Wywiad lekar(s)ki: nie wystarczy tylko dobrze leczyć (wideo)
Medycyna to praca z ludźmi, pacjentami, zespołem, i dlatego niezbędne są kompetencje miękkie – mówi Monika May-Maciejewska, lekarka, coach i mentorka z ponad 20-letnim doświadczeniem w branży medycznej i farmaceutycznej, w rozmowie z Marią Kłosińską.

Gdy kończymy studia, mamy często wyobrażenie o jakimś fragmencie swojej przyszłości: o specjalizacji, gdzie będziemy pracować, jak połączymy życie zawodowe z prywatnym. A potem przychodzi życie i… pisze swój scenariusz. Jak sobie z tym radzić?
Dobrze mieć plan jako pewien kompas, który wskazuje kierunek. Ale jednocześnie trzeba mieć w sobie elastyczność, bo życie przynosi rzeczy nieprzewidywalne. Nie wszystko od nas zależy. I czasami ten pierwotny plan to wcale nie jest nasz plan, tylko coś, co przejęliśmy z otoczenia. Czasem trzeba sobie na nowo odpowiedzieć: co dla mnie dziś jest ważne? Co jest moje? Jednocześnie warto mieć wsparcie bliskich, przyjaciół, ludzi, z którymi budujemy relacje. To nasz zasób. Nikt nie przechodzi przez trudne momenty sam i badania to potwierdzają. Jest więc z jednej strony plan, a z drugiej świadomość, że plan może się zmieniać. I nie jesteśmy sami.
Studia medyczne uczą nas wytrwałości i pokonywania własnych granic. Ale życie szybko pokazuje, że trzeba czegoś więcej – elastyczności. Jak ją w sobie budować?
Na studiach medycznych uczy się nas determinacji, pokonywania własnych ograniczeń, a nawet niewrażliwości na zmęczenie czy emocje. Ale przecież jesteśmy tylko ludźmi. Elastyczność bierze się z refleksji, z umiejętności stanięcia naprzeciw własnym emocjom i myślom. To nie musi być psychoterapia; to po prostu kontakt ze sobą. Zastanowienie się, czego potrzebuję teraz. Gdzie jestem. Co jest możliwe. Bardzo często spotykam lekarzy, którzy już osiągnęli wiele: mają specjalizację, doświadczenie kliniczne i nagle zadają sobie pytanie: co dalej? Bo chcą np. założyć rodzinę albo czują, że potrzebują innego tempa. Wtedy pracujemy nad tym, żeby nie rezygnować z rozwoju, ale może trochę go przeformułować. Zwolnić na chwilę, żeby zadbać o inne obszary życia. To nie jest porażka, to dojrzałość.
I tu pojawia się temat rodzicielstwa. Kiedy przychodzi ten moment w życiu lekarki, że decyduje się na dziecko, to często zderza się to z rozwojem zawodowym. Ciąża, poród, urlopy. A partnerzy, ich kariera, zwykle nie zwalniają. Jak przejść ten czas bez żalu?
A może z żalem, ale świadomie? Żal to część życia. I to, że nas to boli, nie znaczy, że robimy coś źle. Mówię to także jako matka trojga dzieci. Dla mnie rozwój zawodowy był zawsze ważny, choć w różnych momentach przyjmował różne formy. Stawiałam sobie pytania: co teraz jest dla mnie ważne? Co chcę robić? Był czas urlopu macierzyńskiego, potem powrotu do pracy. To wymagało organizacji i rozmów.
Ale to też kwestia struktury pracy w ochronie zdrowia. Czy potrafimy się dogadać w zespole, w rodzinie, w miejscu pracy? Bo każdy ma inne potrzeby: ktoś chce pracować na cały etat, ktoś na pół. A kariera rodzica lekarza to maraton, nie sprint. Trzeba szukać momentu, kiedy wrócimy do intensywnego rozwoju, i wtedy oczekiwać wsparcia od partnera czy zespołu. Jako matki lekarki czasem próbujemy „ciągnąć wszystko same”. A tak się albo nie da, albo koszt jest za duży. I potem przychodzą kryzysy. Dlatego tak ważna jest rozmowa: o priorytetach, o wartościach, o tym, jak chcemy żyć. Wspólnie. To dotyczy kariery, rodziny, miejsca zamieszkania, finansów. Bez tej rozmowy jesteśmy sami – nawet w duecie.
Jak wracać do zawodu po przerwie – z poczuciem siły, a nie winy, że „muszę coś nadrobić”?
Tu najpierw trzeba wrócić do siebie. Do pytania: jakie mam zasoby? Co potrafię? W czym jestem dobra? W kryzysie często tracimy kontakt z własną siłą. Zaczynamy wierzyć, że może jesteśmy nie dość dobre. A to nieprawda. Każdy ma swoją „superpower”. Tylko trzeba ją na nowo odkryć. Samodzielnie jest to trudne. Dlatego tak cenna jest rozmowa, mentoring, wsparcie.
Trwa wrzesień, dzieci wracają do szkół. To dobry moment, żeby lekarze pomyśleli o własnej edukacji. Ustawiczne kształcenie to obowiązek, ale i szansa. Jak nie zaniedbać ani kompetencji twardych, ani miękkich?
To zawsze kwestia priorytetów. W medycynie obowiązkowe punkty edukacyjne narzucają tempo. Ale jest też nasza własna potrzeba. Przecież świat się zmienia, badania przynoszą nowe rozwiązania. Grzechem byłoby z tego nie korzystać. Tyle że… brakuje czasu. Mamy tendencję do „gonitwy za kompetencją”: nowy kurs, nowa technika. A przecież medycyna to praca z ludźmi – pacjentami, zespołami, współpracownikami. I w tym świecie różnorodnych doświadczeń i pokoleń potrzebne są kompetencje miękkie. One nie zawsze przychodzą naturalnie i często wymagają autorefleksji i wsparcia.
Na przykład dziś w jednym zespole mogą pracować osoby tuż po studiach i osoby po sześćdziesiątce. Mają inne potrzeby, inne style komunikacji. To nie musi prowadzić do konfliktu, ale wymaga nauki. Bez kompetencji miękkich nie da się tego dobrze poukładać. Dlatego cieszę się, że są inicjatywy szkoleniowe w tym zakresie również w samorządzie lekarskim. Także we wrześniu, choćby w Centralnym Ośrodku Badań i Kształcenia NIL, odbywają się szkolenia z kompetencji miękkich, komunikacji, zarządzania zespołem. Różne poziomy, różne potrzeby. Ale ważne, żeby te szkolenia przekładać na działanie. Samo uczestnictwo nic nie zmieni. Wdrożenie, próbowanie, refleksja i dopiero wtedy zaczynamy widzieć zmianę.
Czyli szkolenie to jedno, ale potem trzeba podjąć wysiłek zmiany.
Tak. Można pójść na dziesięć szkoleń i nic z nich nie wziąć. A można pójść na jedno i zmienić swoje podejście do zespołu, do siebie, do pacjentów. Kompetencje miękkie są trudniejsze do uchwycenia, ale mają ogromne znaczenie.
Lekarze często są liderami zespołów, praktyk, oddziałów. Warto zadbać o ich rozwój przywódczy.
To nie znaczy, że trzeba rzucać wszystko i iść na MBA. Czasem wystarczy rozmowa, refleksja, dobre szkolenie. Skończyłam Akademię Psychologii Przywództwa, co bardzo mi pomogło zrozumieć dynamikę zespołu, własne mechanizmy, sposób zarządzania. Pomogła też odzyskać sens w pracy. Bo czasem nie chodzi o zmianę zawodu, tylko o zmianę sposobu, w jaki go wykonujemy. I o uświadomienie sobie, że kompetencje liderskie można rozwijać z poszanowaniem wartości, zespołu, siebie.
Jak zmieniły się relacje lekarz–pacjent w kolejnych pokoleniach?
Bardzo. Pochodzę z lekarskiej rodziny: mój dziadek miał gabinet w domu, pacjenci przyjeżdżali do niego z całego Mazowsza. Ale to były inne czasy – pacjent przychodził po receptę, diagnozę i nie rozmawiało się o stylu życia. Teraz ta relacja jest bardziej partnerska, ale też bardziej wymagająca. Nie chodzi już tylko o wiedzę merytoryczną, ale o umiejętność rozmowy, motywowania, czasem przekonywania. A my często mówimy, że „nie mamy czasu”, choć w rzeczywistości nie mamy do tego narzędzi. I to też jest do nadrobienia.
Nawet rejestratorka dziś ma znacznie bardziej złożoną rolę niż kiedyś. Świat się zmienił.
Tak i my też musimy się zmieniać. Ale mam wrażenie, że jesteśmy na etapie refleksji, że nie wystarczy już „dobrze leczyć”. Trzeba też budować relację, współpracę w zespole, dbać o dobrostan swój i ludzi wokół.
I tu płynnie przechodzimy do pytania: jak przetrwać kryzys? Zawodowy, prywatny, wypalenie?
Najpierw trzeba go nazwać. Uświadomić sobie, że coś się dzieje. A potem szukać wsparcia. To nie musi być od razu psychoterapia. Czasem wystarczy dobra rozmowa, czasem mentoring. Ale ważne, żeby nie zostawać z tym samemu. Liderzy lekarze często są ostatnimi, którzy sięgają po pomoc. Bo przecież „muszą sobie radzić”. Ale to nieprawda. Jesteśmy ludźmi. I potrzebujemy kontaktu z innymi, żeby odzyskać siłę. A z kryzysu można też wyjść silniejszym, jeśli przejdziemy go świadomie.
Czy mentoring naprawdę jest potrzebny?
Jest. Sama jestem mentorką, ale też korzystam z mentoringu. To ogromna oszczędność czasu i energii, bo nie musimy wszystkiego odkrywać sami. Dobrze prowadzony mentoring nie polega na dawaniu gotowych rad, tylko na towarzyszeniu w odkrywaniu własnych odpowiedzi. Szczególnie w medycynie, gdzie ścieżki są trudne i złożone, ktoś, kto już przez coś przeszedł, może być wielkim wsparciem. I to działa w obie strony: czasem starsi uczą się od młodszych. To też jest wartość.
Jakie błędy popełniają liderzy, gdy chcą dbać o dobrostan swój i zespołu?
Najczęstszy błąd to brak równowagi między wymaganiem i wspieraniem. Niektórzy myślą, że „dobrostan” to „żeby było miło” i boją się egzekwować. Inni przeciwnie: wymagają, ale nie rozmawiają o emocjach, potrzebach. Tymczasem dobrostan to m.in. relacje, rozwój, poczucie sensu. Drugi błąd to przekonanie, że w medycynie „zawsze było ciężko” i „tak już musi być”. A to nieprawda. Możemy i powinniśmy budować przestrzeń do rozmowy, do szacunku, do współpracy. I lider ma tu ogromną rolę.
Lider też musi się rozwijać. Najpierw musi poznać siebie, swoje mocne strony i swoje ograniczenia. Musi wiedzieć, jaki ma wpływ na ludzi, jak działa w stresie, jak buduje relacje. I dopiero wtedy może rozwijać innych. Nie ma idealnych ludzi, ale każdy może być dobrym liderem, jeśli ma świadomość, co chce osiągnąć i jak. To wymaga pracy, ale daje ogromną satysfakcję.
I tu wracamy do Fundacji Matki Lekarki. Tworzy ją grupa Matki Lekarki, licząca 17 tys. lekarek, Rada Programowa i zarząd Fundacji. Zarząd tworzymy z osób, które mają różne doświadczenie zawodowe i życiowe: jest dentystka, przedsiębiorczyni z OIL w Koszalinie – Hanna Suckiel-Góra, lekarka związkowiec z OIL w Krakowie – Justyna Bogucka-Czapska, aktywistka internetowa – Anna Szarla, matka lekarka założycielka – Dorota Bębenek, i jestem ja jako matka lekarka organizatorka. A Ty, Moniko – jesteś coachem, mentorką, liderką. Dlaczego zdecydowałaś się dołączyć właśnie do tej fundacji? Co Cię przyciągnęło?
Po pierwsze ludzie. Kobiety, którym się chce chcieć. Odważne, mądre, różnorodne. Po drugie moment w moim życiu, w którym poczułam, że chcę się dzielić tym, co mam. Że mogę pomóc innym doświadczeniem, wiedzą, obecnością. A po trzecie przekonanie, że to jest właśnie ten czas, żeby działać razem. Na rzecz środowiska, na rzecz zmiany, na rzecz przyszłości.
Dlatego z ogromną radością organizujemy listopadowy IV Kongres Matek Lekarek pod hasłem „Budujemy więzi”, wspólnie z Fundacją, zespołem ML OIL w Warszawie, Okręgową Izbą Lekarską w Warszawie, z patronatem Naczelnej Izby Lekarskiej.
Dla mnie więzi są podstawą. Jesteśmy różnorodni, więc dobrze jest się wspierać i budować te więzi. Wielokrotnie to padało w naszej rozmowie, że one są potrzebne, a wiele raportów pokazuje, że lekarze są samotni. Społeczności, w tym Matki Lekarki, są niesłychanie potrzebne, żeby się wzajemnie inspirować, żeby trochę dodawać skrzydeł, odzyskać moc i dzięki tej mocy móc działać dla dobra środowiska i społeczeństwa, dla dobra swoich rodzin i dla dobra pacjentów.
Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 9/2025