23 listopada 2024

Dziennikarz, lekarz, odwaga

Jakiś czas temu zadzwoniła do mnie lekarka – neonatolog, alarmując, że w jednym ze szpitali w Polsce stoi całkowicie pusty oddział intensywnej terapii noworodkowej.

Foto: pixabay.com

Z nowoczesnego sprzętu nie skorzystało jeszcze ani jedno dziecko, podczas gdy na innych oddziałach w tym województwie brakuje miejsc.

Dyrektor szpitala potwierdził: oddział stoi, bo nie ma kontraktu. Fundusz go nie podpisał, bo – jak twierdzi – zabezpieczył wystarczającą liczbę miejsc w innych oddziałach w tym regionie. Szykował się interwencyjny, emocjonalny temat, pokazujący, że wyliczenia NFZ nie pokrywają się z rzeczywistością.

Kiedy jednak zaproponowałam dyrekcji, że chętnie opiszę problem, pokażę w telewizji pusty oddział i porozmawiam z lekarzami, którzy od miesięcy czekają na pacjentów, zabrakło odważnych, by o tym opowiedzieć. Temat nie powstał, oddział jeszcze przez wiele miesięcy stał pusty. Moja praca od lat polega na pokazywaniu sukcesów i porażek medycyny, ale żaden temat nie powstałby bez udziału lekarzy i pacjentów, którzy zdecydowali się o tym opowiedzieć.

Czasem spotykam się z zarzutem, że wciąż ci sami specjaliści występują w mediach. Problem w tym, że wielu ciekawych rozmówców unika dziennikarzy, nie chce, by w środowisku mówiono o nich, że „robią sobie publicity”, że mają „parcie na szkło”.

A przecież to dzięki lekarzom, którzy otwarcie mówią o problemach systemu lub o przełomowych zabiegach, można odczarować trudne tematy. Komunikacja między lekarzem a dziennikarzem może zmieniać rzeczywistość. Lekarz musi mieć jednak pomysł na swój przekaz i odwagę, by wyjść z nim do mediów. „Kiedy zaczynałem operować w połowie lat osiemdziesiątych, nowotwory były tematem wstydliwym” – mówi dr Sławomir Mazur, chirurg z warszawskiego Instytutu Onkologii. Lekarze nie mówili pacjentom, że są chorzy na raka.

Sytuacja zaczęła się zmieniać wraz z pojawieniem się nowych metod diagnozy i terapii. Przybywało pacjentów leczonych z sukcesem, łatwiejsza stała się rozmowa o nowotworach. Ponad 30 lat temu w Instytucie Onkologii powstał pierwszy klub Amazonek. To one zaczęły opowiadać – najpierw innym pacjentkom, potem w mediach – swoje historie. One pierwsze zaczęły mówić: „badajcie się, bo wcześnie wykryty rak to większe szanse wyleczenia”. „Pamiętam, jak 24 lata temu w „Twoim Stylu” przeczytałam pierwsze wywiady z Amazonkami” – mówi Elżbieta Kozik, późniejsza założycielka Ruchu Społecznego Chorych na Nowotwory.

„Chorowałam wtedy na raka piersi i myślałam, że wkrótce umrę. Byłam tym kobietom wdzięczna, że się odważyły przyznać do choroby i pokazały, że rak to nie wyrok” – wspomina. „Wszystko jednak wymagało długiej pracy i zmiany myślenia” – mówi dr Mazur.

„Kiedy wraz z Edwardem Towpikiem wykonaliśmy pierwsze rekonstrukcje piersi w 1986 r., wielu onkologów uznało, że to zbyteczny zabieg i odradzali pacjentkom rekonstrukcje: „Po co to pani? Taka operacja może tylko sprowokować nawrót choroby” – opowiada. Dwadzieścia lat później – w 2004 r. – do Polski została sprowadzona brytyjska wystawa zdjęć kobiet po rekonstrukcji piersi „Odzyskana Kobiecość”. „Pamiętam, kiedy otwieraliśmy ją w Olsztynie, szukałam kobiet, które przeszły tę operację. Zgłosiła się jedna” – mówi Marzena Smolińska, organizatorka wystawy.

Wtedy, 15 lat temu, rekonstrukcje piersi były uznawane za fanaberię i niewiele kobiet w Polsce miało odwagę się o nie upomnieć. Wystawa, a potem kolejne, już z udziałem polskich Amazonek, przyczyniły się do zmiany świadomości. Okazało się, że rekonstrukcje piersi i odzyskana kobiecość po chorobie to ważny etap leczenia, który ma wpływ na dalsze życie. Dziś te zabiegi stają się standardem, ale bez pierwszych lekarzy, którzy pokazali, że takie operacje są możliwe i potrzebne, bez odważnych pacjentek, które się pokazały, ta zmiana nie mogłaby się dokonać.

Małgorzata Wiśniewska, dziennikarz medyczny