Dr hab. Ernest Kuchar: Tracimy z oczu główny cel
Z dr. hab. Ernestem Kucharem, specjalistą chorób zakaźnych, prezesem Polskiego Towarzystwa Wakcynologii, kierownikiem Kliniki Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym, rozmawia Mariusz Tomczak.
Jak pan ocenia rozpoczętą w ostatnich dniach grudnia akcję szczepień przeciw COVID-19?
Martwię się, że dystrybucji i rejestracji szczepionek towarzyszą przesadne obciążenia biurokratyczne. W efekcie łatwo stracić z oczu cel akcji – jak najszybsze wszczepienie Polaków, a dominuje chęć unikania ponoszenia odpowiedzialności, przy nadmiernej kontroli nikt nie chce ryzykować – w myśl zasady „lepiej zmarnować zgodnie z prawem niż mieć kłopoty”.
Ta asekuracyjna postawa może doprowadzić do tego, że z punktu widzenia niektórych osób łatwiej będzie szczepionkę wyrzucić, niż podać ją osobie spoza grupy priorytetowej.
Które rozwiązania budzą pański niepokój?
Centralny system zaopatrzenia w szczepionki polega na tym, że są one dostarczane w poniedziałki, co zmusza, zwłaszcza mniejsze przychodnie, do wielkiej czujności. W praktyce wygląda to tak, że dostarczone już rozmrożone szczepionki muszą być do piątku zużyte lub zutylizowane, co uniemożliwia prowadzenie akcji szczepiennej w soboty. Utrudni to zaszczepienie się osobom pracującym w godzinach otwarcia punktów szczepień.
Centralne generowanie e-skierowań jest uzasadnione, ale korzystanie z centralnego systemu rejestracji zajmuje bardzo dużo czasu, np. trzeba w nim wpisywać dawkę szczepionki, a od kiedy są różne dawki? To zwykła starta czasu na bezsensowną biurokrację.
Nie wiem, czy centralna rejestracja pacjentów sprawdzi się w odniesieniu do starszej populacji, która częściej choruje i często zdarza się, że senior czuje się na tyle źle, że danego dnia nie będzie w stanie wyjść z domu.
Zgłaszalność na wizyty lekarskie nigdy nie jest stuprocentowa, tak jak z dotychczasowych doświadczeń w zakresie szczepień przeciw różnym chorobom wiemy, że na wyznaczony termin podania drugiej dawki nigdy nie przychodzą wszyscy pacjenci.
Nadmiernie asekuracyjna jest również 50-proc. rezerwa szczepionek przygotowana dla pacjentów, którzy otrzymali pierwszą dawkę, tak aby mieli gwarancję otrzymania drugiej. W krajach Europy Zachodniej oblicza się ją na poziomie 10 proc. Nam teraz brakuje szczepionek, a przecież w przyszłości będą dostawy.
Rząd uspokaja, że z tygodnia na tydzień coraz więcej osób będzie zaszczepionych.
Zapowiedzi przedstawicieli rządu, że do końca I kwartału zostanie zaszczepionych 3 mln Polaków, są realne, ale to zbyt mało ambitny program. Przez to, że koncentrujemy się na administracyjnych szczególikach, tracimy z oczu główny cel, jakim jest wyszczepienie większości społeczeństwa w możliwie najkrótszym czasie, co zależy nie tylko od dostępności do szczepionki, ale również od właściwego podejścia do idei szczepień.
To zrozumienie jest widoczne w Izraelu, gdzie akcję przeprowadza się niezwykle sprawnie. U nas codziennie kilkaset osób umiera z powodu COVID-19, a tymczasem w wyniku nie do końca przemyślanych barier administracyjnych spowalniamy masowe szczepienia.
Czy ozdrowieńcy powinni się szczepić?
Osoby, które przechorowały COVID-19, powinny się szczepić przeciwko tej chorobie. Odporność naturalna, która intuicyjnie wydaje się silniejsza od tej poszczepiennej, często okazuje się słabsza od poszczepiennej. Można zachorować drugi raz, z tym, że nie ma gwarancji, że kolejny raz chorobę przejdziemy łagodniej. Na razie na pewno wiemy tylko tyle, że rzadkością są zachorowania w pierwszych trzech miesiącach po przechorowaniu COVID-19.