Doping genowy to nie science-fiction
Nie można wykluczyć, że gdzieś na świecie w sporcie stosuje się już doping genowy, polegający na transferze genów do komórek w ciele sportowca. To pomysł zaczerpnięty z terapii genowej – mówi ekspert Światowej Agencji Antydopingowej prof. Carl Johan Sundberg.
Foto: freeimages.com
To właśnie geny wpływają na naszą wydolność, wytrzymałość, odporność na ból – a więc mają związek z tym, czy możemy być dobrymi sportowcami. A co, jeśli udoskonalimy nasz materiał genetyczny i wprowadzimy do niektórych komórek nowe geny, które sprawią, że będziemy szybsi, silniejsi i bardziej wytrzymali?
To nie jest już kompletną fikcją. Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) wprowadziła odpowiednie zakazy dotyczące stosowania dopingu genowego i nie wyklucza, że nieuczciwi sportowcy już uciekają się do takiego oszustwa.
„Doping genowy w dużym stopniu naśladuje terapię genową” – powiedział ekspert Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) prof. Carl Johan Sundberg ze szwedzkiego Karolinska Institutet podczas konferencji Europejskiego Otwartego Forum Nauki (ESOF) w Manchesterze. Przypomniał, że terapia genowa wywodzi się z lat 70-tych XX w., i obecnie jest testowana w wielu miejscach świata. Jest ona np. nadzieją w leczeniu np. pewnych nowotworów czy schorzeń oczu.
Badacz wyjaśnił, że w terapii genowej naśladuje się to, co w naturze robią wirusy. „Wirusy są ekspertami od wchodzenia do komórek. (…) Wiedzą, jak przejść przez błonę komórkową i dostarczyć tam swój materiał genetyczny” – mówił naukowiec.
Wykorzystując więc tzw. wektory wirusowe (odpowiednie cząsteczki DNA) można się dostać do jądra komórki, dołączyć do DNA odpowiednie geny i sprawić, że komórka zacznie produkować określone białka. Sundberg sugerował, że w przypadku atletów pożądane byłyby np. geny, które zwiększają masę mięśniową, unaczynienie tkanek czy liczbę czerwonych krwinek, albo zmniejszają odczuwanie bólu.
Dzięki transferowi genów w ciele sportowca można np. zwiększyć produkcję EPO (erytropoetyny). Sundberg wyjaśnił, że EPO to hormon produkowany w organizmie – przede wszystkim w nerkach. Hormon ten zwiększa produkcję erytrocytów (np. w sytuacji niedoboru tlenu na dużych wysokościach). U sportowcow EPO może poprawiać wydolność. Od dawna hormon ten znany jest jako środek dopingujący i wykrywany w testach antydopingowych.
Okazuje się jednak, że tradycyjne testy antydopingowe można przechytrzyć, zmuszając ciało do intensywniejszej produkcji EPO. Sposób ten testowany był już na osobach z niektórymi nowotworami. Geny zwiększające produkcję EPO dostarcza się do mięśni pacjentów (transfer genu do komórek w nerkach byłby zbyt ryzykowny). Dzięki temu organizm zaczyna produkować hormon samodzielnie. „Nie jest wykluczone, że ktoś używa już tego do dopingu” – sugerował Sundberg.
Dlatego powstał pierwszy test antydopingowy, który takie genowe oszustwo pozwala wykryć. Sundberg nie wykluczył, że test będzie zastosowany już podczas najbliższej olimpiady. Działanie testu opiera się na fakcie, że EPO produkowane w mięśniach nieco inaczej oddziałuje ze związkami w organizmie niż naturalne EPO produkowane w nerkach. To sprawia, że ów rodzaj dopingu genowego będzie można zdemaskować.
Zwiększenie produkcji EPO w organizmie to tylko jedna z możliwości dopingu genowego. Nie do końca wiadomo, czego się spodziewać w przyszłości. Sundberg zgadywał, że różnorakie geny można byłoby np. dostarczać do komórek serca (aby usprawnić jego pracę), do wątroby (aby poprawić metabolizm i wytrzymałość) albo do mózgu (by zwiększać tolerancję na ból).
„Nie mamy pojęcia, czy doping genowy jest już stosowany i czy kiedykolwiek będzie stosowany, ale wolimy się na to przygotować” – powiedział ekspert i zaznaczył, że finansowane są badania nad kolejnymi testami do wykrywania dopingu genowego. Szwedzki badacz zwrócił też uwagę na zagrożenia związane z dopingiem genowym. Przyznał, że nie można wykluczyć zniszczenia komórek (np. mięśni) podczas wprowadzania genów do tkanek. Poza tym taka metoda związana jest ze zwiększonym ryzykiem nowotworu.
Mogą pojawiać się także reakcje autoimmunologiczne – organizm walczyć będzie z komórkami zawierającymi nowe geny, uznając je za obce. A w dodatku, jeśli doping genowy prowadzi do zwiększonej produkcji czerwonych krwinek, rośnie ryzyko udaru czy zawału serca. Ekspert zwrócił też uwagę, że genów dostarczonych do własnych komórek nie można się później pozbyć. „To coś innego niż lek, który z czasem usuwany jest z organizmu. Pozostaje w komórkach” – przyznał.
Ludwika Tomala
Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl