18 września 2025

Jakub Sieczko: o naszych portfelach

Zarabiamy dobrze. Niektórzy – bardzo dobrze. I słusznie. Bo lekarz powinien zarabiać godnie. Ale może właśnie dlatego najwyższy czas przestać udawać, że żyjemy w nędzy, i zająć się tym, co naprawdę boli w polskiej ochronie zdrowia.

Fot. arch. prywatne

W ciągu ostatnich kilkunastu lat zarobki polskich lekarek i lekarzy z tematu, o którym lubiliśmy mówić publicznie, stały się zagadnieniem nieco wstydliwym. Wzrost wynagrodzeń naszej grupy zawodowej jest niezaprzeczalny, a jednak mam wrażenie, że sprawa jest na tyle osobista, że trudno o niej rozmawiać otwarcie, bez krygowania się.

Narosło wokół naszych zarobków wiele legend, mitów i półprawd, powstały na ten temat niezbyt mądre powiedzonka („Pokaż, lekarzu, co masz w garażu”) i równie niemądre opinie („Lekarze zarabiają siedemdziesiąt do stu dwudziestu tysięcy złotych, a każą pacjentom na SOR-ach siedzieć na zydlu”).

Żądania płacowe przez lata były na pierwszych miejscach listy postulatów wszystkich ważnych protestów lekarskich (patrz strajk anestezjologów pod koniec lat dziewięćdziesiątych czy protest rezydentów z 2017 r.).

Opinię publiczną bombardowano a to zdjęciami pasków wynagrodzeń, z których wynikało, że ledwo da się związać koniec z końcem, a to relacjami z wizyt w gabinetach, po których pacjencki portfel był lżejszy o dobrych kilkaset złotych, a wizyta trwała sześć minut. Od ściany do ściany: albo przymieramy głodem i żyjemy kątem w zapuszczonej suterenie, albo mamy rezydencję z siedmioma sypialniami, lokajem, basenem i prywatnym masażystą. No i wreszcie łapówki! Kto bierze, kto daje, ile dać trzeba, ergo – jaką część dochodów nasi koledzy i nasze koleżanki otrzymują pod stołem.

Tyle o lekarskich płacach mówiono, tyle podawano o nich dowodów anegdotycznych i zasłyszanych historii, wreszcie tyle razy temat naszych zarobków używano instrumentalnie do politycznych celów, że nie da się dziś o naszych pensjach wyrazić jakiejkolwiek opinii, nie narażając się na krytykę. Nie wierzycie Państwo? No to przetestujmy trzy możliwości.

Opinia pierwsza: lekarze Polsce zarabiają dziś zbyt mało. Kontrargumenty, które na pewno usłyszymy: biorą w łapę trzy razy tyle; w prywatnych gabinetach ceny są absurdalnie wysokie; zawsze im mało; mam kolegę, którego szwagier zna brata czyjegoś wujka, który zna lekarza, który ma dwanaście rolls-royce’ów.

Opinia druga: lekarze w Polsce zarabiają dziś w sam raz. Kontrargumenty, które na pewno usłyszymy: informatycy zarabiają tyle samo, a jednak człowiek to nie komputer; tyle lat biedowania, to wreszcie się należy; za trzysta godzin pracy to żadne pieniądze.

Opinia trzecia: lekarze w Polsce zarabiają dziś zbyt dużo. Kontrargumenty, które na pewno usłyszymy: to zapraszam na sześć lat bardzo trudnych studiów i sześć lat wyczerpującej rezydentury; nie ma w naszym kraju szacunku dla lekarskiego fachu, nie to, co gdzie indziej; przy tej skali odpowiedzialności to wcale nie takie duże pieniądze.

Widzą Państwo? No, nie da się. Jesteśmy przedstawicielami dyscypliny naukowej, absolwentami uniwersytetów, zobowiązanymi w naszej codziennej praktyce trzymać się medycyny opartej na dowodach naukowych, na materiale opisanym liczbami. Porozmawiajmy więc o liczbach, one bowiem są jakie są.

Oto dane z marca bieżącego roku (podaję za portalem Rynek Zdrowia): mediana zarobków specjalistów na etatach (przypominam – mediana to wartość w szeregu, powyżej i poniżej której znajduje się równa liczba obserwacji) wynosi 21 585 zł, a specjalistów pracujących na umowach kontraktowych 24 600 zł. Zarobki rezydentów wzrosły natomiast 1 lipca 2025 r. i wynoszą obecnie w dziedzinach niepriorytetowych 9737 zł brutto przez pierwsze dwa lata kształcenia, a po tym okresie 10 030 zł brutto. W dziedzinach priorytetowych wartości te to odpowiednio 10 711 zł i 11 685 zł.

Oczywiście – na co zwraca uwagę choćby portal Rynek Zdrowia, ale mówili też o tym politycy czy prezes NRL – są wśród naszych kolegów i koleżanek tacy, którzy wystawiają szpitalom faktury na kilkaset tysięcy złotych miesięcznie (uściślając: według Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji dane z 90 proc. szpitali wskazują, że osób z zarobkami w przedziale od 100 do 300 tys. zł miesięcznie jest w Polsce 431).

Znajdą się też tacy, którzy zarabiają pomimo posiadanego tytułu specjalisty połowę mediany. Jednak jak uczy nas Evidence Based Medicine – dowody anegdotyczne mają wartość najniższą. Według tegorocznych danych Business Insider Polska zarabiający medianę lekarz specjalista na kontrakcie plasuje się w górnych pięciu procentach najlepiej zarabiających Polaków. Czy rzeczywiście są to zarobki okupione trzystoma czy czterystoma godzinami pracy w miesiącu?

Na kontrakcie, jak wiadomo, tylko wydolność psychofizyczna i zdrowy rozsądek ograniczają przepracowany czas. Spójrzmy więc na stawki z ogłoszeń o pracę dla specjalistów. Wszedłem na facebookową stronę „Praca w Medycynie” i losowo wybrałem oferty z pięciu miejsc: neurolog, województwo mazowieckie: 200-250 zł/h, lekarz medycyny rodzinnej, województwo dolnośląskie: 150-280 zł/h, internista, województwo opolskie: 200 zł/h, okulista, województwo pomorskie: 20-30 tys. zł/miesiąc, internista, województwo łódzkie: 230-250 zł/h.

Nie będzie więc ryzykownym napisanie, że stawka 200 zł za godzinę jest dziś absolutnie w zasięgu ręki. Przypominam, że etat w Polsce to 168 godzin, a 168 pomnożone przez 200 daje 33 600. W ogromnej większości przypadków nie trzeba dziś spędzać w szpitalu dwudziestu dób w miesiącu, aby znaleźć się w górnych pięciu procentach najlepiej zarabiających Polaków. Da się to zrobić, pracując tyle, ile na etacie.

Stawiam więc hipotezę tyleż ryzykowną, co opartą na twardych danych – po raz pierwszy, odkąd pamiętam, zarobki personelu lekarskiego nie są znaczącym problemem polskiej ochrony zdrowia. Zarabiamy godnie. I bardzo dobrze. Doskonale. Znakomicie. Sprawiedliwie. Tak, jak trzeba. Alleluja.

Jesteśmy w takiej sytuacji od kilku, może kilkunastu lat. Może jeszcze nie zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić. Może dlatego niektórzy z nas publicznie i prywatnie powtarzają opowieść o rzekomym biedowaniu polskich lekarek i lekarzy.

Szanowni Państwo, czas tę opowieść zakończyć. Biedowania nie ma. Zarabiamy godne pieniądze. Wyjazdy na lekarskie saksy do krajów Europy Zachodniej coraz mniej się opłacają, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę tamtejsze koszty życia. Dziś nie jest już w naszym interesie czynić z podwyższenia lekarskich pensji czołowego postulatu naszej grupy zawodowej.

Czas domagać się rozwiązania kolejnych, bardziej w mojej opinii obecnie palących problemów. Zarabiamy godnie, ale wciąż zdarza nam się pracować w niegodnych warunkach. Mam tu na myśli i warunki sprzętowo-lokalowe, i feudalno-pańszczyźnianą mentalność panującą w wielu miejscach – od prestiżowych klinik po zapomniane powiatowe oddziały.

Zarabiamy godnie, ale wciąż zbyt często jesteśmy krajem, który lekarskie talenty i inicjatywy gasi, zamiast wspierać. Jesteśmy krajem, gdzie zbyt często normą w miejscach naszej pracy staje się przemoc psychiczna silniejszych wobec słabszych.

Zarabiamy godnie, ale wciąż stawiamy zbyt często na przestarzały pionowy model zarządzania – z jednym wszechwiedzącym bogiem–ordynatorem na górze. Świat już dawno zrozumiał, że najlepiej działa praca zespołowa i niwelowanie hierarchii i że przede wszystkim pacjentom i pacjentkom opłaca się system, w którym nikt (niezależnie od doświadczenia) nie boi się podzielić pomysłem.

Zarabiamy godnie, ale wciąż, w XXI wieku, wypełniamy setki stron papierów (większości naprawdę nie wiemy po co), na czym cierpią rodzime lasy oraz nasza równowaga psychiczna. Zarabiamy godnie, ale ciągle nie potrafimy przekonać społeczeństwa i polityków do tego, że klauzula no fault ratuje życia, bo pozwala systemowi ochrony zdrowia się uczyć. Wreszcie – last, but not least – zarabiamy godnie, ale nasza organizacja pracy i obłożenie nią bywają skandalicznie nieracjonalne.

Dziś to właśnie te problemy, to brnięcie przez nieprzyjazny (dla pacjenta i pracownika) system, to coś, o czym powinniśmy mówić najgłośniej, czego zmiany powinniśmy się domagać, co powinniśmy naprawić, aby uczynić naszą ochronę zdrowia prawdziwie nowoczesną, zachodnioeuropejską, na miarę ambicji dużego europejskiego kraju w trzeciej dekadzie XXI wieku. Czas przestać mówić przede wszystkim o naszych zarobkach. Mamy ważniejsze sprawy do załatwienia.  

Jakub Sieczko, lekarz anestezjolog

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 9/2025