22 listopada 2024

Zaśnięciu nie pomaga liczenie baranów. Wirus SARS-CoV-2 nie odpuści

Z dr. n. med. Michałem Skalskim, psychiatrą z Katedry i Kliniki Psychiatrycznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i Poradni Leczenia Zaburzeń Snu przy Szpitalu Nowowiejskim w Warszawie, rozmawia Lucyna Krysiak.

Foto: pixabay.com

Czy pocovidowe zaburzenia snu różnią się od bezsenności, z którą psychiatria ma do czynienia na co dzień?

Różnią się i to zdecydowanie. Bezsenność sprzed pandemii była wywoływana przez nadmierne poczucie wewnętrznego wzbudzenia, któremu często towarzyszyły stany lękowe czy depresja. Bezsenność pocovidowa to brak potrzeby snu, prawdopodobnie jest skutkiem neurologicznych powikłań przebytego zakażenia koronawirusem.

Jakich?

Literatura naukowa na ten temat niewiele mówi, ale z doświadczeń klinicznych wiemy, że mogą to być pocovidowe powikłania neurologiczne w postaci np. mikrozakrzepów, stanów zapalnych przebytych w związku z COVID-19 czy stresu. Kiedy swego czasu przetoczyła się przez Europę epidemia grypy Hiszpanki, u ozdrowieńców zaobserwowano śpiączkowe zapalenie mózgu.

Okazało się, że przeciwciała, które organizm wytwarzał przeciwko tej chorobie, uszkadzały mózg, wywołując albo permanentną śpiączkę, albo permanentną bezsenność. Wiemy więc, że infekcja wirusowa może uszkadzać mózg i pocowidowa bezsenność, która obecnie wzrasta lawinowo, niewątpliwie ma z tym związek. Na to zjawisko, nazwane koronasomnią, cierpią przeważnie osoby w młodym wieku, 30-40-latkowie. Przed pandemią ryzyko zaburzeń snu wzrastało wraz z wiekiem. Czynnikiem sprzyjającym pocowidowym zaburzeniom snu jest także brak aktywności fizycznej i świeżego powietrza.

Jak się leczy koronasomnię?

Tak jak każdą bezsenność – w zależności od indywidualnego rozpoznania, a więc farmakologicznie, metodami niefarmakologicznymi, np. terapią poznawczo-behawioralną lub łącząc te metody. Jednak doświadczenie wskazuje, że bezsenność pocovidowa trudniej poddaje się leczeniu. Niestety, w Polsce działa zaledwie kilka ośrodków terapii zaburzeń snu i trudno się do nich dostać.

W sytuacji, kiedy do obecnych pacjentów dołączyli pacjenci pocovidowi, nie sposób zapewnić im specjalistyczną pomoc. Dlatego uruchomiliśmy w internecie aplikację medyczną terapiabezsennosci.pl, która oferuje odbycie sesji terapeutycznych online. W terapii niezbędna jest współpraca z lekarzem.

Zasypianiu nie pomaga liczenie baranów, powiedziałbym nawet, że jest to działanie szkodliwe. Uczymy naszych pacjentów takich zachowań, które pomagają odciągnąć uwagę od spania, ponieważ nadmierne skupianie się na zaśnięciu, zmuszanie się do spania, przynosi odwrotny skutek. Błędne jest także przekonanie, że powinno się przesypiać osiem godzin na dobę, gdyż krótszy sen zagraża zdrowiu, tymczasem liczba przesypianych godzin zależy od biologicznych uwarunkowań.

Jaki jest stan wiedzy lekarzy na ten temat?

Znikomy. Przede wszystkim lekarzy na studiach nikt nie uczy, czym jest sen i bezsenność, tematów tych nie uwzględnia się też w programach szkoleń podyplomowych i jeśli pacjent zwraca się z problemem do swojego lekarza POZ, przeważnie dostaje leki, które mogą przynieść więcej szkody niż pożytku.

Leków, które tylko łagodzą objawy i prowadzą do uzależnienia. Kiedy do mnie pacjent trafia z bezsennością, to w 70 proc. okazuje się, że kryje się za tym jakaś inna choroba – albo natury psychicznej, albo somatycznej, np. depresja, zaburzenia lękowe, a w czasie pandemii mgła covidowa, zmęczenie nieadekwatne do wysiłku czy zaburzenia funkcji poznawczych, co ma związek z koronasomnią.

Czy biorąc pod uwagę skalę zjawiska – co czwarty ozdrowieniec ma problemy ze snem – rozważa się zmiany w wytycznych leczenia zaburzeń snu?

SARS-CoV-2 nas tak szybko nie opuści i trzeba się liczyć z tym, że koronasomnia będzie się nasilać. Stare wytyczne były opracowane na początku lat 90. XX w. i obecnie wymagają korekt. Głównie chodzi o to, aby wiedzieć, jak pacjentowi z koronasomnią pomóc, nawet jeśli dokładnie nie wiadomo, jakie jest podłoże tego zjawiska. Wymusza ono także zmiany w sposobie myślenia na temat medycyny snu. Obecnie medycyna snu jako odrębna specjalność nie istnieje, jest przypisana psychiatrii i traktuje się ją po macoszemu.

Ośrodki leczenia zaburzeń snu są częścią poradni zdrowia psychicznego i dla NFZ jest to jeden twór, czego następstwem są ograniczenia finansowe, które są blokadą w tworzeniu większej liczby ośrodków specjalizujących się w tej dziedzinie. Badania wykazały, że aż 30 proc. Europejczyków, a w tym 50 proc. Polaków, Węgrów i Turków cierpi na zaburzenia snu. Czas już pomyśleć o stworzeniu warunków, by ich leczyć.