I brali!
W radiu zapytałem słuchaczy o najbardziej zniechęcającą zachętę, jaką zdarzyło im się w życiu usłyszeć. Coś, po czym, nawet jeśli wcześniej się chciało, to już się nie chce.
Foto: freeimages.com
Pan Ireneusz napisał: „Pracowałem w firmie produkującej przyprawy. Żeby nas, handlowców, zmotywować do wydajniejszej pracy, dyrektor ogłosił konkurs: >Poczuj się jak dyrektor<. Zasady były proste – kto najbardziej przekroczy plan sprzedaży, będzie przez dwa tygodnie jeździł passatem tego właśnie dyrektora. My wtedy jeździliśmy fiatami seicento. Po wygraniu konkursu handlowiec musiał pojechać tymże fiacikiem do Warszawy, podpisać umowę z pełną odpowiedzialnością za limuzynę dyrektora i po dwóch tygodniach odebrać z Warszawy swój pojazd. Ja mieszkam i pracuję we Wrocławiu, do Warszawy wtedy jechało się ponad 6 godzin, robiłem więc wszystko, żeby tego nieszczęsnego konkursu nie wygrać”.
Pan Ireneusz nie napisał niestety, czym w tym czasie jeździł pozbawiony limuzyny dyrektor. Jeśli jego zespół wykazał się najlepszymi wynikami w regionie, pewnie zostawał laureatem konkursu >Poczuj się jak wiceprezes< i jeździł jego BMW. Jeśli z kolei wyniki sprzedaży były marne, być może na dwa tygodnie musiał >Poczuć się jak handlowiec< i poruszać się fiatem seicento pozostawionym przez tego, który akurat czuł się jak dyrektor. Z tonu wypowiedzi mojego korespondenta wynika, że pomysł konkursu nie przypadł mu do gustu. A ja uważam, że ta zabawa ma duży potencjał wychowawczy. Trzeba tylko precyzyjnie określić wykaz stanowisk, których „poczucie” może być dla pracownika nagrodą. Albo karą. Albo jednym i drugim.
Na przykład najzdolniejszy lekarz odbywający staż zostaje laureatem konkursu >Poczuj się jak dyrektor szpitala<. Ale w drugim tygodniu zabawa zmienia się w >Poczuj się jak dyrektor szpitala, który nie może się dogadać z Narodowym Funduszem Zdrowia i szarpie się o refundacje<. Szacunku dla współczesnego wyposażenia gabinetów lekarskich można uczyć przez organizację konkursu >Poczuj się jak stomatolog w latach dwudziestych ubiegłego wieku<. Przez dwa tygodnie zwycięzca tego konkursu (lekarz najbardziej narzekający na trudne warunki pracy w przychodni) mógłby posługiwać się tylko sprzętem sprzed blisko stu lat i miałby do pomocy asystentkę, która już wtedy pracowała w gabinecie znanego wileńskiego dentysty.
Biorąc pod uwagę ciągłe kłopoty z dostępnością opieki medycznej w naszym kraju, na pewno znaleźliby się ludzie, którzy wystartowaliby w konkursie >Poczuj się jak pacjent stomatologa w latach dwudziestych ubiegłego wieku<. Gdyby nie było dobrowolnych chętnych, przymusowi chętni byliby wyznaczani do wypełnienia ubytków w uzębieniu przez urzędy skarbowe. A jeśli pomimo dwóch tygodni intensywnej resocjalizacji laureat – lekarz nadal narzekałby na swoją pracę, zostawałby automatycznie zwycięzcą konkursu >Poczuj się jak wiejski kowal z Galicji, który na początku XIX wieku i konia podkuwał, i zęby wyrywał brzydkim chłopom, a w podzięce co najwyżej starą kurę dostawał, którą w dodatku sam oskubać musiał<. Na pewno podziała.
Inny słuchacz, pan Szymon, opisał z kolei coś, co przeżyła jego koleżanka z pracy. W sklepie odzieżowym przymierzała jakiś element garderoby. Przegląda się w lustrze i nagle słyszy zachętę wypowiedzianą przez ekspedientkę: – Pani bierze! Gorzej wyglądały i brały! Może takie sformułowanie przyda się Państwu w codziennych kontaktach z krnąbrnymi pacjentami? Takiemu, który nie chce brać przepisanych leków, bo „… to i tak nie pomoże, a nawet pewnie zaszkodzi…”, zawsze można dodać otuchy, mówiąc: – Pan bierze! Gorzej wyglądali i brali!
Artur Andrus
Dziennikarz radiowej „Trójki”, konferansjer i satyryk
Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 3/2016