Dr Magda Wiśniewska: Lekarzy jest po prostu za mało
Większość pacjentów niewierzących w istnienie pandemii zmienia zdanie, gdy tylko trafi do oddziału covidowego – mówi dr Magda Wiśniewska, kierownik szpitala tymczasowego przy SPSK Nr 2 PUM w Szczecinie, przewodnicząca Konwentu Prezesów Okręgowych Rad Lekarskich, w rozmowie z Mariuszem Tomczakiem.
Co w czasie pandemii najbardziej panią zaskakuje?
Mimo że o koronawirusie mówi się od dawna, w dalszym ciągu zdarzają się osoby, do których nie docierają żadne argumenty. Najbardziej boli, gdy na oddział covidowy trafia pacjent będący zadeklarowanym „antyszczepionkowcem”, negujący istnienie pandemii, a leżąc z innymi pacjentami z ciężkim zapaleniem płuc w dalszym ciągu podważa terapię i nazywa nas złoczyńcami, zbrodniarzami czy eksperymentatorami, w czym utwierdza go jeszcze bardziej antyszczepionkowa rodzina. Potem trafia na oddział respiratorowy i umiera. W takich sytuacjach lekarz czuje się bezsilny.
Na szczęście większość pacjentów niewierzących w działanie szczepionki przeciwko COVID-19 czy istnienie pandemii momentalnie zmienia zdanie, gdy tylko trafi do szpitala lub oddziału covidowego. Szybko zaczynają deklarować, że gdy tylko będą mogli, to się zaszczepią, a wszystkich członków rodziny, którzy tego jeszcze nie zrobili, zaczną do tego namawiać, a wręcz zmuszać.
Czy ta fala jest inna od poprzednich?
W czasie czwartej fali w dużym stopniu mamy powtórkę tego, do czego doszło w trakcie trzeciej i drugiej. W części szpitali trzeba było ograniczyć przyjęcia planowe, a w niektórych doszło do całkowitego ich wstrzymania. Znowu zamieniono odziały specjalistyczne, np. chirurgiczne czy ortopedyczne, w covidowe, co znacząco ogranicza dostęp do opieki zdrowotnej pacjentom niecovidowym.
Chorzy są znacznie młodsi niż podczas drugiej czy trzeciej fali, trafiają do szpitala za późno i z dużo cięższym przebiegiem COVID-19 niż dotychczas. Zdecydowana większość z nich jest niezaszczepiona, przechodzą tę chorobę ciężej i akurat pod tym względem widać zdecydowaną różnicę z poprzednimi falami.
Co dla lekarzy jest teraz największym problemem?
Jeszcze zanim wybuchła czwarta fala, z wielu stron kraju docierały informacje o zamykaniu kolejnych oddziałów specjalistycznych z powodu niedoboru personelu. Lekarzy jest po prostu za mało. Na każdym kroku brakuje także pielęgniarek, ratowników medycznych czy opiekunów.
Dodatkowo pracujemy w systemie niedofinansowanym i niedoinwestowanym. Pandemia pokazała nasze nieprzygotowanie, wyciągnęła na wierzch wszelkie niedociągnięcia i kolejny raz unaoczniła, że całość organizacji ochrony zdrowia spoczywa na barkach medyków. To niestety nie zmienia się od lat.
Minister zdrowia powiedział ostatnio w jednym z wywiadów, że restrykcje są mało skutecznym środkiem ograniczenia wzrostu pandemii.
Obostrzenia i restrykcje działają, kiedy społeczeństwo ich przestrzega. U nas jest z tym problem, a dodatkowo mamy buntowniczą naturę. Jeśli tylko raz na kwartał sprawdza się, czy są noszone maseczki w środkach komunikacji miejskiej, a na co dzień się tego nie robi, jeśli jest przyzwolenie, by tzw. foliarze, antyszczepionkowcy i wszyscy alternatywnie myślący mogli coraz bardziej agresywnie uzewnętrzniać swoje poglądy, to mamy to, co mamy. Poza brakiem konsekwencji, na niektóre działania jest przyzwolenie rządzących, a przykład idzie z góry.