23 listopada 2024

Komunikacja w medycynie: Pacjent potrzebuje uwagi

Niemal każdego dnia, robiąc reportaże, spotykam pacjentów, którzy mimo ciężkiej lub przewlekłej choroby, realizują się rodzinnie, zawodowo, podróżują, spełniają marzenia.

Foto: Andrzej Sznajder

Jak sobie radzą? Znają poszczególne etapy choroby, mają plan zdrowienia i są w dobrym kontakcie ze swoim lekarzem, a to jest już wielki sukces.

Z Magdą spotkałam się kilka dni temu, podczas zdjęć do materiału o mastektomii, której miała być poddana następnego dnia. Szpilki, makijaż, staranna fryzura. Pełna energii czterdziestoletnia kobieta, która z błyskiem w oku opowiada o swoich dzieciach, o tym, jak szykuje się do maratonu i tańczy Latino. Jutrzejsza operacja to ostatni etap w jej planie leczenia.

Kilka lat temu zachorowała na raka piersi. Guz był wykryty we wczesnym stadium, prognozy leczenia były dobre, ale Magdzie runął świat. Zaledwie kilkanaście miesięcy wcześniej zachorowała jej mama. Leczenie było trudne i z powikłaniami. Mamie drżały ręce, a podczas jednego z podań chemii doznała lekkiego udaru. Lekarka, która prowadziła mamę, była zniecierpliwiona pytaniami, a na próbę wyjaśnienia problemu powikłań Magda usłyszała: „co się pani dziwi, przecież my wlewamy do żyły truciznę”. Teraz Magdę czekała chemia. Miała troje małych dzieci. Bała się, że nie przeżyje terapii, popadła w apatię.

Ktoś polecił jej onkologa, doktor L. Poszła na wizytę, podczas której rozpłakała się i opowiedziała o swoim przerażeniu, że nie wie, co robić dalej, że chce zrezygnować z chemioterapii. – Lekarka wysłuchała mnie, zobaczyła wyniki badań i powiedziała: „Pani Madziu, mam wiele pacjentek w podobnej sytuacji, jak pani, będzie dobrze. Tym, co będzie później, będziemy martwić się później. Teraz określimy plan działania”. Uprzedziła, jakie będą kolejne etapy i jakie mogą być ewentualne trudności. I przytuliła mnie… – wspomina. Magda wróciła do domu i pierwszy raz od diagnozy poczuła, że da radę.

Doktor L. wiedziała, że u Magdy najtrudniejszy jest lęk przed chemią. Dlatego za każdym razem, kiedy jej pacjentka szła, by ją przyjąć, prosiła, żeby wysłała smsa, czy wszystko poszło dobrze. – Czułam jej obecność, zainteresowanie, wsparcie. Wiedziałam, że w razie niepewności o wszystko mogę zapytać – opowiadała mi Magda, pokazując zdjęcia z okresu chemioterapii i radioterapii. Opuchnięta, bez włosów, niepodobna do siebie.

– Musiało to być dla ciebie trudne? – zapytałam kobietę, dla której wygląd ma duże znaczenie. W ogóle tego nie pamięta. – Przez całe leczenie przeszłam zadaniowo – odpowiedziała.  Wiola, jej przyjaciółka, również kilka lat temu przeszła leczenie z powodu raka piersi. Miała szczęście do dobrych lekarzy. Raz tylko trafiła do specjalisty, który nie wzbudził jej zaufania. Chciała usunąć drugą, zdrową pierś. Wiolę zdziwiło, że podczas wizyty chirurg nie spytał jej, dlaczego chce to zrobić. Wyczuła, że nie ma to dla niego znaczenia.

Spytałam kiedyś Martę Szklarczuk, szefową Fundacji Rak’n’Roll, czy dobry lekarz, to ten, który umie rozmawiać i interesuje się pacjentem. – Tacy lekarze się zdarzają, ale to rzadkość. Skuteczność leczenia nie zawsze idzie w parze z wrażliwością na pacjenta. Znam wielu specjalistów, którzy tragicznie się komunikują, ale stosują odważne metody leczenia i mają świetne wyniki – powiedziała. Nawet niespecjalnie komunikatywny lekarz jednym słowem lub gestem może okazać, że pacjent jest dla niego ważny i dodać mu siły w procesie zdrowienia.

Małgorzata Wiśniewska, dziennikarz medyczny