24 kwietnia 2024

Człowiek z La Manchy

Patrzę z nostalgią na przywiezioną z podróży figurkę Don Kichota siedzącego okrakiem na grzbiecie książki. Historia wysnuta przez Cervantesa nieustannie odradza się, mimo ponad czterystu lat od premiery.

Foto: Lourdes Cardenal/Wikipedia

Błędny Rycerz wciąż walczy z wiatrakami bezsensów i panoszącą się wokół „kulturą śmieciową”. Naiwny głos sumienia zadomowił się więc na scenie opery, musicalu i teatru, w filmie, malarstwie i rzecz jasna w literaturze. Najnowsza odsłona w interpretacji Salmana Rushdiego pojawiła się tuż przed pandemią. Dla jednych to pastisz. Dla innych moralitet.

„Co znika, gdy znika wszystko? Nie tylko wszystko, lecz także pamięć o wszystkim. Nie tylko wszystko już siebie nie pamięta, nie pamięta już, jak to było, kiedy wciąż było wszystkim, zanim stało się niczym, ale i nie ma nikogo, kto by pamiętał, tym samym wszystko nie przestaje istnieć, ale staje się czymś, czego nigdy nie było, a poza tym nie ma nikogo, kto mógłby o tym opowiedzieć, ani całą wielką historię wszystkiego, ani nawet ostatnią smutną historię o tym, jak wszystko stało się niczym, bo nie ma zapisującej ręki ani czytających oczu, toteż książka o tym, jak wszystko stało się niczym, nie może zostać napisana, podobnie jak nie możemy napisać o własnej śmierci, co jest naszą tragedią: jesteśmy historiami, których nikt nie pozna, nawet my sami, bo nas już nie ma”.

Z La Manchy do Nowego Jorku droga daleka. Warto zatem zatrzymać się w dolinach przesileń, aby pomyśleć nad przyszłością bez przeszłości. Furda książki, gazety, kroniki, dyskusje, kompromisy i demokracje. Półki w loftach i pałacach zasypiemy PDF-ami, aplikacjami i kodami dostępu. Człowiek cyfrowy zastąpi analogowe rozwiązania. „Miliony rąk a serce bije jedno”. Treść zastępuje news, towarzyski skandal, kreatywny sukces, hejt dla zabawy, krytyka ukryta za pseudonimem lub jak kto woli „nickiem”. Kultura szemranych układów w glorii przejrzystości tak doskonałej, że nic nie widać pod dywanem Faraonów. Przechodzimy do następnego punktu porządku obrad. Wielki Remont.

Don Kichota z domowego biurka zapakowałem ostrożnie w folię bąbelkową i schowałem do pudełka. Przez kilka najbliższych miesięcy będzie musiał przetrwać w ciemności piwnicy. Podąży tam z tysiącami podręczników, bardziej lub mniej ambitnych książek, albumów, tomików poezji, serii wydawniczych, programów teatralnych, płyt CD, DVD, gazet i czasopism medycznych. Dzięki temu każdy egzemplarz dotknę dwa razy i „ożywię” wspomnieniem lektur, egzaminów, koncertów i uroczystości rodzinnych, które bez zapachu zadrukowanego papieru byłyby cokolwiek mdłe. Pokicham się przy tym nie raz, nie dwa, niczym po zażyciu tabaki. Zakurzone starocie i reprinty po raz kolejny odsłonią przeszłość, bez której nie byłoby nas.

„Szukam” to wyraz najlepiej pasujący do opisu człowieka z La Manchy, którego owładnęło pragnienie pomagania innym i obrony najsłabszych, w odnalezieniu drogi do ukochanej Dulcynei. „Szukam” to także główna myśl lekarska od Hipokratesa począwszy. „Szukam…” pisała o słowach Wisława Szymborska (Patronka Roku 2023). „Każde najodważniejsze – tchórzliwe, każde najpogardliwsze – jeszcze święte. Każde najokrutniejsze – nazbyt litościwe, najbardziej nienawistne – za mało zawzięte”.

„Dlaczego postać przemyślnego szlachcica intryguje i niepokoi? – czytam w uniwersyteckim wstępie do debaty o wpływie Don Kichota na kulturę. – Czy chodzi tylko o komiczny wymiar postaci czy też o związane z ludzką kondycją problemy, które uosabia?”. Szukam. Między fikcją mass mediów i rzeczywistością odcinającą od korzeni. Nie w buncie starzy kontra młodzi, ale w szerokiej akcji zapominania wszystkiego przez wszystkich oraz tworzeniu epoki nowej moralności… i nowej donkiszoterii. Aż do kolejnego Remontu.

Jarosław Wanecki, pediatra, felietonista