22 listopada 2024

Koronazagadka. Pytania o skutki pandemii COVID-19

Mnożą się pytania dotyczące skutków pandemii SARS-CoV-2. Nikt nie wie, co przyniosą kolejne tygodnie i miesiące, ale niejedno może się zmienić i bardzo nas zaskoczyć – pisze Mariusz Tomczak.

Wiele wskazuje na to, że na skutek pandemii sektor ochrony zdrowia ucierpi. Foto: pixabay.com

Po raz kolejny okazuje się, jak bardzo ekonomia idzie w parze z ochroną zdrowia, i jak wielkim błędem jest odrywanie spraw gospodarczych od kwestii zdrowotnych.

– Jeżeli gospodarka będzie w tragicznym stanie, to nakłady na służbę zdrowia będą znacznie mniejsze – mówi minister zdrowia Łukasz Szumowski.

W ostatnich tygodniach zarówno szef resortu zdrowia, jak i premier Mateusz Morawiecki, mówili o konieczności przebudowy państwa, bo COVID-19 to tylko jedna z chorób, a medycyna potrzebuje środków finansowych, aby móc pomagać pacjentom z różnymi schorzeniami.

Na to, że zapewnienie bezpieczeństwa medykom i pacjentom przed chorobami zakaźnymi wymaga pieniędzy, zwracają uwagę ci, którzy w placówkach medycznych odpowiadają za zarządzanie finansami. – To generuje określone koszty – przyznaje dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu Piotr Pobrotyn.

Pustki w kasie?

Dla nikogo nie jest tajemnicą, że w wyniku lockdownu część przedsiębiorców, w tym również właścicieli praktyk lekarskich, poniosła i w dalszym ciągu ponosi straty finansowe, czasem stając przed widmem bankructwa, a niektórym pracownikom zajrzała w oczy perspektywa zmniejszenia zarobków, a nawet utraty pracy.

PKB Polski w I kwartale 2020 r. spadł o 0,5 proc. w porównaniu z IV kwartałem 2019 r. – wynika z danych GUS, uwzględniających pierwsze gospodarcze efekty pandemii i wprowadzenie rządowych środków w celu przeciwdziałania jej skutkom.

Te szacunkowe dane nie wyglądają źle na tle UE, a nasza gospodarka skurczyła się w I kwartale br. mniej od oczekiwań, ale za pewnik można przyjąć, że spadek PKB w II kwartale będzie większy. Nie brakuje kasandrycznych przepowiedni, że wiele państw, w tym Polska, musi spodziewać się głębokiej recesji, a świat czeka najgorszy kryzys ekonomiczny od 100 lat.

Czas pokaże, na ile sprawdzą się pesymistyczne scenariusze, ale wiele wskazuje na to, że na skutek pandemii sektor ochrony zdrowia ucierpi. Głównym źródłem przychodów NFZ są składki zdrowotne, a im mniejsze będą wpływy, spowodowane m.in. wzrostem bezrobocia (w kwietniu zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw spadło o 2,1 proc. rdr), tym mniej pieniędzy pozostanie na świadczenia opieki zdrowotnej finansowane przez publicznego płatnika.

Jeśli do NFZ trafi mniej środków, rząd Mateusza Morawieckiego zostanie zmuszony do zasypywania „dziury”. Foto: Adam Guz / KPRM

Dolegliwe skutki?

Zgodnie z planem finansowym NFZ na 2020 r., składka należna miała wynieść ok. 93,1 mld zł. Jak informuje prezes ZUS Gertruda Uścińska, w kwietniu br. wpływy ze składki zdrowotnej zmalały o 1 mld zł w porównaniu z kwietniem 2019 r.

W kolejnych miesiącach może być dużo gorzej, a niektórzy wieszczą, że w tym roku wpływy mogą być uszczuplone nawet o kilkanaście miliardów. Jeśli do NFZ trafi mniej środków, rząd Mateusza Morawieckiego zostanie zmuszony do zasypywania „dziury”, a w związku z tym, że rada ministrów nie ma swoich pieniędzy, należy spodziewać się m.in. ograniczania części wydatków i podnoszenia danin publicznych.

Niech nikogo nie zmyli odesłanie do zamrażarki „podatku cukrowego”, skoro obóz tzw. Zjednoczonej Prawicy systematycznie wprowadza przeróżne opłaty. W jaki sposób rząd wydrenuje nasze kieszenie, to się jeszcze okaże, podobnie jak dopiero w kolejnych miesiącach przekonamy się, jaka będzie skala zdrowotnych skutków pandemii.

I w Polsce, i za granicą pojawiają się czarne scenariusze. – COVID-19 to polio tego pokolenia – uważa prof. Nicholas Hart. To on leczył premiera Wielkiej Brytanii Borisa Johnsona, powszechnie oskarżanego o lekceważenie zagrożenia pandemią, który później sam doświadczył zakażenia koronawirusem.

Niewykluczone, że w przyszłości brytyjski szef rządu znajdzie się wśród pacjentów z zaburzeniami fizycznymi, poznawczymi czy psychologicznymi związanymi z przechorowaniem COVID-19. Systematycznie pojawiają się doniesienia, jakoby wygrana z tą chorobą wiązała się z trwałym, choć jeszcze nierozpoznanym uszczerbkiem, co stanowiłoby wyzwanie dla systemu ochrony zdrowia tym większe, im dłużej SARS-CoV-2 będzie hulał po świecie.

Rewizja poglądów?

Wydaje się, że po rozmaitych doświadczeniach w związku z trwającą pandemią, czeka nas rewizja wielu ocen i zmiana przynajmniej niektórych paradygmatów. Jednym z nich może być rewizja podejścia do środków ochrony indywidualnej.

Kpt. dr. n. med. Jacka Siewierę, dowódcę polskich misji medycznych w Lombardii i Chicago, kilka tygodni temu w Stanach Zjednoczonych najbardziej zaskoczyło reprocesowanie środków ochrony indywidualnej, będące elementem funkcjonowania systemu. Food and Drug Administration (FDA) oraz Centers for Disease Control and Prevention (CDC) – instytucje, których opinie traktowane są na świecie jako wyznacznik standardów bezpieczeństwa – w obliczu niedoboru wydały zalecenia dotyczące sterylizacji sprzętu traktowanego przez producentów jako jednorazowy.

– Nawet w tymczasowych szpitalach polowych zaprojektowano tory procesowe do sterylizacji, gdzie do pomieszczeń wyposażonych m.in. w lampy UV trafiały maski FP3 i FP2 podpisane przez lekarzy czy pielęgniarki. Jak tłumaczył główny technolog, jedną maskę można wysterylizować do 20 razy. To stoi w opozycji do europejskiego przekonania, że sprzęt jednorazowy trzeba wyrzucić od razu po wykorzystaniu – mówi Jacek Siewiera, na co dzień kierownik Oddziału Klinicznego Medycyny Hiperbarycznej Wojskowego Instytutu Medycznego.

W związku z pandemią sporo kongresów naukowych zaplanowanych na ten rok odwołano, przełożono lub przeprowadzono w formie wirtualnej. Według raportu Healthcare Convention and Exhibitors Association tylko w USA w latach 2005-2015 odbyło się ponad 30 tys. konferencji medycznych.

Przedłużający się czas dystansowania społecznego skłania część naukowców do stawiania pytań o zasadność organizacji wielkiej liczby spotkań. Zresztą w przeszłości dochodziły głosy, że korzyści z niektórych kongresów są niewielkie, a prezentowanie wyników badań naukowych w dobie powszechnego internetu jest stosunkowo proste.

Z powodu pandemii wiele placówek medycznych musiało zacząć działać w niespotykanych dotąd okolicznościach. Infografika: „Gazeta Lekarska”

Czas rozliczeń?

Wcześniej czy później przyjdzie czas rozliczeń. Prokuratorzy już biorą pod lupę funkcjonowanie niektórych placówek, sprawdzając, czy ktoś czegoś nie zaniedbał. Znane są przypadki donosów na personel szpitali i DPS-ów, nie tylko z grona pacjentów i ich rodzin.

Wydaje się, że z biegiem czasu na światło dziennie zacznie wychodzić coraz więcej faktycznych i domniemanych przypadków niegospodarności i nietrafionych decyzji ze strony różnych instytucji i podmiotów.

Nie o wszystkim napiszą media tak jak o tym, że maseczki, które przyleciały największym samolotem świata w połowie kwietnia, nie spełniają norm FFP, a Ministerstwo Zdrowia, jak się miało ostatnio okazać, zakupiło bezwartościowe maseczki za 5 mln zł, na czym miał zarobić instruktor narciarstwa powołujący się na znajomość z szefem resortu.

W ciągu ostatnich kilku miesięcy podwójnie zemściła się pogoń za taniością i naiwna wiara w to, że globalizacja i przenoszenie produkcji za granicę niesie ze sobą tylko korzyści. Po wybuchu epidemii w Chinach skokowo wzrosła liczba producentów środków ochrony osobistej pozostających pod parasolem ochronnym lokalnych władz.

W drugiej połowie marca ich wytwarzaniem zajmowało się już prawie 38,2 tys. firm. – Zwiększenie produkcji lub uruchomienie nowych linii produkcyjnych nastąpiło w większości przypadków z pominięciem procesu certyfikowania – tłumaczy dr Michał Bogusz, analityk z Ośrodka Studiów Wschodnich. Trudno się dziwić, że tak wielu nabywców sprzętu zostało oszukanych.

Kosztowne zaległości?

Z tygodnia na tydzień, a czasami dosłownie z dnia na dzień wiele placówek medycznych musiało zacząć działać w niespotykanych dotąd okolicznościach. Przed pandemią Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Tychach dysponował kilkunastoma oddziałami i 360 łóżkami (chlubiąc się m.in. porodówką i opieką neonatologiczną), a po jej wybuchu stał się de facto placówką zakaźną.

Jak przyznaje prezes szpitala, Mariola Szulc, trzeba było wszystko zorganizować tak, aby zabezpieczyć przed zakażeniem personel i zapewnić poczucie względnego komfortu pacjentom. Teraz pojawiają się obawy, czy część lekarzy nie odejdzie z pracy, gdy placówki zaczną funkcjonować w „normalnych” warunkach, a jeśli tak się stanie, to czy uda się zrealizować kontrakt z NFZ oraz w jaki sposób odbije się to na ich kondycji finansowej i renomie.

– Szpital to nie mury i sprzęt, ale personel – podkreśla prezes WSS w Tychach. Pewne jest jedno: trudno będzie nadrobić ostatnie tygodnie, skoro w połowie maja wykonanie zabiegów w kierowanej przez nią placówce pozostawało na poziomie 1 proc. Dane NFZ z połowy maja o skali zaległych świadczeń w leczeniu planowym dają powody do niepokoju.

– W porównaniu do analogicznych okresów w roku ubiegłym, w zakresie chirurgii ogólnej w marcu mieliśmy spadek o 38 proc., a w kwietniu już ok. 70 proc. Podobny trend widać w ortopedii i traumatologii narządu ruchu. Nieco mniejsze ograniczenie było w kardiologii: w marcu o ok. 33 proc., w kwietniu o ok. 65 proc. – wylicza Daniel Rutkowski, zastępca dyrektora Departamentu Świadczeń Opieki Zdrowotnej w Centrali NFZ. Wprawdzie te dane mogą się jeszcze zmienić, ale spadki są ewidentne.

Od 1 czerwca powoli rezygnujemy ze szpitali jednoimiennych – mówi minister zdrowia Łukasz Szumowski. Foto: Krystian Maj / KPRM

Czy powrócą spory?

Część pacjentów od pewnego czasu omija przychodnie i szpitale, trudno więc oczekiwać, aby wszystkim wyszło to na dobre, skoro w niektórych chorobach skutki opóźnionej diagnostyki to być albo nie być.

Lekarze również dopytują, co czeka ich dotychczasowe miejsca pracy i o to, co dalej z rozwiązaniem „jeden lekarz – jeden etat”. – Od 1 czerwca powoli rezygnujemy ze szpitali jednoimiennych – mówi minister Łukasz Szumowski. To ważna deklaracja, na którą czekało wiele osób.

NFZ twierdzi, że jest za wcześnie na podejmowanie decyzji o ostatecznym rozliczeniu COVID-19, ale zarówno kierownictwo resortu zdrowia, jak i płatnika podkreślają, że na inną rekompensatę za czas pandemii mogą liczyć szpitale jednoimienne, a na inną jednostki, które utraciły możliwość wykonania kontraktu z powodu przerwy w operacjach planowych.

Wiele osób wyraża sceptycyzm co do tego, że rządowa kroplówka finansowa będzie wystarczająca. W kolejnych miesiącach, zwłaszcza w przypadku szpitali, możemy być świadkami sporów na tle finansowym na linii ministerstwo-dyrektorzy i dyrekcja-pracownicy z pandemią w tle.

Nowe nastawienie?

Jeszcze do niedawna likwidowano oddziały chorób zakaźnych i szpitale zakaźne, teraz coraz częściej pojawiają się głosy o konieczności wzmocnienia opieki w tym zakresie. Mówi się o tym nie tylko w gronie lekarzy – pewną przychylność obserwuje się także wśród części decydentów.

– Zarząd województwa jest gotów uczestniczyć w tworzeniu Śląskiego Centrum Chorób Zakaźnych – deklaruje Dariusz Starzycki, wicemarszałek woj. śląskiego, gdzie w drugiej połowie maja liczba zakażonych była dwukrotnie większa niż w woj. mazowieckim. W tym regionie to ważne oświadczenie zwłaszcza po tym, gdy koronawirus zaatakował kopalnie.

Do rangi symbolu urósł korek samochodowy, do którego doszło w jedną z majowych sobót w 140-tysięcznym Rybniku, kiedy kilkuset górników udało się swoimi samochodami pod szpital w celu poddania się badaniu na obecność SARS-CoV-2. Nieświadomi niczego zablokowali część miasta, a do akcji wkroczyła policja. Ta z pozoru drobna sytuacja dobitnie pokazuje nie tylko niedostatki infrastruktury, ale i brak fachowego personelu.

Przez ostatnie tygodnie byliśmy świadkami wielu ważnych zmian legislacyjnych w ochronie zdrowia wprowadzanych dosłownie z dnia na dzień. Mało kto nadążał z analizą projektów rozporządzeń i ustaw, a tym bardziej tego, co stawało się przepisami prawa. W związku z pandemią wstrzymano prace m.in. nad nowelizacją ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty.

28 maja uchwalił ją Sejm, teraz zajmą się nią senatorowie. Zbliża się czas, kiedy parlamentarzyści pochylą się nad dokumentem, który z jednej strony zawiera kontrowersyjne propozycje przepisów, a z drugiej przewiduje zmiany powszechnie oczekiwane przez środowisko lekarskie. Wkrótce przekonamy się, czy pandemia odciśnie na nim swoje piętno.

Mariusz Tomczak