Z powodu pandemii sytuacja finansowa szpitali zeszła na dalszy plan
Jak dobie pandemii COVID-19 radzą sobie szpitale? Z dr. Jerzym Friedigerem, dyrektorem Szpitala Specjalistycznego im. S. Żeromskiego w Krakowie, członkiem Prezydium NRL, rozmawia Mariusz Tomczak.
Na początku września zmieniły się zasady rozliczania umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej. Co to oznacza dla szpitali?
Do 4 września szpitale otrzymywały co miesiąc 1/12 raty kontraktu niezależnie od poziomu realizacji świadczeń, bo w związku z pandemią nie wykonywały dużej części procedur z przyczyn niezależnych od siebie. Nadal jednak nie wiadomo, jak te środki zostaną rozliczone, gdyż NFZ wypłacał pieniądze w sposób zaliczkowy.
Od 5 września Fundusz rozlicza tylko świadczenia wykonane przez szpital. W sensie rozliczeniowym to powrót do czasu sprzed pandemii, ale w sensie faktycznym sytuacja nie przypomina tej z początku roku. Wszyscy musimy stosować się do zwiększonego reżimu sanitarnego, a pacjenci nadal nie zawsze przychodzą na umówione terminy. Strach przed COVID-19 czasami jest silniejszy niż przed skutkami niezgłoszenia się na zaplanowany zabieg.
W jaki sposób – poza tym, że część pacjentów od kilku miesięcy szerokim łukiem omija placówki medyczne – pandemia wpłynęła na kondycję finansową szpitali publicznych?
Z powodu pandemii sytuacja finansowa szpitali zeszła na dalszy plan, ale ona się nie poprawiła. W tym roku nastąpiło wiele zdarzeń, które doprowadziły do wzrostu kosztów niezależnie od decyzji podejmowanych przez zarządzających. Na początku roku wzrosły płace minimalne, później pojawił się koronawirus i wiele szpitali ograniczyło swoją działalność, w górę poszły koszty wynikające z wprowadzenia podwyższonych wymogów reżimu sanitarnego, niebotycznie podskoczyły ceny środków ochrony indywidualnej.
Choć otrzymaliśmy bezpłatnie sporo pomocy materialnej, to większość środków ochrony musieliśmy zakupić. Przed pandemią firma wyłoniona w przetargu dostarczała do naszego szpitala maseczki chirurgiczne po 22 grosze za sztukę, a co się działo później, wszyscy wiemy. 3 proc. dodatek z NFZ na poczet kosztów prowadzenia działalności leczniczej w podwyższonym reżimie sanitarnym nie rekompensuje wzrostu wydatków.
Mówi się, że szpitale nie zwiększyły w czasie pandemii zadłużenia, bo miały wypłacane środki bez ponoszenia kosztów zmiennych, ale to nie do końca jest prawda. W moim szpitalu jednoczasowo w niektórych tygodniach brakowało po 250-300 osób w związku z przebywaniem na zwolnieniach chorobowych, opieką nad dzieckiem czy kwarantanną. Nieobecnych było więcej niż wcześniej, a trzeba ich zastąpić, co wiązało się z koniecznością wypłacania nadgodzin. Szukanie oszczędności jest tu niemożliwe, bo normy zatrudnienia są określone przez ministra zdrowia.
Jaka będzie sytuacja w szpitalach pod koniec roku?
Trzeba by zapytać wróżkę, a mówiąc poważnie, tego nie wiek nikt. Nie sposób przewidzieć sytuacji epidemiologicznej, nie wiadomo nawet, w jakim reżimie będą funkcjonowały szpitale za kilka tygodni. Nie wiemy, ilu pacjentów nie zgłosi się na zaplanowane zabiegi i hospitalizacje. Likwiduje się placówki jednoimienne, ale wciąż nie wiadomo, jak będą finansowane tzw. łóżka covidowe.
Nie wiadomo ponadto, w jaki sposób będzie rozliczana 1/12 kontraktu, którą szpitale otrzymywały przez ostatnie kilka miesięcy, a o nadrobieniu ryczałtu nie ma mowy. Znaczna część placówek nie zdoła wykonać kontraktu w tym roku, a przecież na tej podstawie ma być obliczany ryczałt na rok 2021, choć ta kwestia wciąż jest pewną niewiadomą.
Jako dyrektorzy zawsze funkcjonowaliśmy w warunkach pewnej niewiedzy co do kwestii finansowych, ale jeszcze nie było czasów, w których nie byłoby wiadomo prawie nic. W naszym szpitalu wyznajemy zasadę „róbmy swoje”, tzn. odkąd się dało, przyjmujemy pacjentów, leczymy i operujemy.
Jakie nadzieje wiąże pan ze zmianą na stanowisku ministra zdrowia?
W związku z pandemią mamy do czynienia z nową sytuacją w całej ochronie zdrowia. Myślę, że w tej chwili decydenci nie mają wypracowanej koncepcji, jak rozwiązać kwestię finansowania szpitali w tych warunkach. To zrozumiałe, że ze strony NFZ nie padnie obietnica, że placówki dostaną środki bez względu na wszystko.
Nowy minister zdrowia i nowy prezes NFZ doskonale zdają sobie sprawę z kondycji finansowej szpitali, więc liczę na to, że są nastawieni pragmatycznie. Mimo że obciążają ich skutki wcześniej podjętych decyzji, nie obciąża ich to, że je podejmowali, więc nowemu kierownictwu Ministerstwa Zdrowia i Funduszu może będzie łatwiej wprowadzać zmiany.