19 grudnia 2024

Katarzyna Pikulska: głodowałabym raz jeszcze

Wiedziałam, że idę na wojnę z wielką instytucją, ale nie chciałam odpuścić – mówi Katarzyna Pikulska, jedna z liderek protestu głodowego lekarzy rezydentów, który jesienią 2017 roku rozpoczął się w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Warszawie, w rozmowie z Mariuszem Tomczakiem.

Fot. Karolina Bartyzel/NIL

Na początku grudnia 2024 roku – po ponad siedmiu latach – Katarzyna Pikulska została przeproszona przez Telewizję Polską w głównym wydaniu programu informacyjnego „19.30”, który zastąpił „Wiadomości”. TVP przyznała, że w wyemitowanym jesienią 2017 roku materiale znalazły się „krzywdzące i nieprawdziwe informacje, rażąco naruszające prawo do prywatności, dobrego imienia i godności osobistej” lekarki oraz bezprawnie wykorzystano jej wizerunek.

Jak pani wspomina protest rezydentów, który rozpoczął się jesienią 2017 roku w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Warszawie?

To jeden z najważniejszych okresów w moim życiu. Był to również czas bardzo istotny dla całego pokolenia młodych lekarzy. Bardzo długo przygotowywaliśmy się do rozpoczęcia tego protestu. Został on poprzedzony m.in. ogólnopolskimi manifestacjami i opracowaniem własnego projektu ustawy o płacach minimalnych w ochronie zdrowia. To było zwieńczeniem wielu bezskutecznych działań Porozumienia Rezydentów, a sama głodówka – wielkim osobistym przeżyciem.

Jak długo to trwało?

Głodowałam przez osiem dni. I właśnie w tym czasie TVP Info opublikowała artykuł pt. „Kontrowersje wokół rezydentów. Narzekają na zarobki, jedzą kanapki z kawiorem”, w którym w kłamliwy sposób wykorzystano m.in. wpisy i zdjęcia niektórych strajkujących lekarzy rezydentów z social mediów, także moje. Szybko okazało się, że to jednak w ogóle nie pomogło stronie rządowej. Kiedy ludzie zorientowali się, w jaki sposób zostaliśmy potraktowani, większość opinii publicznej stanęła po naszej stronie. Z badań wynikało, że nasz protest cieszył się poparciem około 3/4 społeczeństwa. Sama jednak dostałam lekcję życia.

Co pani ma na myśli?

Dla strony rządowej byliśmy nieznaną grupą dzieciaków. Nagle okazało się, że wielkie medium, Telewizja Polska, zagląda na nasze profile na Facebooku, sprawdza życie prywatne, przekręca fakty i po prostu kłamie. Po publikacji materiałów w TVP i TVP Info wylała się na mnie olbrzymia fala hejtu, która dotknęła także całe środowisko lekarskie. To było straszne.

Czy postulaty, z którymi przystąpili rezydenci do protestu, zostały zrealizowane?

W znacznej części się to nie udało. Ich realizacji nie doczekaliśmy się zresztą do tej pory. Postulowaliśmy m.in. zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia do co najmniej 6,8 proc. PKB. I choć jest pewien postęp w tym zakresie, to wciąż daleko nam do tego poziomu. Zmian systemowych, których się domagaliśmy, także nie ma, a pacjenci są dalej zagubieni w systemie tak jak w 2017 roku. W tamtym czasie przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Krzysztof Bukiel mówił, że od prawie 30 lat żadna ekipa rządowa nie jest zainteresowana dokonaniem realnych zmian w polskiej ochronie zdrowia i jego słowa do dziś są aktualne.

Czy proces z Telewizją Polską musiał w ogóle się rozpocząć?

Telewizja w ogóle nie chciała mnie przepraszać. Zanim doszło do procesu, skierowano dwa pisma przedsądowe, które zostały kompletnie zlekceważone przez ówczesne władze TVP. Wiedziałam, że idę na wojnę z wielką instytucją, ale dzięki wsparciu Naczelnej Rady Lekarskiej mogłam liczyć na profesjonalną pomoc prawną. Od początku do końca moją sprawę prowadził mec. Robert Sagan. Sprawę, która ciągnęła się przez siedem lat.

Pamiętam pierwszą rozprawę przed Sądem Okręgowym w Warszawie pod koniec 2019 roku, gdy w bardzo chłodny i wietrzny dzień przed budynkiem pikietowało kilkudziesięciu młodych lekarzy i studentów medycyny. Po rozprawie stanowczo pani powiedziała, że zawarcie ugody jest wykluczone.

Za tamte publikacje zapłaciłam ogromną cenę, a konsekwencje odczuło całe środowisko, bo w czasie protestu reprezentowałam stan lekarski. Sytuacja była dziwna, bo przecież TVP około dwa lata przed naszym protestem głodowym wyemitowała materiał, w którym znalazła się moja wypowiedź z zagranicznej misji medycznej w Iraku, a potem wykorzystała te same ujęcia jako rzekomo pochodzące z moich egzotycznych wakacji. Strzelili sobie w kolano, ale przepraszać nie chcieli. Nie chciałam i nie mogłam odpuścić.

Czego się pani domagała?

Przede wszystkim przeprosin w głównym wydaniu „Wiadomości” oraz usunięcia kłamliwych artykułów ze strony internetowej TVP Info. Jako zadośćuczynienia chciałam wpłaty 30 tys. zł na konto Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej, czyli organizacji, z ramienia której pojechałam do Iraku jako wolontariuszka. Zresztą jednym ze świadków w sądzie był dr Paweł Kukiz-Szczuciński, potwierdzając, że uczestniczyliśmy w misji medycznej, która nie miała nic wspólnego z egzotycznymi wakacjami.

Niedawno TVP wyemitowała przeprosiny na swojej antenie.

3 grudnia przeprosiny zostały odczytane w głównym serwisie informacyjnym po godz. 19.30, a Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej potwierdziło, że pieniądze dotarły na rachunek bankowy. Wywalczyłam to, czego chciałam. Czuję ulgę, że batalia sądowa jest już za mną. Sprawa była przeciągana przez TVP, choć oczywiście pewien wpływ na to miała również pandemia. Dopiero po zmianie władzy Telewizja wycofała apelację od wyroku pierwszej instancji, który zapadł już dwa lata temu.

Czy w czasie procesu odczuwała pani wsparcie ze strony środowiska?

Tak i to bardzo. Dzięki jednogłośnej decyzji Naczelnej Rady Lekarskiej otrzymałam profesjonalne wsparcie prawne. NRL od początku stała na stanowisku, że materiały opublikowane przez TVP szkalowały całe środowisko, a nie tylko moją osobę, postrzegając proces jako walkę o godność wszystkich lekarzy.

Gdyby dało się cofnąć czas to rozpoczęłaby pani protest tak jak w 2017 roku?

Tak, głodowałabym jeszcze raz. Podjęłabym wszystkie działania, które prowadziłam w ciągu dwóch lat poprzedzających ten głośny protest. Głodówka doprowadziła nas do negocjacji z rządem, dzięki czemu coś zmieniło się na lepsze. To, że rządzący nie zrealizowali części naszych postulatów, nie oznacza, że walka była bezowocna. Dzięki rezydentom do społeczeństwa dotarło, że w ochronie zdrowia jest bardzo źle, a młodym lekarzom zależy na poprawie sytuacji.