Jakich lekarzy kształtują uczelnie
Dyskusje wokół kształcenia przeddyplomowego skupiają się wokół limitów przyjęć, braku pieniędzy na realizację zadań narzucanych odgórnie, ale warto przyjrzeć się także, jak nauka wyglądała kiedyś, i czym różni się od obecnej formy kształcenia studentów. Lidia Sulikowska na ten temat rozmawia z prof. n. med. Ewą Otto-Buczkowską, pediatrą i diabetologiem.
Studenci Collegium Medicum UMK w Bydgoszczy. Foto: CM UMK
Kiedy zaczęła Pani przygodę z medycyną?
– Studia na kierunku lekarskim rozpoczęłam w 1953 roku na Wydziale Lekarskim Śląskiej Akademii Medycznej w Zabrzu-Rokitnicy. Musiałam jednocześnie pracować, więc nie miałam ani chwili czasu na tzw. życie studenckie. Nie brałam udziału w żadnych imprezach towarzyskich. Na pierwsze wakacje wyjechałam dopiero po ślubie, w roku 1960.
Jak wówczas prowadzono zajęcia?
– W tamtych czasach studenci, inaczej niż obecnie, mieli ścisły kontakt ze swymi profesorami na co dzień. Do tej pory pamiętam wszystkich swoich profesorów, na czele z moim bezpośrednim przełożonym – prof. Stanisławem Kohmannem. Wykłady profesorskie były zasadą, z rzadka tylko byli oni zastępowani przez adiunktów. Także egzaminy zdawało się wyłącznie u profesorów. Nie musieliśmy bawić się w „kółko i krzyżyk” na testach.
Egzamin był ustny i nie trzeba było recytować formułek, ale adept sztuki medycznej musiał umieć uzasadnić swoją odpowiedź i przedstawić swój tok myślenia. Zdarzało się też, że profesorowie wizytowali zajęcia praktyczne. Obecnie studiowanie medycyny stało się tak naprawdę nauką „procedur”, a nie myślenia lekarskiego. Efekt jest taki, że młodzi lekarze często nie umieją zebrać starannie wywiadu, nie potrafią prawidłowo przeprowadzić badania fizykalnego chorego.
Czy to wina samych lekarzy czy może jest jakiś błąd systemowy?
– Nie mają okazji się tego nauczyć. Dawniej wizyta profesorska w klinice to był trochę teatr, podążała za nim cała świta, składająca się z adiunktów, asystentów, ale także studentów i pielęgniarek. Była to też okazja, aby podpatrzeć, jak się rozmawia z chorym i jak się go bada, a także uczestniczyć w dyskusji i omawianiu poszczególnych przypadków.
Pani pokolenie lekarzy jest więc inne niż osób, które niedawno kończyły medycynę…
– Oczywiście, teraz są inne czasy, wszystko jest inne. Przede wszystkim zasadniczo zmieniły się relacje pomiędzy lekarzem a pacjentem. Obie grupy bardzo się od siebie oddaliły. Z drugiej strony teraz są większe możliwości prowadzenia badań naukowych. Mamy też znakomite techniczne możliwości diagnostyki. Gdyby połączyć sposób przekazywania wiedzy sprzed lat z obecnymi potencjałem medycyny – byłoby pięknie.
Wywiad ukazał się w „Gazecie Lekarskiej” nr 10/2014