Dr Michał Bulsa: Całe zło przerzuca się na pracowników ochrony zdrowia
Z dr. Michałem Bulsą, członkiem Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej, jednym z liderów Komitetu Protestacyjno-Strajkowego Pracowników Ochrony Zdrowia, który 11 września rozpoczął protest medyków, rozmawia Mariusz Tomczak.
Czy protest pracowników ochrony zdrowia, który rozpoczął się 11 września od wielotysięcznej manifestacji, był nieuchronny?
Ten protest musiał wybuchnąć z powodu braku chęci do dialogu ze strony rządzących. Gdyby w poprzednich miesiącach doszło do merytorycznych rozmów z lekarzami i innymi zawodami medycznymi, nikt by nie wyszedł na ulice. Gdy jest dialog i wzajemne zrozumienie, to nie wychodzi się na ulice, żeby zaprotestować.
Środowisko medyczne od dawna rozmawiało z ministrem Adamem Niedzielskim, ale przekonaliśmy się, że to nie przynosi żadnych rezultatów. Za każdym razem minister zdrowia próbował udowodnić, że jest dobrze, pokazując wyliczenia z Excela tym, którzy na co dzień pracują w publicznej ochronie zdrowia i z bliska widzą, co się dzieje m.in. w szpitalach oraz jak wiele spraw wymaga pilnej naprawy.
Na początku września, w trakcie Forum Ekonomicznego w Karpaczu, minister zapewniał nasz komitet protestacyjno-strajkowy, że dojdzie do spotkania z premierem już kolejnego dnia, jednak ostatecznie nic takiego nie miało miejsca. Jeśli ktoś nie dotrzymuje obietnic, trudno wierzyć w szczerość jego intencji.
Jakie emocje towarzyszą liderom komitetu protestacyjno-strajkowego i organizatorom białego miasteczka?
Komitet protestacyjno-strajkowy stara się chłodno spoglądać na wszystko i starannie analizuje każdy ruch kierownictwa Ministerstwa Zdrowia. Ponieważ nie jesteśmy przekonani o dobrej woli resortu, dlatego chcieliśmy bezpośredniego spotkania z premierem Mateuszem Morawieckim.
Najbardziej zaskoczyło mnie, że gdy wybuchł protest, minister Adam Niedzielski nie próbował nawet łagodzić emocji, tylko licznymi wypowiedziami zwiększał temperaturę sporu. Poza tym z jednej strony w świetle kamer zapewniał, że trwają rozmowy z medykami, podczas gdy osoby, z którymi się spotykał, nie były przedstawicielami reprezentatywnych organizacji zrzeszających pracowników ochrony zdrowia. To zła strategia. Trzeba mówić prawdę, a nie manipulować faktami.
Po tragicznym wypadku w białym miasteczku, gdy osoba niezwiązana z naszym protestem popełniła samobójstwo, stwierdziliśmy, że sytuacja stała się nieprzewidywalna i trzeba usiąść do rozmów z resortem. To bez wątpienia ukłon z naszej strony, ale w czasie rozmów pewne ustępstwa muszą się pojawić także po stronie rządu.
Na jakie ustępstwa oczekują medycy?
Każda strona musi wykazać się skłonnością do kompromisu. Nie wiem, jak potoczą się rozmowy z resortem zdrowia, ale apeluję o nieobrażanie protestujących, do czego wielokrotnie dochodziło, i o niemanipulowanie danymi. Rozmowy muszą być szczere, czasami nawet ostre, ale spierać trzeba się na argumenty. Nie wyobrażam sobie sytuacji, by w tym sporze rządzący robili zakładników z pacjentów.
Przede wszystkim liczymy na to, że Ministerstwo Zdrowia przestanie powtarzać, że wszystko, czego się domagamy, jest niemożliwe do spełnienia. Jeśli wierzyć rządowi, to jesteśmy najwspanialszym krajem na świecie, w którym wystarcza na wszystko środków finansowych, a pieniądze nieomal lecą jak woda z kranu. Dziwnym trafem nie trafiają m.in. do medyków z placówek publicznych.
Skoro władze powtarzają, że ochrona zdrowia stanowi priorytet w naszym państwie, to nie rozumiem, dlaczego nie chcą zainwestować w nią więcej niż do tej pory. Niestety nie dostrzegam dobrej woli ze strony rządu, ale nie ukrywam, że chciałbym się mylić.
Czy jest coś, o co nie zapytał pana w trakcie protestu jeszcze żaden z dziennikarzy, a chciałby pan o tym powiedzieć?
U nas od dawna obowiązuje schemat, że staramy się zmienić coś na lepsze, nie biorąc przykładu z państw, w których system ochrony zdrowia jest dobrze zorganizowany, a wyniki leczenia są dużo lepsze. Najbardziej brakuje mi pytań właśnie o to, dlaczego w Polsce nie jest tak jak w krajach Europy Zachodniej.
No właśnie, dlaczego?
W Polsce całe zło próbuje się przerzucić na pracowników ochrony zdrowia i obciążyć ich odpowiedzialnością za to, że źle zorganizowano system. To przecież spada na barki medyków i powoduje frustrację. Pacjentom wmawia się, że wszystko im się należy jak najszybciej i jak najlepiej, ale nie dodaje się, że to kosztuje, że dobra medycyna musi dużo kosztować. Jeśli politycy nadal będą uważać, że da się coś zrobić tanio i dobrze, to ja odpowiem, że nie da się zrobić ani tanio, ani dobrze. Jeszcze raz powtórzę – jakość kosztuje.
Nie wolno dalej okłamywać społeczeństwa, że jest dobrze, lecz trzeba wreszcie zrozumieć, że jest tak, jak jest, ale żeby było lepiej, potrzebujemy większych nakładów finansowych. I o to chodzi w naszym proteście, bo zarówno kwestia wynagrodzeń dla medyków, jak i wycen świadczeń wpływa na pacjentów i ich bezpieczeństwo. Rozumieją to pracodawcy, popierając nasz protest. Oni też widzą, że na niedofinansowaniu najbardziej cierpią ci, którzy chorują.
Trzeba głośno mówić o tym, że w Polsce cały personel ochrony zdrowia jest przepracowany. Jeśli ratownicy medyczni skarżą się, że pracują po 400 godzin, to realnie rozwiążmy ten problem, bo nie będzie miał kto jeździć w karetkach.
„Gazeta Lekarska” od samego początku śledzi protest pracowników ochrony zdrowia, który rozpoczął się 11 września. Więcej o jego przebiegu i postulatach medyków oraz kilkaset zdjęć z sobotniej manifestacji i białego miasteczka przy kancelarii premiera, można znaleźć TUTAJ.