Dr hab. Jerzy Jaroszewicz: Po wakacjach będzie czwarta fala pandemii
Im więcej sił rzuca się do walki z COVID-19, tym większe są braki w innych obszarach. Z dr. hab. Jerzym Jaroszewiczem, specjalistą chorób zakaźnych, kierownikiem Oddziału Obserwacyjno-Zakaźnego i Hepatologii Szpitala Specjalistycznego nr 1 w Bytomiu SUM, prezesem elektem Polskiego Towarzystwa Hepatologicznego, rozmawia Mariusz Tomczak.
Czy po wakacjach może dojść do wzrostu zachorowań na COVID-19?
Uważam, że po wakacjach nadejdzie czwarta fala pandemii, ale jej rozmiar będzie nieporównywalnie mniejszy od drugiej i trzeciej. O ile nie będzie wysoko zaraźliwego wariantu SARS-CoV-2, bardziej niebezpiecznego niż nadchodzący wariant Delta, to liczba osób zakażonych nie powinna przekroczyć kilku tysięcy zachorowań w ciągu doby.
Przy takim obciążeniu nasz system opieki sobie poradzi. W poprzednich miesiącach zaczynaliśmy mieć kłopoty, gdy liczba zachorowań w skali kraju przekraczała 10-15 tys. na dobę. Jesienią to się raczej nie powinno zdarzyć m.in. dzięki dość dużemu odsetkowi osób zaszczepionych w całej populacji – choć ta liczba mogłaby być znacznie większa – i tu widzę główne zagrożenie.
Czy w najbliższych tygodniach możemy się jakoś przygotować na czwartą falę pandemii?
W okresie wakacyjnym wystarczy zostawić małą część szpitali w trybie czuwania, a większość powinna pracować normalnie z możliwością szybkiego przekształcenia w obliczu zagrożenia epidemicznego. Wiosną pacjentami covidowymi zajmowały się trzy szpitale w Bytomiu, do których trafiali pacjenci z całego województwa śląskiego, choć w znacznym stopniu osoby z naszego miasta, ale w tej chwili utrzymywanie ich nie ma sensu.
W naszym szpitalu w ciągu dwóch tygodni jesteśmy w stanie zwiększyć liczbę łóżek dla chorych z SARS-CoV-2 trzykrotnie – z 35 do ok. 120. W całym kraju procedury są przetrenowane. Aby nie zmarnować jednak 2-3 miesięcy spokoju, w naszym wspólnym interesie jest przyspieszenie akcji szczepień. W moim oddziale nie mieliśmy jeszcze pacjenta z objawowym COVID-19 po dwóch dawkach szczepienia, co bez wątpienia o czymś świadczy. Pacjenci po pierwszej dawce jednak się trafiali.
Co się zmieniło w ciągu roku z perspektywy lekarza chorób zakaźnych?
W porównaniu z tamtym rokiem sytuacja jest zupełnie inna. Większość lekarzy nie była wtedy mentalnie nastawiona na taką liczbę osób zakażonych, z jaką mieliśmy do czynienia w czasie drugiej i trzeciej fali. W czerwcu 2020 r. byliśmy wkrótce po pierwszej fali, gdy w skali dnia mieliśmy po kilkuset zakażonych, podczas gdy już w październiku liczyliśmy ich w tysiącach. Można powiedzieć, że się zahartowaliśmy.
Z perspektywy roku widoczne są duże zmiany w szpitalach. Wiele placówek dostosowało swoje oddziały, zarówno covidowe, jak i niecovidowe, do nowej sytuacji, inwestując w zakup aparatury do ratowania życia, urządzeń typu hi-flow czy respiratorów. Zyskaliśmy doświadczenie, a także zmieniły się możliwości leczenia. Mimo że nadal nie ma w pełni skutecznego leku na SARS-CoV-2, to wykorzystujemy m.in. remdesivir i tocilizumab. Wiemy dużo więcej o leczeniu pacjentów z „long COVID”. Jako lekarze czujemy się dużo pewniej, ale musimy pozostawać w gotowości.
Gdzie w opiece zdrowotnej widzi pan wąskie gardła?
Przede wszystkim w zasobach kadrowych – lekarzy czy pielęgniarek nie przybyło. Im więcej sił rzuca się do walki z COVID-19, tym większe są braki w innych obszarach. Niestety, po pandemii będzie widoczny odpływ specjalistów z lecznictwa zamkniętego, bo wiele osób, m.in. z powodu obciążenia psychicznego czy wypalenia zawodowego, odejdzie do praktyk prywatnych, lecznictwa ambulatoryjnego lub nawet w ogóle zrezygnuje z wykonywania zawodu.
Po drugie, mamy niewystarczającą infrastrukturę łóżek izolacyjnych, umożliwiającą pracę hybrydową, tzn. przebywanie na jednym oddziale chorych z COVID-19 i bez chorób zakaźnych. Tu potrzebne są spore inwestycje, szczególnie w oddziałach zakaźnych. Po trzecie, widoczna jest słaba akceptacja społeczna dla szeroko rozumianej profilaktyki – chęci zaszczepienia się, zakładania maseczek, dezynfekcji lub mycia rąk po każdym kontakcie z inną osobą, zachowywania dystansu, czy pozostawania w domu, gdy jest się potencjalnie zakażonym albo chorym.