28 listopada 2025

Mariusz Politowicz: Kiedy człowiek staje się dyżurem

Nowoczesny sprzęt, programy NFZ, imponujące statystyki – na papierze wszystko działa. Ale w praktyce szpitale i apteki to nie maszyny, tylko ludzie. A ludzie mają granice. Ile jeszcze razy musimy o tym przypominać i komu?

Fot. arch. prywatne

Szpital w Pleszewie, w mieście, w którym mieszkam i prowadzę aptekę, dziś funkcjonuje jako Pleszewskie Centrum Medyczne Sp. z o.o. (PCM). Oferuje szeroki zakres usług kardiologicznych – od diagnostyki i leczenia inwazyjnego po rehabilitację i opiekę pozawałową. Placówka ma nowoczesny sprzęt i uczestniczy w programach NFZ, m.in. w Kompleksowej Opiece Specjalistycznej nad Pacjentem po Zawale Serca (KOS-zawał).

Średni czas oczekiwania na przyjęcie na oddział to około 61 dni, ale w nagłych przypadkach pomoc udzielana jest natychmiast. Za tym imponującym dorobkiem stoją jednak nie budynki i nie sprzęt – tylko ludzie. I właśnie o nich jest ten felieton. Bo to ludzie leczą, a nie mury. Ludzie z ich zaletami, wadami i fizycznymi ograniczeniami.

Niby wszyscy o tym wiemy – każdy musi kiedyś odpocząć, zjeść i się wyspać – a jednak ta oczywistość znika, gdy potrzebujemy pomocy tu i teraz. Wtedy liczy się tylko to, żeby ktoś był. Służby publiczne, w tym zdrowotne, działają wyłącznie dzięki ludziom. A gdy ludzi brakuje, system się zacina. I choć to proste jak równanie, w zderzeniu z polityką traci moc – im niższy szczebel, tym częściej populistycznie i bez refleksji.

Doświadczyłem tego wielokrotnie jako farmaceuta, podobnie jak wielu moich kolegów. Przez lata obowiązek pełnienia dyżurów aptek – przed nowelizacją art. 94 ustawy – Prawo farmaceutyczne (obowiązującą od 1 stycznia 2024 r.) – był niepłatny, a harmonogramy ustalały rady powiatów. Rady mogły zasięgnąć opinii okręgowej izby aptekarskiej – ale nie musiały jej uwzględniać. I zwykle tego nie robiły.

Statystycznie, zdaniem Ministerstwa Zdrowia, w polskiej aptece pracuje mniej niż dwóch magistrów farmacji. A tylko farmaceuta ma prawo do samodzielnej pracy. Kiedy więc ktoś – jak ja – prowadzi aptekę sam, dyżur 24/7 jest fizycznie niemożliwy. Mimo to radni potrafili ustalać całodobowe dyżury, nie bacząc ani na przepisy, ani na doświadczenie życiowe. Nie pomogło nawet tragiczne zdarzenie z 2019 r., które powinno być dla wszystkich przestrogą.

W pleszewskim szpitalu zmarł 39-letni kardiolog z Łodzi. Dyżurował nieprzerwanie od piątku do niedzieli – około 40 godzin. Ciało znaleziono w pokoju lekarskim. Sekcja wykazała przyczyny kardiologiczne, prawdopodobnie zawał lub arytmię. Prokuratura badała, czy przepracowanie mogło mieć wpływ. Lekarz pracował też w kilku innych placówkach.

To nie był odosobniony przypadek. We wrześniu 2017 r. 59-letni chirurg zmarł na zawał po 24-godzinnym dyżurze we Włoszczowie. Był po nieprzerwanej zmianie od soboty 7:30 do niedzieli 7:30, po czym miał zgłosić się na kolejny dyżur o godz. 15:00. Klasyczny przykład przepracowania.

W tym samym roku w Niepołomicach 28-letnia rezydentka zmarła podczas nocnego dyżuru – wcześniej pracowała cały dzień w Krakowie. Reanimacja nie przyniosła skutku. Przyczyną zgonu była nagła niewydolność krążeniowa, prawdopodobnie z przepracowania.

W 2023 r. w Pabianicach nagle zmarł 40-letni urolog. Znaleziono go bez oznak życia; wstępne oględziny wykluczyły udział osób trzecich i obrażenia. W kwietniu 2025 r. w Krakowie 47-letni ortopeda został zamordowany przez pacjenta podczas wizyty. Sprawcą był 35-letni funkcjonariusz Służby Więziennej, niezadowolony z wcześniejszego zabiegu (miał urojoną krzywdę).

Przepracowanie, agresja pacjentów, nagłe zgony – różne przyczyny, ten sam systemowy kontekst. W Polsce lekarze często pracują ponad normy, nawet 72–120 godzin tygodniowo, co potwierdzają kontrole PIP. Farmaceuci długo byli w podobnej sytuacji. Dopiero zmiana prawa uwolniła nas od „niewolnictwa na swoim”, choć powiaty wciąż chętnie korzystałyby z pracy aptek 24/7, najlepiej za darmo.

Kiedy po takich tragediach opadnie żal i wzburzenie, wszystko wraca niby do normy. Tylko że ta „norma” nie jest normalna. Bo czy można uznać za normalne to, że lekarz lub farmaceuta umiera w miejscu pracy? Najlepiej wyposażony szpital czy apteka pozostaną jedynie budynkami, jeśli zabraknie w nich ludzi (lekarzy lub farmaceutów), którzy potrafią użyć sprzętu czy wydać leki. Bez człowieka nie działa nic. Nawet system.

Mariusz Politowicz, członek Naczelnej Rady Aptekarskiej

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 11/2025