27 lipca 2024

Bartosz Kwiatek: Zaraźliwe to jest

Nowy wirus, do tego „w koronie”, już zmienił nasze życie i naszą historię. Nie do końca wiadomo jeszcze, jak. Rozmawiamy o nim, uczymy się go, walczymy z nim, próbujemy zrozumieć. Zaraźliwe to jest.

Foto: pixabay.com

Wirus stał się częścią naszego życia. Jest obecny w pracy, w domu, na zakupach. Jest niewidzialny i cichy, ale stał się bardzo głośny. W zasadzie nie on, a jego skutki na całym świecie. I zaskoczył. Wciąż zaskakuje.

Od 4 marca każdy kolejny dzień to nowe przypadki zakażeń w Polsce. To także trudne decyzje i wprowadzanie obostrzeń, które mają pomóc w walce z wirusem. Społeczna odpowiedzialność, wspólny wysiłek, zrozumienie, solidarność, pomoc, narodowa kwarantanna, zaangażowanie. Wszystko, by zatrzymać rozprzestrzenianie się wirusa.

Lekarze, ratownicy medyczni, pielęgniarki, farmaceuci, diagności laboratoryjni i cały personel medyczny stają się bohaterami naszych czasów. Koronawirus zabija, a wśród ofiar są ci, którzy ratują ludzkie życie. Choć wiemy, że robią to na co dzień, to w czasach pandemii ich praca i zaangażowanie nabierają szczególnego, wręcz symbolicznego znaczenia.

Najtrudniejsza sytuacja jest we Włoszech. To włoscy lekarze ostrzegają koleżanki i kolegów w Europie.

Ludzkie życie to cena za błędne i zbyt późne decyzje, cięcia w ochronie zdrowia. Cena najwyższa. Kolejne dni, obok nowych przypadków zachorowań i zgonów, to apel o pomoc. Zaczyna brakować wszystkiego – rąk do pracy, łóżek, sprzętu, symbolicznych już maseczek i środków dezynfekcyjnych. Mówi się wręcz o załamaniu systemu opieki zdrowotnej w północnych Włoszech. A jak radzi sobie z tym Polska i polscy medycy? Rząd i minister zdrowia muszą uspokajać.

Przekonują, że jesteśmy przygotowani. Mamy znakomicie wykwalifikowanych specjalistów chorób zakaźnych, epidemiologów. Na oddziałach zakaźnych w całym kraju czekają miejsca dla pacjentów zakażonych koronawirusem. Dodatkowo 19 szpitali przekształca się w tzw. zakaźne szpitale jednoimienne. Są dobrze wyposażone, nie brakuje respiratorów. Często mówi się o Agencji Rezerw Materiałowych, która ma uzupełniać braki. Leki, maseczki, kombinezony, środki ochronne. To wszystko jest albo będzie.

To faktycznie uspokaja i sytuacja, choć trudna, wydaje się być pod kontrolą. Jednak coraz częściej głos zabierają lekarze, dyrektorzy szpitali, pielęgniarki. Anonimowo i pod nazwiskiem. To bohaterowie „na froncie”. Ich przekazy, prośby, apele nie są już tak optymistyczne. – W ogóle nie jesteśmy przygotowani. Apelujemy o nieograniczone środki, bo nie wiemy, jak długo potrwa epidemia. Musimy sami być zdrowi. Potrzebujemy masek, kombinezonów, środków dezynfekujących, przyłbic, rękawiczek – mówi kierownik SOR-u dużego szpitala w Wielkopolsce.

– Fartuch, który nam przysługuje, to jedna sztuka na rok. To nas bardzo niepokoi – mówi rezydent z Dolnego Śląska. – Czy teraz się to zmieni? – pyta.

– To jakiś absurd. Dyrekcja się od nas odgrodziła. Nie informuje nas, co otrzymamy z Agencji Rezerw Materiałowych czy z resortu zdrowia. Brakuje podstawowych środków ochrony osobistej. Z piątku na sobotę pojawiła się pacjentka z Ukrainy z podejrzeniem koronawirusa. Dostaliśmy potwierdzenie, że dodatnia. No jest strach, obawa, nie ma co ukrywać – mówi lekarka z Lubelszczyzny. – Jak bym powiedział, że brakuje wszystkiego, to bym się pewnie minął z prawdą. Brakuje przede wszystkim ubrań ochronnych – przyznaje dyrektor szpitala w Krakowie.

– Wszyscy płacimy ogromną cenę za nierozwiązane problemy służby zdrowia. Odpowiadają za nie wszystkie rządzące ekipy. Zapasy w szpitalu wystarczą nam na cztery dni. To paranoja. Mówienie, że jesteśmy przygotowani do walki z wirusem, to absurd. Trudno się do takiej walki przygotować. Nie da się przewidzieć takiego zagrożenia epidemicznego – mówi specjalista chorób zakaźnych.  

– W tej walce, która się rozpoczyna, ważne są wszystkie środki, dzięki którym możemy podjąć się opieki nad pacjentami. Od dłuższego czasu brakuje środków ochrony osobistej. My je próbujemy kupić zewsząd, na rynku krajowym i zagranicznym. Niestety ich nie ma. Nie chcemy ich kupować w sytuacji, gdy ceny są spekulacyjne. My, jako szpital, w trakcie leczenia już teraz, kiedy mamy zaledwie trzech pacjentów z potwierdzonym zakażeniem i kilku z podejrzeniem, zużywamy około 200-300 kompletów odzieży ochronnej na dobę, a to będzie wzrastać – alarmuje lekarz z Małopolski.  

Pracuję w oddziale przekształconym do przyjęć Covid-19. Wszystko się przewróciło do góry nogami. Nie możemy już leczyć. Nikogo innego, w tym chorych z guzem płuca, astmą, innych… Oni oczywiście nadal są i nas potrzebują. Inne oddziały są opróżniane dla potrzeb dalszych przyjęć. Sytuacja jest poważna! Polska służba zdrowia od dawna postuluje o większą kadrę i zwiększenie nakładów. Bogata służba zdrowia Lombardii nie uniosła epidemii – pisze internista, pulmonolog ze Śląska.

Emocje są ogromne. Takich głosów, wpisów w sieci, apeli nie brakuje. Napływają z całej Polski.

– To od nas wszystkich, w tym od was, zależy scenariusz, czy środków wystarczy, czy kadra medyczna to uniesie. Pracujemy w ogromnym stresie, a najgorsze dopiero przed nami i obyśmy nie musieli dokonywać takich wyborów, jak Włosi, którzy nie mają sprzętu dla wszystkich… – mówi anonimowo lekarka. Takie głosy wzbudzają niepokój. Dodatkowo znajomi medycy potwierdzają mi w prywatnych rozmowach to, co mówią ich koleżanki i koledzy. Ale to nie jest tylko mój niepokój. To społeczny niepokój. Bo takie informacje bardzo szybko się rozprzestrzeniają.

Odpowiada na nie rząd. I znowu uspokaja. – Środki ochrony osobistej, bo na tym najbardziej zależy szpitalom, są kierowane w pierwszej kolejności do szpitali i oddziałów zakaźnych. To tam jest ta pierwsza linia frontu. Tam będzie zetknięcie z koronawirusem, z osobami zakażonymi i z podejrzeniem zakażenia. Więc tam ten sprzęt jest niezbędny. Do wszystkich szpitali zakaźnych wyszedł sprzęt – po tysiąc maseczek, kombinezonów. Wszystko, co mamy, kierujemy do jednoimiennych szpitali zakaźnych, które funkcjonują w każdym województwie. Jeśli tego sprzętu będzie brakować, to szpital wnioskuje do nas, a my wysyłamy kolejną partię – tłumaczy urzędnik resortu zdrowia.

Dyrektorzy i menedżerowie też mogą usłyszeć, że nie zabraknie pieniędzy. Uspokaja Narodowy Fundusz Zdrowia i przekonuje, że zabezpiecza szpitale. – Z jednej strony te szpitale zatrzymują ryczałt, który miały. Dodatkowo zostanie uruchomiony dodatek za gotowość, który będzie w zależności od liczby łóżek zakaźnych i łóżek respiratorowych przeliczany na każdy szpital – słyszymy na konferencji prasowej. Każdego dnia rozmawiam o koronawirusie. O szpitalach i ich przygotowaniu, o kolejnych zakażonych, o liczbie wykonywanych testów, o pracownikach ochrony zdrowia i ich problemach.

W mediach powstają programy specjalne poświęcone koronawirusowi. Czuję, że wszyscy się uczymy. Budujemy społeczną, obywatelską odpowiedzialność. I jesteśmy do tego zachęcani. Samorządowcy z różnych regionów Polski podkreślają, że egzamin z obywatelskiej odpowiedzialności Polacy zdają lepiej niż Włosi. I nie chodzi tutaj wyłącznie o przestrzeganie tych podstawowych zasad higieny, mycia rąk, stosowania się do koniecznych ograniczeń. Robimy coś więcej. Kryzys i powaga sytuacji zmuszają do działania. Ludzie mówią o lekarzach, pielęgniarkach, ratownikach – to nasi bohaterowie. Chcemy im pomóc.

Chyba w każdym regionie kraju, w małych ojczyznach powstają godne naśladowania inicjatywy, akcje. Bo liczy się każdy gest wsparcia.

Maseczki dla krakowskich medyków – z taką inicjatywą wychodzi jedna ze szwalni w Krakowie. Szyją też czepki ochronne. Pracownicy z zielonogórskiego szpitala nie czekają bezczynnie na kolejne dostawy, zaczynają szyć maseczki sami. Wychodzi po ok. 60 sztuk na godzinę. Co minutę nowa maseczka. Wykonane są z włókniny. Zanim trafią na oddział zakaźny, są poddawane dezynfekcji termicznej. Maseczki szyje też znana projektantka. Pyta znajomych lekarzy, jakie mają spełniać normy. Epidemia zatrzymała jej biznes. Nie szyje nic innego. Nic nie sprzedaje. Chce pomóc.

W jej szwalniach powstają maseczki dla szpitali w Gdańsku, Zielonej Górze i Szczecinku. Nie ma rozmowy o pieniądzach. Lekarz z Gdyni dziękuje wszystkim, którzy dostarczają jedzenie do szpitali: – My często nie możemy opuścić miejsca pracy, żeby kupić coś do jedzenia. Dziękuję wszystkim restauratorom, właścicielom barów za to, że dowożą nam systematycznie jedzenie. Dzięki temu możemy tutaj egzystować. Dziękujemy też za wsparcie psychologiczne, bo czujemy tę solidarność i wdzięczność za naszą pracę.

Niezależnie od wykonywanych zawodów, od poglądów politycznych, dla bohaterów z pierwszej linii walki z koronawirusem. Bo tak trzeba. Takie inicjatywy cieszą. Budują. Poprawiają nastrój i zwiększają poczucie bezpieczeństwa. Wszystkich, nie tylko obdarowywanych. W zaangażowaniu i społecznej jedności czuję moc. To wcale nie jest górnolotne stwierdzenie. Jest ludzkie, z serca. Absurdem jest myśleć inaczej. Absurdem jest bezczynność. Absurdem jest jednostronna krytyka. Z wirusem walczymy wszyscy i tę walkę wygramy. Słyszałem to już wielokrotnie i od wielu lekarzy.

Najnowszy film o przygodach Jamesa Bonda miał wejść do kin na początku kwietnia. Producenci przesunęli jego premierę na jesień. 25. część słynnej serii mamy zobaczyć w listopadzie. Bond jest superbohaterem. Jest często na pierwszej linii frontu i ocala świat. W obliczu pandemii świat potrzebuje ocalenia. Wiemy, jakich mamy bohaterów, kim są w tej walce. Możemy na nich liczyć i oni na nas. Tytuł najnowszego filmu o Bondzie powstał przed SARS-CoV-2 i Covid-19. „Nie czas umierać” („No Time to Die”).

Bartosz Kwiatek, dziennikarz Telewizji Polsat News