Jak ustawa o sieci pogrąża szpitale?
Czy za długi szpitali winić ustawę o sieci? Co z wycenami procedur medycznych? Dlaczego NFZ skąpi publicznego grosza? Kto nakręca spiralę wzrostu płac? Czy można wyjść z długów? Gdzie podkupują pracowników?
Foto: zeromski-szpital.pl
Komentuje Dorota Gołąb-Bełtowicz, zastępca dyrektora Szpitala Specjalistycznego im. S. Żeromskiego w Krakowie:
– Dlaczego coraz więcej szpitali powiatowych jest „na minusie”? Dlaczego wydają więcej pieniędzy niż otrzymują? Odpowiedź na te pytania wydaje się prosta, ale w rzeczywistości jest wielowątkowa.
Wzrost zadłużenia silnie widoczny jest od 2018 r. Wiąże się z wejściem w życie ustawy o sieci, odkąd część świadczeń medycznych finansowanych jest ryczałtowo. Z punktu widzenia płatnika nie ma już nadwykonań, czyli sytuacji, w której wykonuje się więcej świadczeń niż zakontraktowano z NFZ.
W rzeczywistości one w dalszym ciągu istnieją, ale od IV kwartału 2017 r. szpitale nie otrzymują za nie żadnej rekompensaty finansowej. Jednocześnie szpitale, które mają w swoich strukturach SOR i nie mogą pacjentom odmówić przyjęcia, nie mają możliwości skutecznego dopasowania liczby przyjmowanych pacjentów do wyznaczonego limitu ryczałtowego. Jako szpital mamy obowiązek zapewnić tym pacjentom pomoc, co oznacza, że ktoś się musi nimi zaopiekować, zdiagnozować, podać im leki, a to kosztuje.
Po drugie, wyceny świadczeń medycznych nie uwzględniają wzrostu kosztów osobowych oraz cen materiałów, leków, sprzętu jednorazowego czy aparatury. Koszty i nasze wydatki z tego tytułu rosną znacznie szybciej niż nasze przychody z realizacji kontraktów z płatnikiem. Naszymi działaniami optymalizacyjnymi nie jesteśmy w stanie zamknąć tych nożyc. Podam tylko jeden przykład: w wyniku analizy potrzeb i po wprowadzeniu dodatkowych procedur nasz szpital ograniczył zużycie produktu leczniczego Albuminy o 13 proc., ale w ciągu roku koszt jego zakupu w postępowaniu przetargowym wzrósł o ok. 100 proc. Podkreślić należy, że szpitale publiczne nie mają innego źródła finansowania niż środki od publicznego płatnika, czyli NFZ. Nie mają również uprawnień do zmiany cen realizowanych przez siebie usług.
Po trzecie, w sytuacji braku kadr, szpitale coraz częściej podkupują sobie pracowników, bo często jest to jedyny sposób na utrzymanie realizacji kontraktu obwarowanego m.in. normami personelu. Podbijanie stawek obserwuje się już nie tylko w nocnej i świątecznej opiece zdrowotnej czy na SOR-ach. Po tym, jak Ministerstwo Zdrowia silnie włączyło się jako regulator, dyrektorzy szpitali mają jeszcze mniejszą swobodę w ustalaniu warunków zatrudnienia. Są szpitale, w których koszty wynagrodzeń sięgają 80 proc. wartości kontraktu. Brakuje nie tylko lekarzy i pielęgniarek, nie ma techników radiologii, zaczyna się problem z fizjoterapeutami.
Notował: Mariusz Tomczak