22 listopada 2024

@StomatolodzyN – zobacz na Twitterze

Pomimo unikania stwierdzeń w stylu „jeszcze nigdy tak nie było”, sprawy nasze toczą się w tempie, przy którym stoicka postawa wręcz już nie przystoi.

Foto: pixabay.com

Nasz jedyny constans to nadmiar obciążeń niezwiązanych z leczeniem – w tytule felietonu podaję adres konta twitterowego Komisji Stomatologicznej – to zdaje się będzie najszybsza droga przekazywania ważnych aktualności.

W sytuacji wielości spraw trudnych do załatwienia, skupić się należy chyba na chronieniu podstaw – na dbaniu, aby opiekę nad pacjentami sprawowały osoby uprawnione, jednocześnie mające realne możliwości doskonalenia i aby system, w którym pracują, nie zmuszał ich do relatywizowania zasad etyki zawodowej.

Na temat zagrożeń, jakie w tej materii generuje system świadczeń publicznych, napisano już wiele.

Ale – o czym wiedzieliśmy i przypominaliśmy od dawna – pewne modele świadczeń komercyjnych, w jakich może przyjść lekarzowi pracować, generować mogą wręcz patologie. Na kanwie niedawnej Rezolucji Rady Europejskich Lekarzy Dentystów (CED) w sprawie korporacyjnej stomatologii red. Lucyna Krysiak śledzi cały łańcuch, a właściwie labirynt zjawisk. Z perspektywy każdego z nich widać następne, więc wszystko jest ze sobą połączone i splątane.

My wróćmy więc do podstaw i do innego ciekawego wątku o podstawowym znaczeniu – do kształcenia.

Wieść gminna głosi, że trwają przymiarki do powołania nowych uczelni stomatologicznych. Zapewne zupełnie prywatnych. Jest to na tyle wiarygodna pogłoska, że warto ją od razu skomentować, nawet jako projekt. Pewnie jest to tłumaczone skądinąd słuszną zasadą konkurencji, może w założeniach jest jakiś nowy trend nauczania, jakieś nieszablonowe podejście do zasad zdobywania wiedzy. Może, tylko czy w branży akademickiej spodziewać się mamy czystej konkurencji? Szkoły niepubliczne nie wyprą przecież wydziałów uniwersyteckich.

Ewentualna zgoda na powstanie nowych uczelni spotęgowałaby tylko nadmiar kadry stomatologicznej.

Teoretycznie oczywiście nie powinna, gdyż limity przyjęć na kierunki lekarskie i lekarsko-dentystyczne winny opierać się nie tylko na możliwościach dydaktycznych uczelni, ale również na zapotrzebowaniu na absolwentów. I tego zapotrzebowania nie można mierzyć skalą wyzwań społecznych (wiadomo, wskaźniki próchnicy u dzieci itp.). Raczej zdolnością zaabsorbowania przez rynek nowych absolwentów nie w trakcie stażu, za który płacą marszałkowie, tylko w postaci stabilnych posad w podmiotach lub realnej możliwości otwarcia dochodowej praktyki.

Problemem stomatologii polskiej nie jest brak stomatologów.

Problemem jest polityka państwa niezainteresowanego inwestowaniem w kształcenie podyplomowe lekarzy dentystów i to w warunkach pełnego uświadomienia władzom tegoż państwa, że z powodu specyfiki rynkowej samo środowisko odpowiedniej liczby specjalistów nie wykształci. Może więc zapał, chęć czy nawet interes gospodarczy (to w końcu zupełnie naturalne) skierować na powstanie ośrodków kształcenia podyplomowego? To chyba równie intratne jak płatne studia.  Reguły gry muszą być jednak jasne: stomatologia jest kierunkiem kształcącym stomatologów – lekarzy i wymogi profilu kształcenia muszą odpowiadać standardom kierunku lekarskiego.

Tymczasem rozporządzenie w sprawie standardów kształcenia na kierunkach medycznych przewiduje w obecnym brzmieniu profil ogólnoakademicki kształcenia jedynie dla kierunku lekarskiego. Jego alternatywą jest profil praktyczny, który zdecydowanie nie pasuje do dziedziny, w której trwa tak ożywiona dyskusja oparta na badaniach i dowodach naukowych. KS NRL podjęła już stosowne stanowisko i skierowała je pod obrady NRL. Mam nadzieję, że w momencie dotarcia „Gazety Lekarskiej” do Czytelników jest to już stanowisko całej Rady i zostało ono przekazane ministrom nauki i zdrowia. Wrócimy do niego w następnym numerze.

Andrzej Cisło
Wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej