Samorządowy rejs
Z okazji srebrnego jubileuszu samorządu lekarskiego w Polsce trafiło do moich rąk wiele wydawnictw, które nakładem izb okręgowych ukazały się w ciągu ostatniego roku. Wszystkie zasługują na uwagę, każde jest trochę inne i inaczej redagowane. Ich wspólną cechą jest jednak zapamiętanie czasu, w którym z niemałym trudem budowaliśmy zręby samorządności lekarzy i lekarzy dentystów.
Przedwakacyjny Konwent Prezesów połączony ze spotkaniami redaktorów biuletynów izb lekarskich, młodymi lekarzami i prawnikami odbywał się w Gdańsku. Pierwszego dnia pracowaliśmy w imponującej i funkcjonalnej siedzibie izby położonej nieopodal kilku szpitali.
Niby na uboczu, ale przecież dość blisko do centrum starego miasta. Niby integracyjnie, ale jak się okazało, bardzo roboczo przebiegły pierwsze godziny, bo atmosfera do pracy okazała się doskonała, niezależnie od miejsca dużej sali rady czy mniejszych sal na piętrach.
Z każdej takiej wycieczki przywożę jakieś drobiazgi, najczęściej książki. I tym razem wyjąłem z walizki dzieło Haliny Porębskiej i Alicji Katarzyńskiej: „25 lat w samorządowym rejsie”. Najpierw zamknąłem oczy, przejrzałem kapitanów głównej fregaty, a potem z ciekawością zacząłem kartkować pomorskie wspomnienia ćwierćwiecza.
I ze zdumieniem stwierdziłem, że co prawda wielu nazwisk nie znam, ale historię tam opowiedzianą już znam i myślę, że każdy, kto w izbie pracuje ponad jedną kadencję mógłby snuć podobne wspomnienia o ludziach, których spotkał, o ciężkiej samorządowej pracy, o frustracjach i radościach z organizowanych wypraw, protestów, akcji.
Album z Gdańska, miasta początku rewolucji „Solidarności”, miasta, w którym od 1980 r. intensywnie mówiono o odrodzeniu izb lekarskich, jest nie tylko dobrze udokumentowanymi dziejami struktur, gremiów i przywódców, ale jest także nostalgicznym wspomnieniem osobowości i przyjaciół.
Halina Porębska – wybitna pod każdym względem koleżanka od poezji począwszy na pisaniu ustaw skończywszy, związana z izbami od zawsze, na swoich kartach z przeszłości nie zamyka jubileuszowej książki i nie odkłada działalności izb do bibliotek ku pamięci, ale wyraża „nadzieję, że droga samorządu lekarskiego będzie piąć się w górę, a wszystkie kłopoty, które zaczęły się już od pośpiesznego uchwalania ustaw o izbach lekarskich, wreszcie znikną”.
„Wiem także” – pisze Halinka – „że wiele szkód w działalności izbowej spowodowaliśmy sami, wyrażając się lekceważąco i dezawuując jego znaczenie wobec władz. To droga, która prowadzi donikąd. Mam nadzieję, że nie będziemy nią podążać. Wierzę w zdrowy rozsądek, a także pamięć historyczną lekarzy i lekarzy dentystów”.
Wydawnictwa jubileuszowe pokazują miejsca, do których dopłynęliśmy w naszym rejsie. Ważniejsze wydaje się jednak, czy między słowami z tamtych lat i o tamtych portach, wyznaczają nowe cele, dążą do odkrywania kolejnych lądów, mówią, że „ma być inaczej”, czyli nowocześniej. Gdański wolumin ćwierćwiecza jednoznacznie niesie nadzieję na przyszłość. Płyniemy dalej…
Jarosław Wanecki
Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 10/2015