niezrzeszeni. Lista członków UKS:
- B. Banasiewicz,
- K. Bik,
- B. Drążyk,
- J. Fabiś,
- W. Frydrych,
- M. Janaszkiewicz,
- P. Karauda,
- J. Lasota,
- B. Latecki,
- W. Michalski,
- S. Nowak,
- W. Sławiński,
- P. Sobolewski,
- K. Szaflik,
- A.S. Zapaśnik,
- W. Zaręba.
Stanisław Nowak (NZS) i Krzysztof Szaflik (SZSP) zostali oddelegowani na negocjacje MKP-u z Ministrem Nauki, które toczyły się na UŁ. Wieczorami na wiecach zdawali relacje z tego, co się tam działo, co udało się osiągnąć, a częściej – czego się nie udało. Życie strajkowe było organizowane i zarządzane przez pozostałych na miejscu członków UKS.
25 stycznia w strajku brało czynnie udział blisko 1500 studentów. Tak ogromna liczba (w tym czasie studiowało na AM blisko 4000 osób) zmusiła UKS (głównie z przyczyn technicznych, gmach nie mógł pomieścić już więcej osób) do zamknięcia listy strajkowej. Dla tych, którzy przyszli po 26 stycznia, pozostało jedynie wpisać się na listę solidarnościową i strajkować w domu lub akademiku. Zasada ta była przestrzegana w 100 proc. i nie było żadnych protegowanych ani VIP-ów, którzy mogli się przyłączyć po tej dacie.
Dla polepszenia warunków bytowych wprowadzono zasadę rotacji strajkujących tak, aby jednocześnie w gmachu znajdowało się nie więcej niż 600 studentów. Pozwoliło to na utrzymanie lepszej kondycji strajkujących. Aby zachować dyscyplinę, studenci musieli dobrać się w pary, które wymieniły się w gmachu. Jedna osoba mogła wyjść, kiedy wrócił jej „zmiennik”.
Po początkowym okresie lekkiego chaosu UKS zapanował nad strajkiem, poszczególni członkowie komitetu byli odpowiedzialni za konkretne zadania, powstało coś w rodzaju biura skarg i zażaleń, gdzie strajkujący mogli zgłaszać swoje postulaty i pretensje do UKS, a komitet w możliwe szybkim terminie rozpatrywał.
Choć strajk jest sytuacją nadzwyczajną i powinien na nim obowiązywać ustalony regulamin postępowania, nie sposób było uniknąć spontanicznych wystąpień i zwoływanych w środku nocy wieców przez osoby niezadowolone lub niezgadzające się z przegłosowanymi wcześniej ustaleniami. Postulaty strajkowe, które na początku miały charakter typowo solidarnościowy i były tożsame z żądaniami studentów UŁ, dość szybko zostały rozszerzone o typowe branżowe związane z Uczelnią i Służbą Zdrowia.
Jako studenci Akademii Medycznej poprosiliśmy do rozmów przy stole negocjacyjnym oprócz władz uczelni, również władze miasta z prezydentem Niewiadomskim, jak również pełniącego obowiązki Ministra Zdrowia Tadeusza Szelachowskiego. Negocjacje dotyczyły spraw lokalnych, jak np. zakończenia budowy Centrum Kliniczno-Dydaktycznego, wybudowania nowego akademika, unowocześnienia sytemu nauczania, rekrutacji na studia medyczne, zwiększenia roli studentów poprzez przyznanie im miejsc w gronach kolegialnych, jak i ogólnospołeczne, dotyczące dostępu do służby zdrowia.
W tych rozmowach studenci było wspierani przez doradców, takich jak Marek Edelman, Marek Nalewajko (szef Solidarności na AM), Piotr Czarnecki. Negocjacje zarówno z władzami miasta, jak i ministrem zdrowia, choć oczywiście nie udało się uniknąć protokołu rozbieżności, przebiegały „w duchu wzajemnego zrozumienia” i 3 lutego zakończyły się podpisaniem porozumień.
Część UKS wywodzącego się z SZSP uważała i wręcz dążyła do zakończenia strajku na tym etapie. Wszak nie ma się co dziwić, ponieważ jednym z ważniejszych postulatów, jaki pozostał niezałatwiony, była rejestracja NZS. Od tego momentu, mimo starań o zachowanie jedności studenckiej, różnice zdań między członkami NZS i SZSP stawały się coraz wyraźniejsze i zaczęły generować coraz częstsze konflikty w łonie UKS.
Reprezentujący NZS uważali, że sprawy ogólnostudenckie i ogólnospołeczne, o których rozmawiano na Uniwersytecie z przedstawicielami Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, z ministrem Górskim na czele, są tak samo ważne lub nawet ważniejsze od tych, które udało się nam już „załatwić” na własnym podwórku. Członkowie RU SZSP natomiast, że właściwie wszystko, co mieliśmy do zrobienia, już zrobiliśmy i możemy iść do domu.
Opcja NZS-u jednak została poparta przez większość studentów i strajk był kontynuowany. SZSP w końcu też postanowiła pozostać oficjalnie na strajku, choć liczba członków tej organizacji, szczególnie tzw. funkcyjnych nieoficjalnie, choć w sposób zauważalny, zmalała.
Oprócz wieców i dyskusji społeczno-politycznych, życie strajkowe obfitowało w większej i mniejszej wagi wydarzenie kulturalne. Odwiedzali nas, dając darmowe występy, aktorzy dramatyczni i twórcy kabaretowi. Dzięki możliwości korzystania z filmoteki Szkoły Filmowej, co wieczór wyświetlany też był na zaimprowizowanym ekranie film fabularny. Repertuar choć chwilami ambitny, nie był jednak zbyt bogaty, a „Czas Apokalipsy” F. Coppoli i „Hair” M. Formana dominowały na afiszu. Mimo tego dość ograniczonego wyboru frekwencja dopisywała.
Występowały też rodzime zespoły muzyczne. Z poważniejszych rozrywek należy wspomnieć o spotkaniach z ciekawymi ludźmi, przede wszystkim z mówiących wreszcie otwartym głosem opozycjonistami, jak również wykłady specjalistów z AM, między innymi prof. Jana Guzka, prof. Adama Bukowczyka, doc. Henryka Panusza, doc. Macieja Pruszyńskiego, doc. Andrzeja Brzezińskiego, doc. Zbigniewa Orłowskiego, dr. Wojciecha Pruszyńskiego.
Opiekę duszpasterską nad studentami roztoczył ks. Stefan Miecznikowski, a wszyscy chętni mogli uczestniczyć w niedzielnych nabożeństwach organizowanych w głównym holu. Strajk cieszył się ogromnym poparciem mieszkańców miasta i to nie tylko tych, którzy mieli swoje dzieci w środku, ale i zupełnie postronnych osób, w których nasz wolnościowy zryw wywołał odruch serca. W tym miejscu jako ciekawostkę można podać przykład dziewczyn, które trudniły się najstarszym zawodem świata oraz łódzkich „cinkciarzy”, którzy już na początku strajku zasilili naszą kasę, sporą i bardzo potrzebną gotówką.
18 lutego z Uniwersytetu Łódzkiego nadeszła wiadomość o podpisaniu porozumienia pomiędzy MKP (Międzyuczelniany Komitet Porozumiewawczy) a stroną rządową. Zapanowała radosna, a jednocześnie podniosła atmosfera. W gmachu Farmacji odbył się specjalny kończący strajk wiec, na którym przemawiali studenci, jak i widocznie wzruszony rektor Antoni Kotełko. Uroczystość zakończyło odśpiewanie nieoficjalnego hymnu rodzącej się wolności, czyli piosenkę Jana Pietrzaka „Żeby Polska była Polską”.
Ostatniej nocy nie obowiązywały już tak surowe przepisy porządkowe, jak przez cały okres strajku, i myślę (choć to tylko przypuszczenia), że niejeden uczestnik uczcił ten niewątpliwy sukces przysłowiową lampką szampana. Rano uczestnicy posprzątali po sobie gmach Farmacji, przywracając go do stanu sprzed strajku, i niespiesznie zaczęli opuszczać budynek, w którym spędzili ostatni miesiąc, na trwałe wpisując się w historię współczesnej Polski.
Marek Janaszkiewicz
W roku 1981 student II roku Wydziału Lekarskiego AM, członek Zarządu NZS i UKS