Cicha pandemia: otyłość czwartą przyczyną przedwczesnych zgonów w Polsce
To absurd, że zajmujemy się głównie leczeniem skutków otyłości, zamiast zwalczać jej przyczyny – mówi prof. Paweł Bogdański, kierownik Katedry i Zakładu Leczenia Otyłości, Zaburzeń Metabolicznych i Dietetyki Klinicznej w Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu, były prezes Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości, w rozmowie z Mariuszem Tomczakiem.

Podobno otyłość zabija na świecie więcej osób niż głód.
To niestety prawda. Z powodu skali i częstości występowania tej choroby oraz licznych powikłań coraz więcej osób przedwcześnie umiera. Mamy do czynienia z pandemią otyłości.
W jaki sposób wpływa ona na długość życia?
U osób między 20. a 30. rokiem życia, które chorują na otyłość, oczekiwana utrata długości życia jest szacowana na 6-8 lat u mężczyzn i 8-10 u kobiet. Z badań międzynarodowych wynika, że otyłe dzieci będą żyły krócej niż ich rodzice. Jeśli sytuacja się nie zmieni i nie podejmiemy zdecydowanych działań, to do 2050 r. tylko z powodu choroby otyłościowej średnia długość życia w krajach należących do Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) ulegnie skróceniu o cztery lata. Szacuje się, że w latach 2019-2050 w krajach OECD nastąpi 92 mln zgonów związanych z tą chorobą i jej powikłaniami. Myślę, że te liczby są niedoszacowane, ale i tak pokazują wielki dramat.
Jak jest w Polsce?
W 2019 r. liczbę przedwczesnych zgonów z powodu choroby otyłościowej szacowano na mniej więcej 60 tys. rocznie…
…to mniej więcej tyle, ile wynosi liczba mieszkańców Leszna, Łomży, Pabianic lub Tarnowskich Gór.
Każdego dnia w naszym kraju z powodu otyłości przedwcześnie umiera ok. 160 osób. To czwarta przyczyna przedwczesnych zgonów w naszym kraju. Już ok. 21 proc. Polek i Polaków zmaga się z otyłością, co oznacza, że codziennie rano ok. 9 mln osób budzi się z groźną chorobą przewlekłą, często nie mając świadomości, że powoduje ona ogromne konsekwencje zdrowotne. Nie każdy ma taką świadomość na wczesnym etapie tej choroby. Z biegiem czasu te osoby ustawiają się w kolejkach do specjalistów z różnymi powikłaniami. To dramat naszego systemu ochrony zdrowia.
Jak mu przeciwdziałać?
Obecnie lekarze specjaliści coraz częściej zajmują się leczeniem skutków otyłości. To absurd, ponieważ przede wszystkim trzeba zająć się zwalczaniem przyczyn choroby. Jeśli chcemy doprowadzić do zmniejszenia kolejek do specjalistów, to bez zaopiekowania się pacjentami w odpowiedni sposób będziemy obserwowali ogromny wzrost liczby pacjentów z powikłaniami otyłości. Szacunki mówią, że w 2035 r. jedna trzecia polskiej populacji będzie chorowała na otyłość. Te prognozy są naprawdę zatrważające. Obawiam się, że za kilkanaście lat z sentymentem będziemy spoglądać na obecną sytuację, choć jest ona już bardzo zła. O tym, że będziemy mierzyć się z niewyobrażalnym tempem rozpowszechnienia otyłości, świadczy wzrost nadwagi i otyłości wśród dzieci i młodzieży. Pod tym względem jesteśmy niestety europejskim liderem – w Polsce dzieci tyją najszybciej na kontynencie, co będzie skutkowało dramatycznym wzrostem częstości występowania otyłości wśród dorosłych. Tymczasem część rodziców i dziadków myśli, że ich dzieci i wnuki kiedyś z tego wyrosną.
Jakie są największe wyzwania w społecznym postrzeganiu tej choroby?
Ogromna większość mieszkańców nie rozumie, że otyłość zagraża życiu i zdrowiu i nie wolno zwlekać z pójściem do lekarza. Najczęściej jest traktowana jako problem kosmetyczny i efekt zaniedbania, dlatego wiele osób bagatelizuje tę chorobę, np. żartując z zaokrąglonego brzuszka. Większość Polek i Polaków nie zdaje sobie sprawy, że otyłość trzeba leczyć. Mimo że na ten temat wiele mówimy w czasie konferencji naukowych, mimo że Polskie Towarzystwo Leczenia Otyłości prowadzi akcje zwiększające świadomość, a w mediach pojawia się coraz więcej alarmujących materiałów, sytuacja nie ulega poprawie.
Co jest właściwie przyczyną otyłości?
Obecnie definiujemy ją jako zaburzoną homeostazę energetyczną organizmu. To bardzo złożony proces regulowany m.in. przez ośrodek głodu, sytości i nagrody oraz wiele różnych procesów metabolicznych. To misterny mechanizm podlegający kontroli m.in. wielu hormonów w układzie nerwowym czy substancji pochodzących z jelita. Oczywiście, mówię to w wielkim uproszczeniu. Jak ktoś nie choruje, to ten mechanizm funkcjonuje prawidłowo i w ogóle o nim nie myślimy – czasem zjemy trochę więcej, czasami trochę mniej, a nasza waga utrzymuje się na stałym poziomie. U niektórych osób dochodzi jednak do zaburzeń w funkcjonowaniu homeostazy energetycznej i ośrodek głodu przestaje prawidłowo działać, np. wstajemy rano i czujemy się tak głodni, że nie potrafimy zahamować tego uczucia, bo jest to poza naszą kontrolą, albo nie odczuwamy sytości i zaczynamy jeść, i trudno nam skończyć. Zdarza się też, że układ nagrody zmusza nas, byśmy w taki sposób odreagowali.
Skąd to wynika?
Są różne przyczyny. Mamy jednak coraz więcej dowodów na to, że za powstawanie zaburzeń równowagi homeostazy w organizmie odpowiada m.in. żywność wysokoprzetworzona. Ale nie bez znaczenia są inne czynniki, np. przebodźcowany świat. Liczba sygnałów i informacji docierających do naszego mózgu jest ogromna, obecnie jednego dnia dociera ich do nas tyle, ile kilkadziesiąt lat temu dotarłoby w ciągu miesiąca. Tym bodźcom często towarzyszy stres czy lęk, co wpływa m.in. na centralny układ nerwowy. Ważne są także predyspozycje – czynniki genetyczne i epigenetyczne, czyli takie, które dziedziczymy po rodzicach, ale nie poprzez geny. Popełniane są błędy w okresie wczesnodziecięcym, często nieuświadomione, w okresie tysiąca dni programowania metabolicznego. Oczywiście ważna jest niewystarczająca ilość ruchu i za duża ilość jedzenia – ultraprzetworzona żywność przyczynia się do rozregulowania niezwykle subtelnego mechanizmu równowagi homeostatycznej. Chcę jednak wyraźnie podkreślić, że otyłość nie jest winą pacjenta. To, że mając zaburzoną równowagę homeostazy organizmu, pacjent zjada zdecydowanie za dużo, nie jest przyczyną, lecz objawem choroby. To nie jest świadomy wybór pacjenta. Przyczyną jest to, że ośrodki regulacyjne przestały działać we właściwy sposób.
W debacie publicznej coraz częściej zwraca się uwagę na to, co trafia na nasze talerze.
I bardzo dobrze, bo to ważna kwestia. Ale to nie tak, że mamy do czynienia z pandemią otyłości, bo nagle wszyscy zaczęli więcej jeść i przestali się ruszać. Dzisiejsza nauka jednoznacznie wskazuje, że problem występuje w sferze endogennej. Otyłość to niezwykle podstępna choroba dewastująca zdrowie i skracająca życie, która prowadzi do rozwoju ponad 200 potencjalnych chorób, zaburzeń i powikłań. Nie ma żadnej innej choroby o tak dużej liczbie skutków dla naszego organizmu.
Które są najgroźniejsze?
U kobiet ze wskaźnikiem BMI powyżej 35 otyłość zwiększa 90-krotnie częstotliwość wystąpienia cukrzycy typu 2. To wzrost aż o 9 tys. procent. Zdecydowana większość pacjentów z cukrzycą typu 2 choruje na nią, ponieważ chorują na otyłość. Cukrzyca typu 2 jest właściwie klasycznym powikłaniem choroby otyłościowej. Każdego dnia 11 mln Polek i Polaków wstaje z łóżka z podwyższonym ciśnieniem tętniczym. Szacuje się, że ponad połowa takich przypadków jest związana z otyłością. Prowadzi to do przedwczesnego starzenia się układu sercowo-naczyniowego i sprzyja rozwojowi długiej listy chorób, np. przyspiesza miażdżycę w naczyniach krwionośnych, co może skutkować udarem mózgu, zwiększa ryzyko zawału i niewydolności serca, migotania przedsionków oraz wystąpienia choroby żylno-zakrzepowej. Warto pamiętać, że choroby układu sercowo-naczyniowego stanowią podstawową przyczynę przedwczesnych zgonów na świecie. W naszym kraju też.
A nowotwory?
Otyłość zwiększa ryzyko wystąpienia kilkunastu typów nowotworów. To kolejne tsunami, bo choroba nowotworowa już teraz jest jedną z dwóch kluczowych przyczyn zgonów w naszym kraju. Szacuje się, że otyłość odpowiada za 40 proc. przypadków zachorowań na raka: przełyku, jajnika, piersi, trzonu macicy, prostaty, wątroby i nerki. Co gorsza, otyli pacjenci mają później wykrywane nowotwory z powodu ograniczeń anatomicznych i problemów diagnostycznych, które są związane z nadmierną masą ciała, oraz mają gorsze rokowania w powrocie do zdrowia. Poza tym otyłość dramatycznie zwiększa ryzyko wystąpienia chorób zwyrodnieniowych stawów biodrowych i kolanowych oraz kręgosłupa, co powoduje dłuższe kolejki do ortopedów i wiąże się z większymi wydatkami związanymi z rehabilitacją i niepełnosprawnością. W Wielkiej Brytanii ponad 70 proc. wszystkich operacji wszczepienia endoprotez wykonywanych u kobiet to skutki choroby otyłościowej. Jakbyśmy prześledzili losy takich pacjentek – są one naznaczone bólem, cierpieniem, oczekiwaniem w kolejce do lekarzy, ostrzykiwaniem kolan, czekaniem na wszczepienie endoprotezy i na rehabilitację – to łatwo zrozumieć, dlaczego należy zrobić wszystko co tylko możliwe, by walczyć z pandemią otyłości.
W jaki jeszcze sposób nadmierna masa ciała wpływa na nasze zdrowie?
Otyłość prowadzi do uszkodzenia nerek i wątroby, zwiększając ryzyko przewlekłej choroby nerek i stłuszczenia wątroby prowadzącego do zapalenia i marskości wątroby. Zwiększa też ryzyko wystąpienia depresji. Wcześniej czy później zmaga się z nią prawie 60 proc. pacjentów. Ponadto otyłość zwiększa ryzyko wystąpienia bezdechu sennego. Brytyjczycy oszacowali, że 10 proc. wypadków z nieznanych przyczyn w ruchu drogowym to skutki nierozpoznanego i nieleczonego zespołu bezdechu w czasie snu, którego podstawową przyczyną jest właśnie otyłość. Poza tym zwiększa ona ryzyko niepłodności u kobiet i mężczyzn. A to oznacza, że przy obecnej sytuacji demograficznej w Polsce i pandemii otyłości można się spodziewać dalszego spadku urodzeń. Koszty społeczne tej choroby są ogromne.
A koszty ekonomiczne?
Leczenie osób chorujących na otyłość i ich hospitalizacja stanowi duży wydatek dla systemu ochrony zdrowia. Przypominam, że otyłość prowadzi do rozwoju ponad 200 różnych chorób, zaburzeń i powikłań, a to sporo kosztuje. Osoby chorujące na otyłość mają częstszą absencję w pracy, są mniej produktywne, częściej przechodzą na renty i szybciej odchodzą na emeryturę. Dziewczynki i chłopcy z otyłością mają też niższe szanse na uzyskanie wyższego wykształcenia niż ich rówieśniczki i rówieśnicy z prawidłową masą ciała.
Gdyby Pan Profesor miał czarodziejską różdżkę i mógł zrobić jedną rzecz, aby ograniczyć występowanie choroby, której poświęcił Pan wiele lat swojej pracy, to co by to było?
Trudno wybrać jedną. Potrzeba wielu działań w różnych obszarach. Nie ulega jednak wątpliwości, że należy zrobić wszystko, by zatrzymać lawinowy wzrost zachorowań. Gdybym musiał ograniczyć się tylko do jednej kwestii, to skoncentrowałbym się na ultraprzetworzonej żywności. Moim zdaniem należy m.in. powołać zespół niezależnych ekspertów, którzy bardzo szczegółowo przeanalizują jakość tego, co jemy, sprawdzą, w jaki sposób to wpływa na zdrowie Polek i Polaków, a następnie zarekomendują wprowadzenie odpowiednich zmian. Zmiana przepisów prawa jest konieczna. Bez tego nie zatrzymamy tej pandemii.
Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 6/2025