23 listopada 2024

Dr Paweł Czekalski: Epidemia unaoczniła niedobory w ochronie zdrowia

Pracujemy na wysokich obrotach w coraz trudniejszych warunkach – mówi dr Paweł Czekalski, prezes ORL w Łodzi, specjalista chirurgii ogólnej z Oddziału Klinicznego Chirurgii Ogólnej, Transplantacyjnej, Gastroenterologicznej i Onkologicznej USK im. N. Barlickiego w Łodzi, w rozmowie z Mariuszem Tomczakiem.

Dr Paweł Czekalski. Foto: arch. prywatne

Jakie są obecne nastroje w środowisku lekarskim?

Lekarze są bardzo zmęczeni i coraz bardziej sfrustrowani. Pracujemy na wysokich obrotach w coraz trudniejszych warunkach. Z powodu pandemii są duże ograniczenia, jeśli chodzi o możliwość leczenia pacjentów, a ponadto do szpitali trafiają osoby, które nie zgłosiły się w porę z powodu chorób nowotworowych, zawałów mięśnia sercowego czy udarów.

Już kilkanaście miesięcy temu epidemia unaoczniła wielkie niedobory w ochronie zdrowia w zakresie sprzętu i łóżek, ale przede wszystkim braku kadr medycznych. Jest to mocno widoczne także teraz. Aby rozwiązać ten problem, żadni asystenci, jak chciałoby Ministerstwo Zdrowia, nie pomogą, bo po prostu jest za mało lekarzy specjalistów.

Część ekspertów wskazuje, że zbliżamy się do szczytu czwartej fali pandemii. Jaka sytuacja panuje w szpitalach?

Praktycznie każdy pacjent COVID+ wymagający specjalistycznej opieki musi być przyjęty do szpitala i muszą być stworzone dla niego warunki do hospitalizacji. Rzeczywistość jest jednak taka, że z uwagi na niedobory kadrowe i szybki wzrost liczby zakażeń koronawirusem, na III poziomie zabezpieczenia covidowego nie ma odpowiedniego zaplecza w zakresie specjalistki, a wzrost liczby pacjentów covidowych pociąga za sobą ograniczenie dostępności miejsc dla pozostałych chorych.

Duży problem pojawia się wtedy, gdy pacjent „dodatni” infekuje oddział albo okazuje się, że na innym oddziale jest zakażony ktoś, kto wcześniej nie wykazywał żadnych objawów choroby COVID-19. W przypadku oddziałów zabiegowych wiąże się to z koniecznością przeprowadzenia dekontaminacji sali operacyjnej, co w praktyce oznacza, że przez pewien czas nie przeprowadza się tam zabiegów.

Ten sam problem występuje z aparatami tomograficznymi czy po wykonaniu rezonansu magnetycznego, bo po zbadaniu pacjenta COVID+ sprzęt musi zostać dekontaminowany. Zależnie od przyjętej procedury pociąga to za sobą konieczność wyłączenia go z użytkowania od dwóch do czterech godzin, co utrudnia diagnostykę innych pacjentów, w tym ostrodyżurowych.

Czyli przyjęcie jednego pacjenta covidovego sprawia, że osoby niezakażone, ale też wymagające specjalistycznej opieki, często dłużej czekają na pomoc, mimo że szpitale działają na pełnych obrotach.

Już przed epidemią mieliśmy mizerną bazę specjalistyczną, a gdy pojawił się koronawirus, okazało się, że dla pacjentów, którzy nie są COVID+, została ona jeszcze częściowo okrojona. Łóżka covidove nie są dodatkowymi łóżkami w systemie, podczas gdy w czasie pandemii wzrosła liczba pacjentów wymagających specjalistycznej opieki, a liczba lekarzy specjalistów jest na dotychczasowym poziomie.

Gdy ilość hospitalizacji z powodu COVID-19 wzrasta, dochodzi do ograniczenia możliwości udzielania świadczeń w szpitalach innym chorym. W tych okolicznościach często wydłuża się czas oczekiwania na specjalistyczną pomoc chirurgiczną czy neurochirurgiczną, dłużej musi czekać pacjent wymagający operacji okulistycznej, kiedy dusi się z powodu nowotworu krtani lub obrzęku, gdy wymaga tracheotomii.

Wybuch epidemii wszystkich zaskoczył. Potem przyszła druga i trzecia fala. Czym czwarta fala różni się od poprzednich?

Teoretycznie powinniśmy być bardziej przygotowani do walki z pandemią, ale tak nie jest z nie do końca zrozumiałych dla mnie przyczyn politycznych. Jako społeczeństwo jesteśmy bardzo zmęczeni ograniczeniami i obostrzeniami, nie stosujemy się do zasad bezpieczeństwa takich jak noszenie maseczek w większych skupiskach czy zachowywanie dystansu.

Nie do końca wiarygodne są dane dotyczące zakażeń m.in. z tego powodu, że nie każdy, kto zaczyna odczuwać dolegliwości związane z dusznością, utratą węchu czy smaku, zgłasza się do lekarza w obawie przed skierowaniem na kwarantannę. Pojawiły się też osoby posiadające „paszporty covidove”, które nie są zaszczepione, bo uzyskały certyfikat w nielegalny sposób. To wszystko przyczynia się do rozprzestrzeniania wirusa.