W przededniu likwidacji. 100 lat samorządności lekarskiej w Polsce
W powojennej Polsce lekarz miał utrzymywać robotników i chłopów w kondycji produkcyjnej – przypomina Lucyna Krysiak.
Pod koniec lat 40. XX w. likwidacja samorządu lekarskiego zbliżała się wielkimi krokami. Już nawet uprawiana przez ówczesne Ministerstwo Zdrowia gra pozorów, polegająca na obiecywaniu wydania aktów prawnych niezbędnych do normalnego funkcjonowania izb lekarskich, nie robiła na lekarzach wrażenia. Ideowa sprzeczność interesów ówczesnej władzy i samorządu lekarskiego stawała się coraz bardziej jawna.
Bez szans na porozumienie
Przełomem w tej rozgrywce między resortem zdrowia i samorządem lekarskim było Walne Zgromadzenie Naczelnej Izby Lekarskiej, które odbyło się 5 czerwca 1947 r. w Warszawie.
Z jedynego zachowanego dokumentu z tego wydarzenia (protokół, który znajduje się w zbiorach Archiwum Akt Nowych) wynika, że oprócz władz NIL – prof. Mieczysława Michałowicza (prezes) oraz członków zarządu prof. Władysława Szejnacha, dra Adama Huszczy, prof. Kazimierza Baci, prof. Stanisława Popowskiego, dra Franciszka Litwina, dra Jana Rutkiewicza, dra Tadeusza Stępniewskiego i radcy prawnego NIL Władysława Janusza Tomorowicza – uczestniczyli w nim przedstawiciele wszystkich izb okręgowych.
Izbę Lekarską w Katowicach reprezentowali dr Kazimierz Golonka i dr Wacław Chrzanowski. Przedstawicielami IL w Krakowie byli dr Władysław Stryjeński i dr Marian Ciećkiewicz, IL w Lodzi – dr Antoni Tomaszewski i dr Michał Marzyński, IL w Lublinie – dr Cyprian Chromiński, IL w Poznaniu – dr Aleksander Schreiber i dr Józef Ceptowski, IL w Sopocie – dr Mieczysław Mielżyński i dr Władysław Uszycki, IL w Warszawie – dr Jan Konopnicki i dr Ludwik Rostkowski, IL we Wrocławiu – dr Wilhelm Knappe i dr Stanisław Szpilczyński.
Uczestnicy tego wydarzenia doskonale zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji i trudnego położenia stanu lekarskiego. Lekarze, coraz bardziej nękani podatkami, nakazami pracy, absurdalnymi przepisami utrudniającymi wykonywanie zawodu oraz represjami politycznymi, nie liczyli już na dojście do porozumienia z komunistyczną władzą. o historii przeszło ostre wystąpienie prof. Michałowicza, w którym wypunktował podstępne działania rządzących wobec samorządu lekarskiego.
Oto jego fragment: „Jest tendencja zepchnięcia tak wysoko wykwalifikowanych pracowników, jakimi są lekarze, na pozycje niewykwalifikowanych robotników, tłumiąc znaczenie ich głosu w decyzjach o charakterze ogólnospołecznym, a charakter usług, jakie lekarz musi świadczyć, obniża jego stanowisko w oczach ogółu oraz stawia go na równi z cyrulikiem i fryzjerem”.
Deprecjonowania ciąg dalszy
W swoim wystąpieniu prof. Michałowicz dowodził, jak Ministerstwo Zdrowia – począwszy od zakończenia wojny – deprecjonowało zawód lekarza i jak celowo opóźniało wydanie odpowiednich dokumentów umożliwiających stworzenie podstaw prawnych do wznowienia przez izby lekarskie działalności po zakończeniu wojny. Bez tych dokumentów ich funkcjonowanie miało charakter tymczasowy i opierało się na ustawach wydanych jeszcze przed wojną.
„A gdy chodzi o organizację samego zawodu w postaci samorządu lekarskiego, to nagląca od dwóch lat potrzeba nadania podstaw prawnych istnienia władzom izbowym nie znalazła dotychczas załatwienia w Ministerstwie Zdrowia” – grzmiał prof. Michałowicz i zaznaczał, że „nie lepiej stoją sprawy lekarskie, jeśli chodzi o wynagrodzenia. Memoriały NIL do MZ, rozmowy osobiste i konferencje w licznym gronie nie doprowadziły do pozytywnych wyników”. W dalszej części swojego wystąpienia profesor odniósł się do polityki rozmieszczania lekarzy na terenie całego kraju, co w założeniu miało być odpowiedzią na zdrowotne potrzeby ludności, a w rzeczywistości również deprecjonowało stan lekarski.
Ówczesny prezes NIL nawiązał do sytuacji bytowej lekarzy: „Występowanie o polepszenie warunków bytu lekarzy jest przez władze traktowane jako zmaterializowanie stanu lekarskiego, a jest to tylko prosta konieczność, mus zaspokojenia potrzeb biologicznych na poziomie odpowiadającym kosztom utrzymania. Pomawia się izby lekarskie o zajmowanie się wyłącznie sprawami zarobkowymi lekarzy, a zapomina się o tak ważnej domenie jak sprawy etyki lekarskiej, na straży której stoją sądy izb lekarskich, domenie zachwianej w okresie powojennym i wymagającej podźwignięcia wzwyż surowymi wyrokami sądów dyscyplinarnych”.
Wstrząsające były również słowa odnoszące się do ceny, jaką lekarze płacili za pracę w warunkach ucisku i gnębienia przez izby skarbowe oraz aparat administracyjny. „Nie bierze się pod uwagę faktu, jak ciężka praca niszczy zdrowie lekarzy i powoduje ich wcześniejszą śmierć. Honorową odznaką za ich heroizm jest często angina pectoris, którą kończą swój żywot” – tak z sarkazmem podsumował swoje wystąpienie ówczesny prezes NIL.
Jednym głosem
Równie mocne i utrzymane w podobnym tonie były wystąpienia przedstawicieli okręgowych izb lekarskich, w których także już zgasła nadzieja na porozumienie z resortem zdrowia co do reaktywacji samorządu lekarskiego w formule przypieczętowanej prawnie. Regionalne władze samorządowe coraz bardziej utwierdzały się w przekonaniu, że działania władz prowadzą do likwidacji samorządu lekarskiego.
Zebrani przyjęli więc jednogłośnie uchwały w sprawie przeprowadzenia wyborów w izbach. Jedna z nich mówiła o tym, że trwający już dwa lata stan tymczasowości w urzędowaniu izb lekarskich odbija się niekorzystnie na ich działalności i na zdrowiu publicznym. Wskazywano również w uchwałach, że mianowanie przez ministra zdrowia rad i zarządów w izbach jest tylko czasową namiastką władz samorządu lekarskiego.
Walne Zgromadzenie NIL wystosowało więc apel do ministra zdrowia, aby przyspieszył realizację dekretu z listopada 1946 r. o samorządzie lekarskim i zamianował w najkrótszym czasie rady i zarządy izb, tak aby mogły przeprowadzić wybory przewidziane ustawą z 15 marca 1935 r. O tym, jak oportunistyczna była polityka rządzących wobec samorządu lekarskiego, świadczy właśnie fakt, że zarówno resort zdrowia, jak i izby musiały swoje działania opierać na tej przedwojennej ustawie.
W odpowiedzi na Walne Zgromadzenie NIL z czerwca 1947 r. było opublikowanie przez MZ zarządzenia powołującego rady i zarządy izb okręgowych oraz NIL, pozwalając im tym samym na ukonstytuowanie się. W Naczelnej Izbie Lekarskiej zarządzenie to wykorzystano jednak do pozbycia się niewygodnego i odpornego na presję ze strony rządzących prof. Mieczysława Michałowicza, co potwierdziło, że władzom nie chodziło o samorząd, ale o własne, partyjne interesy. Prezesem NIL wybrano jednomyślnie dra Jana Rutkiewicza, a na wiceprezesów – dra Jerzego Jakubowskiego i dra Jakuba Węgierkę.
Czarne chmury
Wybór dra Jana Rutkiewicza na prezesa NIL oznaczał, że nad samorządem lekarskim zaczęły się zbierać czarne chmury. Jego postać wyraźnie wskazywała kierunek, w jakim miała iść działalność tej organizacji. Jan Rutkiewicz był w środowisku postacią niesławną, postrzeganą jako „pieszczoch” systemu, podporządkowany dyrektywom partyjnym, pełniący już funkcję przewodniczącego Zarządu Głównego Związku Zawodowego Pracowników Służby Zdrowia.
Nastał w NIL, aby zniszczyć strukturę samorządu lekarskiego od środka i realizował założenie władz, aby ZG ZZPSZ stała się jedyną organizacją lekarską, która pozwalałaby kontrolować wszelkie poczynania podejmowane przez lekarzy w sprawach wykonywanego przez nich zawodu. W niedługim czasie swoich partyjnych przedstawicieli rządzący wprowadzili do zarządów okręgowych izb lekarskich.
Proceder ten nie został jednak nigdzie rzetelnie udokumentowany, informacje na ten temat są wyrywkowe, tak jakby fakty związane z obsadzaniem władz izb ludźmi z klucza partyjnego nigdy nie miały miejsca. Tak więc cały rok 1948 jakby wycięto z kalendarza zdarzeń w samorządzie lekarskim, a jawił się on przygotowaniami do jego likwidacji.
Powinności lekarza
Równie destrukcyjne dla samorządu lekarskiego było manipulowanie przez władzę kodeksem etyki lekarskiej, co w 1947 r. szczególnie się nasiliło. Należy przypomnieć, że w powojennej Polsce wciąż obowiązywał „Kodeks deontologii lekarskiej” przyjęty rzez NIL w 1935 r., który zgodnie z wcześniejszymi kodeksami zawierał zapisy mówiące m.in. o posłannictwie zawodu lekarza.
Kodeks ten regulował też zachowania lekarza wykonującego swój zawód w określonych sytuacjach: „lekarz urzędu państwowego, samorządowego lub jakiejkolwiek innej instytucji publicznej czy prywatnej powinien uczciwe i lojalnie wypełniać zaciągnięte zobowiązania, nie zapominając jednak o tym, że wykonuje wolny zawód i jak wszystkich lekarzy obowiązują go wszystkie zasady deontologii lekarskiej mówiące o tym, że ma leczyć zgodnie z wymaganiami wiedzy lekarskiej, poczuciem godności stanu lekarskiego i najwyższym nakazem moralnym i dobrem chorego oraz dobrem społecznym”.
Rządzący stwierdzili jednak, że „Kodeks deontologii lekarskiej” nie nadążał za duchem czasów, nie odzwierciedlał powinności lekarza w socjalistycznym państwie i dlatego trzeba go zmienić. Przede wszystkim chodziło jednak o to, że lekarz nie może być apolityczny. Jeśli próbuje zachować niezależność określoną w tym kodeksie, mieć własne zdanie na temat jego roli społecznej, w oczach władzy staje się reakcjonistą. Obowiązkowo powinien więc należeć do jedynego słusznego klasowo Związku Zawodowego Pracowników Służby Zdrowia i podporządkować się dyrektywom partyjnym.
Nastał czas sloganów i propagandy, którą karmiono społeczeństwo, również pracowników służby zdrowia. W szpitalach zwoływano trwające wiele godzin narady, które nic nie wnosiły do poprawy opieki nad chorymi, wręcz przeszkadzały w wykonywaniu codziennych obowiązków przez personel medyczny, ale miały służyć wciąganiu lekarzy w proceder upartyjniania i angażowania w sprawy społeczne, którym kierunek nadawała partia.
Lekarz według Kożusznika
W tym upartyjnianiu lekarza i angażowaniu w sprawy społeczne w socjalistycznym społeczeństwie rządzący posuwali się bardzo daleko, nie tylko wprowadzając swoich ludzi do władz izb lekarskich, ale też interpretując na własny użytek zasady przysięgi Hipokratesa. Prym wiódł dr Bogusław Kożusznik, pełniący w połowie lat 50. XX w. funkcję wiceministra zdrowia, który na nowo zdefiniował obowiązki i powinności lekarzy w socjalistycznej Polsce.
W swoim obszernym tekście, przesyconym stalinowską retoryką, dr Kożusznik pisał m.in. tak: „Socjalistyczna służba zdrowia nie byłaby socjalistyczna, gdyby była tylko biernym produktem budowy socjalizmu (dalej rozwija propagandową ideę pracy w komunistycznym systemie) i lekarzy czyni się odpowiedzialnymi za utrzymanie w zdrowiu mas pracujących, głównie robotników i chłopów będących narzędziem budowy socjalizmu”.
Ta odpowiedzialność według dra Kożusznika miała polegać głównie na tym, aby lekarze dostarczali zdrowej siły roboczej, niezbędnej do realizacji ideowych planów, przez co staną się aktywnymi współuczestnikami budowania socjalizmu i znajdą dla siebie należne miejsce w tym procesie. Lekarz nie może być obojętny ideowo – podkreślał w swoim tekście wiceminister.
Jednym słowem lekarze, poprzez zapobieganie niezdolności do pracy siły roboczej, mieli wnieść swój wkład w socjalizm. Temu programowi ochrony zdrowia mas, mimo że charakteryzowała go toporność i prymitywizm, wtórował dr Artur Fiderkiewicz, stary zasłużony przedwojenny lekarz uwiedziony przez nową władzę populistycznymi ideami i wysokim stanowiskiem w Związku Zawodowym Pracowników Służby Zdrowia.
Tego rodzaju uprzedmiotowienie zdrowia człowieka i lekarza, który zajmuje się jego leczeniem, musiało wywołać zdecydowany sprzeciw samorządu lekarskiego, ale wobec zbliżającej się likwidacji coraz bardziej słabła jego siła przebicia, a podmiana na stanowisku prezesa NIL z charyzmatycznego i bezkompromisowego prof. Michałowicza na „aparatczyka” dra Rutkowskiego przyspieszyła tylko proces upadku.
Lucyna Krysiak
Źródła: Zygmunt Wiśniewski ,„Lekarskie drogi – 1944-1956. Czasy reżimu Bieruta”; Zygmunt Wiśniewski, „Kronika Izb Lekarskich w Polsce – lata 1945-2005”