Legalna i… nieosiągalna. Medyczna marihuana w Polsce
Od niespełna roku prawo pozwala na leczenie kannabinoidami. Lekarze wciąż jednak nie wypisują recept na medyczną marihuanę.
Foto: Marta Jakubiak
Medyczne zastosowanie marihuany jest dopuszczone prawem m.in. w Stanach Zjednoczonych, Izraelu, a także w 17 krajach Europy, jak: Austria, Czechy, Finlandia, Niemcy, Włochy, Portugalia, Holandia, Dania, Francja, Grecja, Irlandia, Chorwacja, Malta, Rumunia, Belgia, Szwajcaria, a od 1 listopada 2017 r. także w Polsce.
Po wejściu w życie nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii oraz ustawy o refundacji leków, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych, leki wytworzone na bazie substancji zawartych w konopiach zostały zalegalizowane i miały być dostępne na receptę w polskich aptekach. Ustawa zdefiniowała Cannabis jako „surowiec farmaceutyczny” i dopuściła jego stosowanie w celach medycznych. Określiła też zasady postępowania lekarzy, którzy chcą przepisać swoim pacjentom konopie indyjskie.
Pierwszy w Polsce
Jedziemy na warszawski Ursynów, do Fundacji Hospicjum Onkologicznego św. Krzysztofa w Warszawie, by spotkać się z doktorem Jerzym Jaroszem, anestezjologiem, specjalistą leczenia bólu, który w lipcu 2015 r. uruchomił tu pierwszy w kraju punkt informacyjny o leczeniu medyczną marihuaną. Dzięki temu pacjenci mogą tutaj bezpłatnie uzyskać odpowiedzi na nartujące ich pytania. Raz w tygodniu doktor Jarosz wraz z zespołem przyjmuje chorych, wcześniej jednak zawsze prosi o kontakt telefoniczny lub e-mailowy. Dlaczego zajął się tym tematem?
– Pewnego dnia powiedziałem sobie, że nie do przyjęcia jest, by chory nie mógł w Polsce porozmawiać z lekarzem i dowiedzieć się, jaką pomoc może otrzymać, stosując konopie – odpowiada. Czy wprowadzenie zmian w prawie wpłynęło pozytywnie na dostęp do terapii kannabinoidowej? – Nowelizacja ustawy nie zmieniła prawie nic. Pacjenci wciąż ryzykują i kupują surowiec na czarnym rynku, ponieważ nie ma go w polskich aptekach. Jeszcze żaden producent nie uzyskał w naszym kraju koncesji na jego sprzedaż. Procedury dotyczące rejestracji produktów z konopi są tak restrykcyjne, że do chwili obecnej do Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych złożono tylko jeden wniosek o rejestrację suszu z marihuany. Niby wolno leczyć medyczną marihuaną, ale w praktyce i tak nie można, bo nie ma czym – podsumowuje.
Czy jest jakaś legalna alternatywa dla chorych? – Można sprowadzić preparaty z zagranicy, w ramach tzw. importu docelowego. Wystawiony przez lekarza leczącego wniosek musi być zatwierdzony przez konsultanta wojewódzkiego w określonej dziedzinie medycyny, a następnie podpisany przez ministra zdrowia. Mam pod opieką kilku pacjentów, którzy korzystają z importu docelowego. Niestety, żaden z nich nie uzyskał zgody na refundację. Chociaż zezwalają na to przepisy, w praktyce to walka z wiatrakami – wyjaśnia.
I dodaje: – Wiem, że kilkorgu dzieciom zrefundowano takie leczenie, ale jak na razie żadnemu z moich pacjentów. Mam czterdziestoletnią chorą na nowotwór, AIDS, z zaburzeniami psychicznymi i uzależnioną od leków, u której efekty terapeutyczne po zastosowaniu preparatów marihuany były na tyle dobre, że zaczęła normalnie funkcjonować, odstąpiła od eutanazji, której planowała poddać się za granicą. Jednak minister odrzucił jej wniosek o refundację, motywując swoją odmowę opinią konsultanta ds. psychiatrii, który napisał, że znane są przypadki psychoz u pacjentów przyjmujących marihuanę. Pacjentka nigdy nie miała psychozy, nie jest do niej predysponowana, więc ta opinia się nie odnosi do niej. Ale dla ministerstwa to nie ma znaczenia.
Z kolei konsultant krajowy ds. neurologii wydaje opinie typu: nie rekomenduję, ponieważ od marihuany można się uzależnić. Czy od insuliny pacjent jest uzależniony? Jest, bo bez niej nie byłby w stanie funkcjonować… I na podstawie takich opinii wnioski o refundację są odrzucane – mówi doktor Jarosz, nie kryjąc oburzenia. W Polsce od 2012 r. dostępny jest lek zawierający standaryzowany ekstrakt z konopi indyjskich, którego czynnymi składnikami są tetrahydrokannabinol (THC) i kannabidiol (CBD) w proporcjach 1 : 1. 10-mililitrowa buteleczka ekstraktu kosztuje ponad 2500 zł. – To w najlepszym wypadku miesięczna kuracja. Lek nie jest refundowany. W czasie badań klinicznych z tym lekiem widziałem szereg zaskakujących efektów – wyjaśnia dr Jarosz.
– Mieliśmy na przykład pacjentkę z rakiem trzustki, leżącą. Po wdrożeniu leczenia, ku zaskoczeniu wszystkich, wróciła do życia, upiekła dla nas sernik, odbierała wnuczkę ze szkoły. Dostała kilka dodatkowych miesięcy życia – podpowiada pielęgniarka, mgr Małgorzata Czaplińska. Oczywiście to nie są dowody naukowe, ale nie można tego bagatelizować. Czy medyczna marihuana faktycznie działa? – Jest wiele badań potwierdzających skuteczność w leczeniu spastyczności, bólu, nudności, wyniszczenia, padaczki lekoopornej. W innych wskazaniach ciągle brakuje twardych dowodów. Z obserwacji wielu lekarzy na całym świecie wynika, że nie można lekceważyć właściwości marihuany i powinno się kontynuować badania. Do tej pory było to trudne, bo lek postrzegany był wyłącznie jako narkotyk. To się jednak powoli zmienia – wyjaśnia doktor Jarosz. I jak zaznacza, w Polsce wiedza na temat leczenia medyczną marihuaną jest niewielka, i to nie tylko wśród pacjentów, ale także lekarzy.
Jedyna taka podstawówka
Punktów konsultacyjnych dla pacjentów ze wskazaniem do leczenia marihuaną jest jak na lekarstwo. Jeden z nich jest szczególny, bo otrzymał oficjalne wsparcie władz lokalnych. Działa w Koninie od lipca 2017 r. Potrzebę stworzenia takiej jednostki zgłoszono w ramach Konińskiego Budżetu Obywatelskiego. Co prawda w pierwszym etapie zabrakło kilku głosów, aby projekt przeszedł, ale ostatecznie udało się przekonać do tego pomysłu władze miasta. Co więcej, kiedy pierwotna siedziba okazała się zbyt mała, nie było problemu ze znalezieniem bardziej obszernego lokalu. I to nie byle gdzie, bo w budynku jednej ze szkół podstawowych… Jedziemy do Konina.
– Słowo marihuana w dalszym ciągu ma mocno pejoratywne znaczenie. Przyznam, że wyniki głosowania w budżecie obywatelskim były dla mnie niemałym zaskoczeniem. Nie miałem jeszcze wtedy pojęcia, czym właściwie jest medyczna marihuana, ale inicjatorki tego pomysłu, Małgorzata Wagner i Elżbieta Ptak, podzieliły się ze mną swoją ogromną wiedzą. Pomyślałem, że skoro są ludzie, którzy cierpią, a można im pomóc, to taki punkt należy stworzyć. Zrobiliśmy coś dobrego, nie mam co do tego wątpliwości – wyjaśnia w czasie spotkania w ratuszu Józef Nowicki, prezydent Konina. Czy nie bał się podjąć takiej decyzji?
– Tu przychodzą ludzie potrzebujący pomocy, a nie szukający używek. Pewnie jakieś obawy z tyłu głowy były, ale kiedy otrzymałem taką dawkę informacji na temat leczenia z wykorzystaniem medycznej marihuany, byłem przekonany, że to dobra inicjatywa. Po uruchomieniu punktu spotkałem się z wieloma pozytywnymi reakcjami, i to nie tylko tu, lokalnie, ale z całego kraju. Nie padł żaden krytyczny głos – opowiada. I deklaruje, że miasto nadal będzie wspierać tę inicjatywę. Punkt prowadzi Fundacja Aleją Zdrowia od Juniora do Seniora, a kieruje nim Cezary Borowski, specjalista anestezjologii i intensywnej terapii oraz Małgorzata Wagner, farmaceutka i członek Obywatelskiego Komitetu Koalicji Medycznej Marihuany.
W tym roku do zespołu dołączyli: Adrian Filipczak, neurolog oraz Beata Wiatrowska, psychoonkolog. We wtorki i w czwartki prowadzone są zapisy na konsultacje do poszczególnych specjalistów, dodatkowo w każdą środę w godzinach popołudniowych pod telefonem dyżuruje Małgorzata Wagner, udzielając konsultacji dotyczących farmakoterapii. Dziś dzień przyjęć. Zapisanych jest 18 pacjentów, w tym dziecko. Przed chwilą przyjechał mężczyzna z porażeniem mózgowym, kilku innych czeka na korytarzu. Udaje nam się chwilę porozmawiać z Elżbietą Ptak, prezes fundacji. – Zainteresowanie pacjentów przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Chorzy z Konina są przyjmowani bezpłatnie, ponieważ ich wizyty są refundowane przez prezydenta miasta – opowiada.
Jaką pomoc mogą otrzymać pacjenci? – Wyjaśniamy, jak działają kannabinoidy, co na ich temat wie medycyna, w jakich chorobach mogą pomóc. Oferujemy też pomoc psychologa, gdyż zmaganie się na co dzień z ogromnym bólem i chorobą wyniszcza także psychicznie – wyjaśnia pani Elżbieta. Pytamy, jak to możliwe, że punkt konsultacyjny medycznej marihuany znalazł się w miejscu, gdzie uczą się dzieci? – Może trudno w to uwierzyć, ale wszyscy byli do nas przychylnie nastawieni. Zanim przenieśliśmy tu naszą siedzibę, odbyło się spotkanie z dyrektorem placówki oraz z rodzicami dzieci i nikt nie protestował – wyjaśnia z uśmiechem.
Wsparcie towarzyszące
Do pokoju wchodzi mgr Beata Wiatrowska, psychoonkolog, psychoterapeuta, superwizor psychoonkologii. Właśnie skończyła przyjmować pacjentów. – Spotykam tu ludzi, których największym problemem jest ból i brak wsparcia w cierpieniu. Konsultując ich, wiele się też uczę. Chorzy dzielą się ze mną swoimi obawami związanymi z terapią marihuaną, zadają też stricte medyczne pytania, ale wówczas odsyłam ich do naszych lekarzy. Tak naprawdę moją rolą jest wysłuchanie, wsparcie, towarzyszenie w procesie leczenia. Dzięki rozpoznaniu swoich emocji pacjent ma szansę coś zrobić, zmienić, opanować lęk, niepokój, bezradność czy chaos. Bólowi przewlekłemu towarzyszy przygnębienie, brak nadziei na zmianę. Chory skupia się wyłącznie na tym, aby nie bolało, a życie dla wielu staje się cierpieniem. Towarzyszy im przekonanie, że tak już będzie, że nic się nie zmieni – mówi.
– Moją rolą jest wówczas praca nad zmianą przekonań, żeby pomóc zdjąć z pacjenta ból emocjonalny. Pomagam swoim pacjentom żyć z chorobą i jej konsekwencjami, by nie zatapiali się w chorobie, bez nadziei. Słyszę też pytania, których chorzy nie mają odwagi zadać lekarzowi, a może nie zadają, bo po prostu boją się odpowiedzi – wyjaśnia. Którzy pacjenci są najtrudniejsi? – Nie ma trudnych pacjentów, mogą być co najwyżej bardziej wymagający lub zmagający się z własnymi trudnościami. Niektórzy mogą stanowić dla mnie wyzwanie, ale to dobrze, bo jestem ciekawa każdego człowieka – uśmiecha się i widać, że naprawdę lubi swoją pracę. Zresztą cały zespół to ludzie z pasją.
Doradzić, nie leczyć
O chwilę rozmowy prosimy też mgr Małgorzatę Wagner, która jako farmaceutka wyjaśnia nam, co można mieć na świecie, a czego w Polsce brak. Okazuje się, że w krajach, gdzie apteki dysponują medyczną marihuaną, można kupić zarówno produkty na bazie marihuany synestetycznej, jak i pochodzenia naturalnego. Ten dostępny w Polsce, o czym wspominał już dr Jarosz, jest syntetyczny i zawiera tylko dwa składniki: CBD i THC.
– Izraelczycy mają w sprzedaży wszystkie zarejestrowane i dopuszczone do obrotu odmiany marihuany. Każda terapia jest indywidualna. Lekarz pyta pacjenta, która z form podania będzie dla niego najwygodniejsza, a farmaceuta z ekstraktów marihuany może przygotować każdą postać leku recepturowego: maści, czopki, globulki, spray. Bo medyczna marihuana to surowiec farmaceutyczny do wykonywania leku recepturowego – wyjaśnia mgr Wagner. – Zastanawiałam się, jak to możliwe, że nie uczyłam się tego wszystkiego na studiach. Wiedzę zdobyłam dopiero wówczas, gdy trafiła do mnie pacjentka z dzieckiem chorującym na padaczkę lekooporną. Powiedziała, że w Warszawie jest taki lekarz, który pomaga dzieciom, podając im medyczną marihuanę. To było jeszcze, zanim wybuchła afera wokół dra Marka Bachańskiego. Zaczęłam czytać, drążyć, zgłębiać. I byłam w szoku, że w Polsce nie leczy się medyczną marihuaną – opowiada.
W naszą rozmowę włączają się dwaj pracujący tu lekarze. Pytamy, dlaczego zajęli się tym tematem. – Pracuję w oddziale neurologii konińskiego szpitala. Pewnego dnia do SOR, gdzie konsultuję pacjentów, trafiła młoda kobieta, która od lat leczyła się farmakologicznie z powodu zespołu bólowego kręgosłupa. Leczenie nie przynosiło oczekiwanego efektu, nie była w stanie w pełni funkcjonować. Ja też niejednokrotnie miałem wrażenie, że powszechnie stosowana medycyna nie zawsze jest wystarczającą odpowiedzią na choroby pacjentów. Wtedy ta pacjentka w rozmowie powiedziała mi, że zdecydowała się na leczenie kannabinoidami. To miało miejsce w czasie, kiedy w Polsce ten rodzaj oddziaływań medycznych wzbudzał kontrowersje lub nawet był bojkotowany. Trudno było uwierzyć, że będzie to realne. Ta rozmowa właśnie to urealniła i stanowiła asumpt do tego, że zacząłem swoją wiedzę i praktykę rozwijać o zastosowanie kannabinoidów – opowiada doktor Adrian Filipczak, neurolog.
– Pacjenci na własną rękę zaczynają przyjmować preparaty, a potem pytają lekarza, jak łączyć taką terapię z innymi lekami. Musieliśmy zacząć się uczyć i obserwować, jak to działa – dopowiada anestezjolog Cezary Borowski. I podkreśla: – To jest punkt konsultacyjny. Możemy doradzić, ale nie możemy leczyć. Tu pacjent nie otrzyma recepty. Pacjenci dowiadują się od nas, jak działa terapia konopiami i w przypadku jakich schorzeń można ją zastosować. Wcześniej wiedzę pozyskiwali w internecie. Jak reagują inni lekarze na hasło marihuana?
– Pacjenci ich przekonują, że takie leczenie naprawdę przynosi ulgę – odpowiada. – Ci lekarze, których znam, chcą poszerzać wiedzę, są zainteresowani tym tematem. Prowadziłem nawet miniszkolenia na naszym oddziale, żeby przybliżyć, jakie możliwości daje leczenie medyczną marihuaną – mówi dr Borowski. Są leki przeciwbólowe, więc po co medyczna marihuana? – Każdy ból jest procesem złożonym, każdy lek inaczej działa. Kanabinoidy działają ogólnoustrojowo, sprzyjając leczeniu przeciwbólowemu, ale nie tylko. Dlatego je stosujemy – wyjaśnia. – Są też pacjenci, którzy nie chcą przyjmować środków farmakologicznych – dodaje dr Filipczak. – Albo nie mogą – uzupełnia anestezjolog.
A jak wygląda import docelowy w przypadku pacjentów z tej części Polski? Większość chorych poddaje się, kiedy tylko rozpoczyna załatwianie formalności. – Tylko jednemu z moich pacjentów udało się sprowadzić lek – opowiada dr Borowski. – Wszystko trwało niestety tak długo, że kiedy lek był już w Polsce, pacjent w drodze do apteki zmarł. Znalazł się kolejny chętny, aby go kupić. Poszedł do apteki, kupił lek, wrócił z nim do domu, ale go nie zdążył zażyć. Zmarł. Od dwóch dni jeden z moich pacjentów zastanawia się, czy zdecydować się kupić ten lek… – kończy. Wszyscy patrzą na lekarza z niedowierzaniem. To żart? – pytamy. – Nie, ani żart, ani anegdota. To się wydarzyło naprawdę – odpowiada. Wracamy do Warszawy, spędzając w samochodzie kilka godzin w milczeniu. Historia opowiedziana na końcu zostaje bez komentarza…
Marta Jakubiak
Lidia Sulikowska