Kształćmy więcej studentów z Polski niż z zagranicy. Zmieńmy priorytet!
Ministerstwo Zdrowia chwali się, że rośnie pula miejsc na kierunkach lekarskim i lekarsko-dentystycznym. Nie dodaje, że kształci się coraz więcej obcokrajowców, którzy nie znają języka polskiego i nie wiążą przyszłości z naszym krajem.
XV Forum Rynku Zdrowia. Foto: Mariusz Tomczak
Odkąd Prawo i Sprawiedliwość doszło do władzy, limity przyjęć na kierunku lekarskim znacząco wzrosły. Porównanie danych z ostatnich czterech lat z sytuacją, jaka panowała przez ostatnie kilka lat, jednoznacznie to pokazuje.
W roku akademickim 2019/2020 naukę na kierunku lekarskim rozpoczęło 8170 studentów. To o 324 miejsca (tj. 4 proc.) więcej niż w poprzednim roku. Ta liczba obejmuje jednak dużą grupę obcokrajowców studiujących medycynę w Polsce w języku angielskim. Prawie każdy, o ile nie wszyscy, powróci do swojego kraju.
Polski pacjent nie ma z tego żadnego pożytku. Z punktu widzenia naszego systemu ochrony zdrowia ważna jest liczba osób uczących się na studiach z językiem wykładowym polskim. W tym zakresie ani rząd Beaty Szydło, ani Mateusza Morawieckiego nie mają spektakularnych sukcesów. Można mówić o niewykorzystaniu szansy lub – jeszcze mocniej – o indolencji. Trudno się dziwić, że ten temat powrócił. W drugim dniu XV Forum Rynku Zdrowia dyskutowany był burzliwie.
Członek Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej Jerzy Friediger zwrócił uwagę, że choć od dawna mówi się o niedoborze kadr medycznych, to niewiele w tej sprawie zrobiono. – Czy na istniejących uczelniach medycznych musimy kształcić studentów obcokrajowców? A dlaczego nie możemy nauczać większej liczby studentów z Polski? Mamy gotowe miejsca, uczelnie są na to przygotowane. Zmieńmy priorytet – zaapelował do siedzącej nieopodal wiceminister zdrowia Józefy Szczurek-Żelazko.
Wiele dyskutowano również o wzajemnych relacjach między zawodami medycznymi. Przedstawiciel samorządu lekarskiego zaprzeczył, jakoby lekarze nie chcieli dzielić się zadaniami z pielęgniarkami, farmaceutami czy fizjoterapeutami. – Nie strzeżemy zazdrośnie swoich kompetencji. Podejmowanie decyzji o leczeniu musi jednak wiązać się z odpowiedzialnością. Ten, kto podejmuje decyzje, musi za nie odpowiadać – powiedział dr Jerzy Friediger. Dodał, że jest za rozszerzeniem kompetencji farmaceutów, a fizjoterapeuci powinni mieć prawo do decydowania o zabiegach fizjoterapeutycznych.
W jego ocenie kształt współpracy między przedstawicielami różnych zawodów medycznych tak naprawdę zależy od ich charakteru, szczerych chęci i dobrej woli. – Jeśli ludzie są w stanie ze sobą rozmawiać i zrozumieć swoją rolę, to będą współpracować – podkreślił. Zdaniem dr. Jerzego Friedigera należy skończyć z nieuzasadnioną mnogością specjalizacji w polskiej medycynie. – Jest 76 specjalizacji lekarskich, nie wiadomo po co. Nie wiadomo też, dlaczego specjalizacja obejmująca jedną chorobę trwa tyle co trudna i odpowiedzialna z zakresu chorób wewnętrznych czy pediatrii – mówił przedstawiciel samorządu lekarskiego.
Ubolewał, że minister zdrowia Łukasz Szumowski jednoznacznie dał do zrozumienia, że w najbliższym czasie nie należy spodziewać się w tym obszarze zmian. Jak dodał dr Friediger, minister jednym rozporządzeniem mógłby wstrzymać czasowo nabór na niektóre wąskie specjalizacje, co w perspektywie kilku lat zwiększyłoby liczbę lekarzy na specjalizacjach niezbędnych dla funkcjonowania ochrony zdrowia w Polsce. Przedstawiciel NRL skrytykował proponowane przez Ministerstwo Zdrowia rozwiązania idące w kierunku przyjmowaniu na odpowiedzialność dyrektorów placówek do pracy lekarzy spoza Unii Europejskiej, którzy nie mają prawa wykonywania zawodu w Polsce. Dr Jerzy Friediger określił je jako „złe”. Ocenił, że zasadne byłoby porównanie programów kształcenia i stworzenie oferty edukacyjnej pozwalającej na uzupełnienie braków przez lekarzy obcokrajowców.
W czasie dwóch dni XV Forum Rynku Zdrowia w debatach uczestniczyli również inni przedstawiciele samorządu lekarskiego: wiceprezes NRL Krzysztof Madej i wiceprezes NRL Andrzej Cisło. Zdaniem dr. Krzysztofa Madeja, trzeba zdefiniować na nowo podmiot odpowiedzialny za zapewnienie świadczeń. Na pytanie postawione przez moderatora, czy samorząd lekarski czuje się partnerem w debacie o przyszłości polskiego systemu ochrony zdrowia prowadzonej z decydentami, odparł: – Odpowiedź na to pytanie jest prosta: nie. Jesteśmy wpychani na pozycje roszczeniowe, co jest jakąś naszą rolą do spełnienia, ale nie o to chodzi (więcej TUTAJ).
– Nie mogę powiedzieć, by gotowość środowiska lekarskiego była powszechna – tymi słowami dr Andrzej Cisło odniósł się do tego, że już za kilka tygodni każdy lekarz, poza wyjątkami wskazanymi w przepisach, będzie musiał wystawiać e-recepty. Od stycznia 2020 roku w obiegu mają pozostać wyłącznie recepty wystawione w postaci elektronicznej. Brak gotowości środowiska lekarskiego wynika z wielu powodów, m.in. z uwagi na fakt, że wielu lekarzy pracuje w kilku miejscach. – W każdej poradni może być inny system, zupełnie inny program do obsługi – podkreślił Andrzej Cisło, dodając, że z punktu widzenia użytkownika wyzwaniem jest nauka jednego, a co dopiero kilku skomplikowanych programów (więcej TUTAJ).
Mariusz Tomczak