To mój ząb, proszę rwać! Pogotowie stomatologiczne bez tajemnic
W poczekalni kilkoro pacjentów. Z gabinetu wychodzi mężczyzna wyraźnie niezadowolony z przebiegu wizyty. – Dał tylko receptę na antybiotyk – rzuca zdenerwowany. Następuje poruszenie. – Trzeba było mówić, że wyjeżdżasz daleko, jedziesz za granicę, że nie masz pieniędzy… – poucza go starszy kolega. – Bajer musi być, bez bajeru nie załatwisz nic! – radzi.
Foto: Marta Jakubiak
Przysłuchujemy się tej dyskusji w poczekalni na niedzielnym dyżurze nocnej i świątecznej pomocy stomatologicznej w Przychodni Portowej przy ul. Energetyków 2 w Szczecinie. Lekarze pełnią go w tygodniu od 19.00 do 7.00 rano oraz całodobowo w dni wolne od pracy.
Świadczenia finansuje NFZ, rozliczając je na zasadzie ryczałtu, który obejmuje gotowość do udzielania świadczeń oraz świadczenia udzielane w czasie 12-godzinnego dyżuru. Spotykamy się z lekarzem dentystą Adamem Kulą, który dzisiaj przyjmuje pacjentów.
Blomba na NFZ
W poczekalni czekają na razie trzy osoby, wśród nich młody człowiek, który przyszedł na zdjęcie szwów. Co chwilę odbiera telefon, i relacjonując komuś, jak wygląda sytuacja i ile prawdopodobnie będzie musiał jeszcze czekać. Dołącza kolejny pacjent, i kolejny… Zaczyna robić się tłoczno, a rozmowy korytarzowe stają się coraz bardziej ożywione. Może to sposób na rozładowanie stresu przed wizytą? Wśród oczekujących jest zniecierpliwiona i zmęczona kobieta w średnim wieku.
Była już dziś na chirurgii szczękowo-twarzowej w szpitalu przy placu Unii Lubelskiej. Nie została przyjęta bez skierowania, dlatego przyjechała tutaj. Jak mówi, z bólu nie mogła spać w nocy. – Lekarze myślą, że przychodzi się do nich dla hecy. Z jednego szpitala do drugiego odsyłają – komentuje partner kobiety. – Tak to jest – odpowiada mu ktoś inny i zaczyna opowiadać swoją historię.
– Byłem jakiś czas temu u dentysty, nie tu, ale w innej przychodni. Chciałem, żeby mi wyrwali bolący ząb od razu, a nie jak kiedyś, że leczyli mi pół roku, a na koniec i tak usunęli. Po co mi dodatkowe koszty? Lekarz na to, że to on decyduje, co powinno się zrobić. A ja do niego, że to mój ząb, więc niech rwie i już. A jak mi kiedyś założyli blombę na NFZ, to po trzech dniach mi wypadła. A doktórka jeszcze miała pretensje, że ta blomba mi wyleciała. Słaba była i tyle. Lepiej zapłacić i mieć lepszą, niż brać na refundację – mówi i kieruje wzrok w naszą stronę.
– Panie też czekają? – pyta zniecierpliwiony. – Pan na pewno wejdzie przed nami – uspokajamy. – A pan? – pyta siedzącego naprzeciw mężczyznę. – Ja nie, moja żona czeka – odpowiada. Jest wyraźnie zadowolony, że tak zmalała kolejka.
Na fotelu
W poczekalni mniej więcej po godzinie zrobiło się luźniej. Asystentka stomatologiczna, pani Marta, zaprasza nas do środka. – Zawsze tu taki ruch? – pytamy. – Zazwyczaj tak, od rana przyjąłem już 21 pacjentów. Jest czternasta. Często trzeba czekać. Na moim ostatnim świątecznym dyżurze pacjenci przychodzili ciurkiem do czwartej nad ranem – opowiada doktor Adam Kula, który w pogotowiu stomatologicznym dyżuruje średnio 10 razy w miesiącu. Pytamy o recepty na antybiotyki, z których pacjenci są raczej niezadowoleni.
– Faktycznie, ludzie bywają sfrustrowani, ale ja ich rozumiem, ból zęba potrafi dać w kość. Tłumaczę im, że kiedy w jamie ustnej jest stan zapalny, najpierw trzeba go wyelimonować, a dopiero potem można leczyć ząb – wyjaśnia. Z doraźnej pomocy stomatologicznej można korzystać tylko w nagłych przypadkach. – W zdecydowanej większości są to przypadki bólowe. Pacjenci zazwyczaj sami doprowadzają się do takiego stanu. Nie dbają o zęby, nie leczą próchnicy na czas. Część z nich nie chodzi do dentysty ze strachu, innym się nie chce, jeszcze inni nie mają pieniędzy na stomatologa, a NFZ refunduje przecież leczenie w niepełnym zakresie – wyjaśnia nasz rozmówca.
Czy przychodzą pacjenci, którzy chcą leczyć się na dyżurze, mimo iż ich stan tego nie wymaga? – Oczywiście tacy sprytni też się zdarzają, ale tych szybko identyfikujemy i tłumaczymy, że nie możemy im leczyć zębów, gdyż świadczymy jedynie pomoc doraźną. Często też wracają do nas osoby, którym pomogliśmy wcześniej i chcą kontynuować u nas leczenie. Nie rozumieją, że działamy doraźnie, a leczenie planowe powinni kontynuować u swojego lekarza dentysty – wyjaśnia doktor Kula. Mówimy, że pacjenci w poczekalni narzekali, że plomby wypadają.
– NFZ refunduje wypełnienia chemoutwardzalne, które w przeciwieństwie do tych światłoutwardzalnych, muszą mieć więcej czasu, aby materiał uległ związaniu. Pacjent musi pilnować, by przez jakiś czas nie jeść i nie pić, a jeśli się nie stosuje do tych zaleceń, wypełnienie może się rozszczelnić i wypaść lub się ukruszyć – odpowiada. Nie przytłaczają pana te pretensje?
– To fakt, że pacjenci, których przyjmuję w prywatnej praktyce, są nieco inni, lepiej współpracują, bardziej dbają o zęby. Tu dużo częściej mam do czynienia z pacjentami roszczeniowymi, czasem bywają agresywni, zdarza się, że są pod wpływem alkoholu. Większość z nich to jednak mili ludzie, którzy nie dbali właściwie o jamę ustną i dlatego mają problemy, przez które muszą korzystać z doraźnej pomocy stomatologicznej. Cieszę się, że mogę im ulżyć w cierpieniu. Dla mnie jako lekarza jest to też bardzo cenne doświadczenie, gdyż mam do czynienia z ciekawymi przypadkami medycznymi, np. z krwotokiem po usunięciu zęba. Czekają tu na mnie różne wyzwania. Lubię je podejmować – tłumaczy doktor Kula. Na dyżurze lekarze wykonują m.in. proste ekstrakcje, ale jeśli wymagana jest interwencja chirurga szczękowo-twarzowego, odsyłają pacjentów do szpitala.
Strach
Ktoś puka. To mama z dziewczynką, którą boli ząb. Trzeba jej pomóc jak najszybciej. Przerywamy rozmowę i wychodzimy. Niedługo po tym, jak zamykają się drzwi, dobiega zza nich głośny krzyk dziecka. Robi na tyle duże wrażenie, że czekający tu na przyjęcie mężczyzna wstaje i zaczyna nerwowo chodzić. – To koszmar! Czy to biedne dziecko nie dostało znieczulenia? Taka wizyta to stres nawet dla dorosłego… – mruczy pod nosem.
Chwila ciszy, ale zaraz po niej zza drzwi gabinetu znów dobiega krzyk. Mężczyzna blednie i przyspiesza kroku. Widać, że to pacjent, który boi się stomatologa. Kiedy mała pacjentka z uśmiechem opuszcza gabinet, chwyta za klamkę i wchodzi do środka. Drzwi się zamykają. Wychodzi po kilkunastu minutach – jakby mniej blady i trochę dumny, że dał radę, jest zadowolony z siebie i faktu, że to spotkanie ma już za sobą.
– Czy strach często towarzyszy pacjentom? – pytamy pana doktora. – Przeważnie boją się dzieci, choć i dorosłym to uczucie też nie jest obce – odpowiada. – Dobrze, że ten ostatni pacjent nie trafił na dyżur tydzień temu, kiedy mieliśmy tu mężczyznę z rozerwaną tętnicą. Krew była w całym gabinecie. Albo kiedy przyjmowaliśmy 10-latkę, która miała taką dentofobię, że już na sam widok lusterka wrzeszczała tak, że dwie osoby siedzące w poczekalni zrezygnowały z wizyty – opowiada pani Marta, która dziś asystuje doktorowi Kuli.
Jak ten strach przezwyciężać? – Trzeba rozmawiać. Wyjaśniać pacjentom w sposób zrozumiały, prostym językiem, co będziemy robić. Namawiać ich, by systematycznie odwiedzali lekarza dentystę. Gdy podjąłem decyzję, by być stomatologiem, najbardziej obawiałem się, że nie będę umiał porozumieć się z pacjentami. Nie żałuję swojego wyboru, radzę sobie z tym, a pacjenci chętnie ze mną współpracują – mówi pan doktor.
Dla wytrwałych
Przychodnia Portowa jest jedyną placówką w Zachodniopomorskiem, która ma kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia na realizację świadczeń stomatologicznej pomocy doraźnej, a że Szczecin jest położony praktycznie na północno-zachodnim krańcu województwa, niektórzy muszą dojeżdżać nawet ponad 100 km, by uzyskać pomoc. Rzecznik prasowy zachodniopomorskiego oddziału NFZ wyjaśnia, że przez wiele lat trwały starania, by zakontraktować świadczenia w drugim podmiocie – w subregionie koszalińskim.
Kilkanaście razy ogłaszano konkurs, ale świadczeniodawcy nie byli nim zainteresowani. Pogotowie stomatologiczne udało się tam zakontraktować dopiero w maju 2015 r., po siedmioletniej przerwie. Umowa miała obowiązywać do 30 czerwca 2019 r., jednak w maju 2016 r. spółka wystąpiła z wnioskiem o jej rozwiązanie. Pacjentom pozostaje więc tylko Szczecin. Podobna sytuacja jest w kilku innych województwach.
Jeden świadczeniodawca jest na całe województwo małopolskie, i to nie w Krakowie, a Tarnowie. W całym Warmińsko-Mazurskiem stomatologiczna pomoc doraźna działa też w jednej placówce, w Olsztynie. – Oddział systematycznie ogłasza konkursy ofert w tym zakresie, niestety dotychczas nie zgłosił się ani jeden podmiot leczniczy zainteresowany podpisaniem umowy. Ponowny konkurs zostanie ogłoszony w najbliższym możliwym czasie. Jesteśmy otwarci na rozmowy ze stomatologami, którzy byliby chętni zabezpieczyć opiekę doraźną mieszkańcom pozostałych regionów województwa – informuje Aleksandra Kuczko z Warmińsko-Mazurskiego OW NFZ w Olsztynie.
Chętnych jak na razie brak. Na całe woj. śląskie nocną pomoc z zakresu stomatologii realizują tylko trzy placówki, żadna w Katowicach (brak chętnych). W Wielkopolsce świadczeń w zakresie stomatologicznej pomocy doraźnej także udzielają trzy podmioty – w Poznaniu, Koninie i Kościanie. – Niestety, w głównym postępowaniu konkursowym, jak i w ogłaszanych przez nasz oddział co jakiś czas konkursach uzupełniających, nie było zainteresowania wśród placówek z innych rejonów naszego województwa do składania ofert. Planujemy w najbliższym czasie ogłosić kolejne konkursy uzupełniające – wyjaśnia Magdalena Rozumek z Wielkopolskiego OW NFZ.
W Łódzkiem kontrakty mają dwa podmioty. Jak informuje Magdalena Góralczyk z łódzkiego NFZ, stawka za ryczałt jest tu najwyższa w Polsce i wynosi 800 zł za 12-godzinny dyżur, mimo to brak jest więcej chętnych. Według rzecznika prasowego zachodniopomorskiego oddziału NFZ stomatolodzy nie są zainteresowani pracą w nocy, bo według nich jest obarczona zbyt dużym ryzykiem, a ponadto nie wynika z ważnych przyczyn ratowania życia, bo ból zęba jest konsekwencją zaniedbań, których łatwo można uniknąć. Co więcej, na pogotowie stomatologiczne trafiają pacjenci, którzy przy okazji chcą się tu leczyć i nie rozumieją, że zakres świadczeń ogranicza się do pomocy doraźnej, czasami trafiają tu osoby roszczeniowe, agresywne, a nawet pod wpływem alkoholu.
– Lekarze są zdania, że dostęp do bezpłatnych przeglądów stomatologicznych jest na tyle szeroki, by każdy chociaż raz w roku z nich skorzystał, unikając w ten sposób konsekwencji oczywistego niedbalstwa. W woj. zachodniopomorskim jest 350 gabinetów ogólnostomatologicznych. Dostęp do tych świadczeń jest zatem niemal taki, jak do lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej. Każdy może chociaż raz w roku kalendarzowym skorzystać z bezpłatnego badania lekarskiego stomatologicznego z instruktarzem higieny jamy ustnej. To podstawa, by dokonać przeglądu stanu uzębienia, zaplanować leczenie i profilaktykę – wyjaśnia Małgorzata Koszur.
To wszystko prawda. Niektórzy jednak decydują się podjąć to wyzwanie. Pytamy szefa Przychodni Portowej, dlaczego zdecydował się na kontrakt z NFZ. – Dobre pytanie. Fakt, nie jest to zbyt dochodowa działalność i trudno znaleźć lekarzy dentystów do takiej pracy, bo w tym zawodzie dyżurowanie w nocy i w weekendy to raczej rzadkość, a pacjenci są dość specyficzni. Uważam jednak, że taka doraźna pomoc jest potrzebna. Sam jestem stomatologiem i wiem, że ból to pojęcie względne, ale większość ze zgłaszających się do nas pacjentów to osoby naprawdę cierpiące i trzeba im szybko pomóc – wyjaśnia Karol Wasilewski, prezes zarządu Przychodni Portowej.
– Mogliśmy zorganizować pogotowie stomatologiczne, ponieważ mamy dobre zaplecze, jeśli chodzi o kadrę i sprzęt. Podpisaliśmy największy kontrakt na udzielanie świadczeń ogólnostomatologicznych, więc podjęcie tego wyzwania wydawało się możliwe do realizacji. Łatwo nie było, ale udaje się – podsumowuje.
Marta Jakubiak
Lidia Sulikowska