Co planuje Kaczyński?
Czytam w lewicowo-liberalnej prasie, jaki ten nasz rząd rozrzutny i bezmyślny, bo już nie tylko 500 zł na dziecko rozda, ale i seniorom da darmowe leki, co oznacza ogromne koszty. Słowa krytyki idą zawsze w parze z troską o budżet oraz los żyjących i przyszłych pokoleń, które za szczodrobliwość obecnej władzy będą musiały słono płacić.
Jarosław Kaczyński
Foto: Marta Jakubiak
Umiaru i rozsądku w wydawaniu państwowych pieniędzy nigdy dość, choć trudno w tym wypadku rozsądzić, ile w groźnie brzmiących przestrogach jest prawdy, a ile hipokryzji, bo najbardziej troskliwi i nieutuleni w żalu są akurat ci, którym poprzedni rząd szerokim gestem i bez oglądania się na stan państwowej kasy fundował reklamy, teksty sponsorowane i prenumeraty, wydając na to setki milionów złotych.
Poza tym PiS szedł do wyborów z wymienionymi na wstępie obietnicami. Trudno więc teraz mieć do partii rządzącej pretensje za chęć wywiązania się z kampanijnych zapowiedzi. Można co najwyżej być zaskoczonym, bo praktyka ostatnich lat wskazywała niemal za każdym razem na bezowocny i szybki koniec obietnic wyborczych. Co się nie zmieniło, to stopień nieprzygotowania nowo wybranej władzy do realnego jej sprawowania w pierwszych miesiącach po wyborach.
Osiem lat temu, gdy PO przygotowywała się do formowania rządu, Ewa Kopacz obiecywała „szufladę pełną ustaw”. Tym razem nikt nas nie poczęstował równie zgrabnym bon motem, ale szuflady też były puste. Widać, jak nam daleko do dojrzałych demokracji, gdzie opozycja nie zajmuje się zohydzaniem „kurdupla” albo „rudego i mściwego”, tylko tworzy gabinety cieni, dla których wynajęci eksperci opracowują projekty aktów prawnych.
U nas tymczasem nie od razu było wiadomo, kto pokieruje resortem zdrowia, a rekomendowany przez Polskę Razem doktor Konstanty Radziwiłł miał kilku konkurentów, dysponujących – jak się wydawało – silniejszym zapleczem politycznym i lepszymi chodami u prezesa. Na szczęście górę wzięły kompetencje. Jedno z pierwszych zadań nowego ministra to praca nad Projektem 75+, który ma ruszyć od września. Nie może dziwić, że na stworzenie od podstaw programu, funkcjonującego dotychczas jedynie w postaci wyborczego hasła, potrzeba kilku miesięcy, a nie dni, jak chciałaby opozycja.
Zadanie nie jest łatwe, bo żadne leki oferowane w aptekach nie są darmowe, populacja seniorów rośnie nie tyle w siłę, co w choroby, a do tego dobrze pamiętamy, jak kosztowne okazały się zielone recepty, było nie było, druki ścisłego zarachowania. Stąd ograniczenia: zawężenie listy dostępnych bez opłaty leków oraz prawo do wypisywania recept z literą „S” wyłącznie dla lekarzy i pielęgniarek POZ.
Dobrze, że z góry zaplanowano konkretny budżet na realizację programu i jego stały wzrost aż do roku 2025. W przyszłym roku na ten cel przeznaczono 564 mln zł, czyli około 5 proc. kosztów refundacji. Nie oznacza to wcale, że leki refundowane będą nas kosztować dokładnie o tyle więcej. Lecząc się lekiem z programu, pacjent nie wybierze innego.
Z kolei chorzy, którzy wcześniej nie byli w stanie zrealizować recept, powinni odciążyć budżet w pozycji „leczenie szpitalne”. Dobrze skonstruowana lista leków dostępnych w ramach programu może sprawić, że dostęp do bezpłatnych leków nie będzie wcale „drogim przywilejem”, jak próbuje to przedstawić opozycja i sympatyzujące z nią media. Warto w tym miejscu przypomnieć, że na początku 2014 r. nad wdrażającym podobne rozwiązanie projektem pracowała grupa senatorów z PO pod przewodnictwem Jana Rulewskiego.
Byłoby niedobrze, gdyby Projekt 75+ okazał się jedyną poważną zmianą w systemie refundacji. Duże grupy przewlekle chorych bardzo boleśnie odczuły skutki ustawy refundacyjnej, wprowadzonej cztery lata temu. Dobrym przykładem są diabetycy. Oszczędności na refundacji insulin i pasków do glukometrów dały około 500 mln zł rocznie. Byłoby za co chwalić twórców ustawy, gdyby nie powtarzające się braki w aptekach, wywożonych z Polski niektórych rodzajów insulin, oraz kilkukrotny wzrost odpłatności za szeroko stosowane szybkodziałające analogi insuliny.
Składane przez ministra Arłukowicza obietnice finansowania z oszczędności nowych terapii okazały się w przypadku chorych na cukrzycę farsą. Długodziałające analogi insuliny umieszczono wprawdzie na liście leków refundowanych, ale nadal są to leki drogie, a prawo ulgowego ich zakupu obwarowano wyśrubowanymi wskazaniami. Zamiast oczekiwanego od kilku lat objęcia refundacją tzw. leków inkretynowych, rozszerzono wskazania refundacyjne dla starej i taniej metforminy…
Pozostaje niewiadomą, jak z tymi i wieloma innymi problemami poradzi sobie ekipa doktora Radziwiłła. Jedno jest za to pewne: w razie niepowodzenia i tak wszystkiemu winny będzie Kaczyński. Przynajmniej pod tym względem obecny minister jest w dużo lepszej sytuacji od poprzedników.
Sławomir Badurek
Diabetolog, publicysta medyczny
Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 4/2016