W pułapce opt-out
Praca po 200-300 godzin w miesiącu powoduje przemęczenie, przewlekły stres i zagraża życiu. Z Małgorzatą Zatke-Witkowską z Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy rozmawia Lucyna Krysiak.
Foto: archiwum prywatne
Jak OZZL ocenia sytuację w szpitalach i przychodniach powstałą wskutek wypowiadania klauzuli opt-out?
Sytuacja jest bardzo trudna, ponieważ dochodzi do zamykania oddziałów, ale zawsze była trudna z powodu niedofinansowania placówek ochrony zdrowia. Jednak nie można tym w żaden sposób obciążyć lekarzy, którzy zdecydowali się na wypowiedzenie klauzuli opt-out, czyli pracę do 48 godzin w tygodniu.
W połowie grudnia 2008 r. delegacja OZZL pojechała do Strasburga, aby razem z kolegami z Europejskiej Federacji Lekarskich Związków Zawodowych protestować przed Parlamentem Europejskim przeciwko zmianom, jakie chciano wprowadzić w zapisach dotyczących czasu pracy lekarzy. Chodziło o podział dyżuru na część aktywną i nieaktywną.
Propozycja nie przeszła i pozostał 48-godzinny tydzień pracy, a klauzula opt-out miała obowiązywać przejściowo trzy lata. W ciągu trzech lat rządy państw UE miały zorganizować system pracy tak, aby lekarz pracował maksymalnie 48 godzin w tygodniu. Czas pracy lekarza 48 godzin w tygodniu zawiera w sobie 10 godzin i 5 minut dyżuru medycznego i jest dłuższy niż innych pracowników zatrudnionych na umowę o pracę.
Co się od tego czasu zmieniło?
W 2011 r. rozpoczęto przekształcanie szpitali w spółki prawa handlowego i zaczęły pojawiać się inne formy zatrudnienia lekarzy: umowy cywilnoprawne całościowe, umowy o pracę łączone z umowami cywilnoprawnymi. Wszystko po to, aby ominąć zapisy w kodeksie pracy o czasie pracy. Umowy cywilnoprawne i umowy o pracę z popisaną klauzulą opt-out maskowały deficyt lekarzy. Niskie wynagrodzenia zasadnicze lekarzy zatrudnionych na umowę o pracę wymusiły podpisywanie klauzul opt-out i zawieranie umów cywilnoprawnych z innymi podmiotami leczniczymi.
Co na to OZZL, czy była reakcja ze strony związku?
Występowaliśmy w sprawie ograniczenia czasu pracy lekarzy do maksymalnie 48 godzin w tygodniu zarówno do Bartosza Arłukowicza, jak i do Konstantego Radziwiłła, którzy pełnili funkcję ministra zdrowia. Praca po 200-300 godzin w miesiącu, bo tyle czasu spędzali w pracy lekarze, którzy podpisali klauzulę opt-out, powoduje przemęczenie, przewlekły stres i zagraża życiu.
Rezydentom to się nie spodobało. Jak bardzo?
Młodzi lekarze widząc, że są kolejnym pokoleniem uwikłanym w klauzulę opt-out z powodu niskich wynagrodzeń i konieczności pokrycia deficytu kadr lekarskich, zwrócili się w 2015 r. do OZZL o reaktywację Porozumienia Rezydentów działającego przy tym związku. W 2016 r. wspólnie zorganizowaliśmy dwa protesty w Warszawie, rezydenci podjęli też rozmowy z Ministrem Zdrowia, postulując zmiany w systemie ochrony zdrowia. Bez skutku. Zdesperowani przystąpili do protestu głodowego. Znów bez skutku. Postawili więc na jakość – jeden lekarz, jeden etat, i zaczęli wypowiadać klauzulę opt-out. Ich śladem poszło wielu lekarzy specjalistów.
Protest odniósł jakiś skutek, prezydent podpisał ustawę gwarantującą, że w 2025 r. nastąpi wzrost PKB do 6 proc. Jednak czy to nie jest zbyt odległa perspektywa?
Żeby zmienić system ochrony zdrowia, potrzeba zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia jak najszybciej. Jesteśmy jedynym krajem, w którym nakłady na ochronę zdrowia w ostatnich 10 latach kształtowały się na tym samym poziomie – około 4,5 proc. PKB, a przejściowe rozwiązanie (opt-out), stało się normą. Biorąc pod uwagę obecną sytuację gospodarczą w Polsce, postulaty lekarzy nie są nierealne. Jest to jednak kwestia priorytetów rządu.