22 listopada 2024

Jakub Sieczko: o koteriach

Silniejsi zwykle skupiają się wokół szefa. Twoim zadaniem będzie wkupić się w ich łaski, a kiedy nadejdzie odpowiedni czas – założysz własną koterię i staniesz się jej przywódcą! – pisze Jakub Sieczko.

Fot. shutterstock.com

Udało się. Egzaminy na studiach zdane, staż podyplomowy odbyty, rekrutacja na wymarzoną specjalizację zakończona sukcesem. Masz pięknie wyprasowane scrubsy, stetoskop złożony w kosteczkę, a w dziale kadr po podpisaniu umowy o pracę wręczyli ci identyfikator z napisem „młodszy asystent”. Gratulacje! Całe zawodowe życie przed tobą.

Ambicje być może masz wcale niemałe, entuzjazmu całą masę. Specjalizacja, pewnie doktorat, może coś potem. Jakieś zagraniczne staże, prestiżowe publikacje, nauczanie studentów. Tytuły, zjazdy, funkcje, drinki z palemką, dolce vita. No i w końcu pieniądze – zrozumiałeś już pewnie, że z powiedzeniem, iż nie dają szczęścia, można polemizować.

Liczysz pewnie na to, że twoja kariera zawodowa będzie rozwijała się harmonijnie, jeśli będziesz pracowity, kompetentny, uczciwy i koleżeński. Że trafiłeś do miejsca, w którym wszyscy traktowani są sprawiedliwie. Że to trochę jak w sporcie – liczy się nieco talentu (ten, jak jesteś przekonany, już masz) i przede wszystkim ciężka praca. Takie połączenie gwarantuje worek z medalami, prawda?

Cóż, drogi kolego. Jeśli trafiłeś do oddziału, w którym kryteria awansu są oparte właśnie na takich zasadach – gratuluję, masz szczęście. Nie wątpię, że takie miejsca istnieją, sam takie znam. Może być jednak nieco inaczej i przed tym lojalnie chciałbym cię tu przestrzec. Kluczowe dla twojej przyszłości zawodowej może być jedno bardzo ważne pytanie. I to wcale nie będzie, jak chciał klasyk, pytanie o to, co chcesz w życiu robić. Zapytać (przede wszystkim sam siebie) musisz, czy należę do odpowiedniej koterii? Bez tego bowiem w wielu miejscach ani rusz.

O nic się jednak, drogi kolego, nie martw. Jako kilkanaście lat starszy mam dla ciebie dziesięć prostych porad: taki przepis na karierę w miejscu, gdzie ścierają się koterie. Czy będzie ci się po zrealizowaniu moich rad dobrze patrzyło w lustro? Tego nie wiem. Zgadzać się będą jednak tytuły na pieczątce i saldo na koncie.

Po pierwsze i prawdopodobnie najważniejsze, pracę w nowym miejscu musisz zacząć od ustalenia „Kto kogo?”. Jakie koterie rywalizują? Kto pod kim kopie dołki? Kto rozpuszcza o kim plotki? Kto milknie, kiedy do pokoju lekarskiego wchodzi szef? Kto zaś zaczyna wtedy kwitnąć? Siedź cicho, bądź grzeczny, pracuj rzetelnie i obserwuj.

Jeśli jesteś bystry, już po kilku tygodniach zorientujesz się, jaka jest równowaga sił, kto stoi na czele której z frakcji. Kto tak naprawdę rządzi oddziałem (nie zawsze jest to ordynator czy kierownik kliniki)? Kto wydaje się iść w górę? Kto leci w dół? Taka obserwacja bywa dość wyczerpująca i nużąca. Bez ustalenia równowagi sił jednak ani rusz. Zanim podejmiesz działania, musisz zrozumieć środowisko, w którym się poruszasz.

Po drugie, przyłącz się do silniejszych. Silniejsi zwykle skupiają się wokół szefa. To grono jego ulubieńców. Twoim zadaniem będzie wkupić się w ich łaski. To kluczowy etap: dołączyć do odpowiedniej koterii! Musisz być skoncentrowany, sprytny i zdeterminowany.

Po trzecie, nigdy dość wazeliny. Każdy szef twierdzi, że oczekuje od swoich podwładnych prawdy, nawet trudnej. Jednocześnie, co ważne, niejeden takiej prawdy nie akceptuje, a wskazywanie szefowi na jego niedociągnięcia czy błędy może tylko zaszkodzić twojej przyszłości. Komplementy, niechby i w nadmiarze! Nie trać nigdy okazji. Masz przecież niebywałe szczęście pracować z najlepszym w danej dziedzinie specjalistą w województwie (to na pewno), kraju (prawdopodobnie), Europie (nie można tego wykluczyć), a może i na świecie!

Po śmierci Stalina w polskiej prasie ukazało się podobno ponad dwieście określeń podkreślających jego wielkość. Sięgnij do archiwaliów – „Trybuna Ludu” z marca 1953 r. dostarczy ci cennych inspiracji. Pamiętaj też, że decyzja o zatrudnieniu syna, synowej i brata szwagierki przez szefa jest wyrazem jego bezstronności i niechęci do nepotyzmu. Nie rozumiesz? Tym gorzej dla ciebie.

Po czwarte, tytulatura jest kluczowa, a każdy zjazd czy konferencja to mały Wersal. Nieważne, że jest to doroczne spotkanie Warmińsko-Mazurskiego Towarzystwa Badań nad Lewą Połową Śledziony – obowiązuje etykieta niemalże dworska. Nie waż się nazwać docenta doktorem (mój kolega na studiach kiedyś tak zrobił – świeżo upieczony docent kazał mu wtedy wyjść za drzwi i przeczytać tabliczkę na drzwiach), a profesora docentem.

To sprawy drobne, ale mały błąd w tej materii może narazić cię na ogromne kłopoty. Bądź czujny! Jednocześnie na zjazdach przysłuchuj się temu, co mówi się na bankietach przed północą, po sześciu głębszych.

Etykieta staje się wówczas nieco mniej dworska, za to jest to bezcenne źródło plotek (patrz punkt kolejny) i wiedzy o aktualnym układzie sił. Po piąte więc: plotki! Sprawdzone, niesprawdzone – nieważne. Jeśli masz dostęp do ucha szefa, dziel się najnowszymi, możliwie nieprzyjaznymi informacjami na temat przedstawicieli przeciwnej koterii. Zyskasz tym samym opinię osoby rzetelnej, racjonalnie i uczciwie oceniającej rzeczywistość, znającej się na ludziach.

Po szóste, rób za darmo. Prowadzenie zajęć bez wynagrodzenia, ślęczenie nad papierami przez kilka godzin po dyżurze, przychodzenie do pracy w weekendy, pokorne pozwalanie na dopisywanie się innych do prac naukowych, których jesteś autorem – taka twoja dola. Prawo pracy prawem pracy, praktyka praktyką. Nie narzekać. Nie dyskutować.

Po siódme, nic nie widziałeś, nic nie słyszałeś. Kryteria kwalifikacji do obleganych procedur zabiegowych wydają ci się cokolwiek niejasne i związane ze skierowaniami chorych z prywatnego gabinetu szefa? W biurku natknąłeś się przypadkiem na spuchniętą od dwustuzłotowych banknotów kopertę? W rozliczeniu dla NFZ wykazywane są procedury, których na oczy nie widziałeś? Pewien doświadczony i wysoko postawiony lekarz ma w zwyczaju dotykać tu i ówdzie pielęgniarki i rezydentki w przebieralni?

Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa. To kalumnie rzucane przez ludzi mściwych, leniwych, niegodnych. Jeśli zapyta cię o to jakikolwiek urząd, komisja czy sąd – zaprzeczaj, czyli po prostu powiedz prawdę. Prawdą jest bowiem to, za co zostaniesz nagrodzony, a nie to, co widziałeś na własne oczy. Oczy bowiem mogą, jak pisała poetka, kłamać, czyż nie?

Po ósme, jeśli zaczną cię dopuszczać do pańskiego stołu, czyli pojawią się pieniążki ze źródeł nie do końca wyjaśnionych – nie pytaj, bierz. Brali, biorą, będą brać. Nic szczególnego. Powtarzaj to sobie przed zaśnięciem. A poza tym, nawet gdybyś chciał odmówić, wiedz, że w koterii naprawdę nie będzie to dobrze widziane. Staniesz się podejrzany.

Po dziewiąte, coś tam jednak trzeba umieć. Jasne jest, że kompetencje nie są podstawowym kryterium awansu, nie jesteś sześciolatkiem, żeby już tego nie rozumieć. Ale takim kompletnym cymbałem być nie możesz. Ogarniaj przynajmniej podstawy, żeby nie stać się pośmiewiskiem.

Po dziesiąte, kiedy już nadejdzie odpowiedni czas – załóż własną koterię i stań się jej przywódcą! Wyczuj słabość starzejących się, powoli gasnących gwiazd. Zgromadź wokół siebie odpowiednio silną grupę i w odpowiednim momencie zaatakuj! Jeśli atak się powiedzie i twoja koteria znajdzie się na szczycie, brawo, wygrałeś tę grę. Sytuacja jest co prawda taka, jak w zakończeniu „Folwarku zwierzęcego” (może pamiętasz ze szkoły), ale chyba było warto, prawda? To znaczy, przepraszam, warto zdecydowanie nie, ale może przynajmniej się opłacało. Powodzenia, kolego, zostawiam cię z motywującym cytatem!

„Każda klika jest schronieniem dla niekompetencji. Sprzyja korupcji i nielojalności, rodzi tchórzostwo, a w konsekwencji jest obciążeniem i przeszkodą dla postępu kraju. Jej instynkty i działania są instynktami i działaniami stada”.

Soong May-ling

Jakub Sieczko, anestezjolog

Napisz do autora: sieczko.gazetalekarska@gmail.com