Lekarz pokoju
Zadaniem izb lekarskich jest opiniowanie aktów prawnych, mających wpływ na funkcjonowanie ochrony zdrowia. Trzydziestoletnie doświadczenie pokazuje niezmienne piękno wykroju listka figowego, ukrywającego gwałtowną grę legislacji.
Foto: pixabay.com
Na łamy gazet wróciła dyskusja o projekcie reformy sądownictwa, polegającej m.in. na dopuszczeniu do orzekania w sprawach drobnych tzw. sędziów pokoju. Trybuni ludowi nie będą mogli, zgodnie z założeniami ustawy, mieć wykształcenia prawniczego. Warunkiem uzyskania pracy będzie wiek powyżej 35 lat, doświadczenie życiowe i zwycięska kampania wyborcza wśród potencjalnych podsądnych.
Od kilku miesięcy, z równą determinacją, projektowana jest także nowa ustawa o zawodzie lekarza. Wielostronicowy dokument, przygotowany przez zespół ministerialny i omówiony na szczeblach samorządu lekarskiego, ma, według twórców, fundamentalne znaczenie na przyszłość. Tymczasem łamy gazet nie krzyczą o dobrej zmianie, a przeciętny lekarz, nie wspominając już szarego obywatela, nie zna tego fundamentu.
Zaryzykuję nawet zdanie, że spora część z nas nie wie, co jest złego (przestarzałego) w obowiązującej ustawie i co dobrego (młodzieńczego) niesie nowelizacja. Brak zainteresowania nie powinien ani dziwić, ani frustrować. Tak było zawsze i będzie nadal. Doświadczenie uczy, że zainteresowanie każdą aktualizacją rośnie błyskawicznie, podobnie jak uchwalone przez parlament „podwójne karanie lekarzy”, o ile wprowadzone zapisy w jakikolwiek negatywny sposób wpłyną na praktyczne wykonywanie zawodu.
Zatem, dopóki prace będą miały charakter porządkujący, nie wzbudzą emocji większości środowiska.
Sytuacja mogłaby nabrać dynamiki, gdyby ustawodawca podczas primaaprilisowych zabaw i gier sejmowych zaproponował zmianę naprawdę rewolucyjną, wprowadzając wybieralną i kadencyjną funkcję „lekarza pokoju”. Najlepiej, aby uzdrowicielską rolę można było pełnić społecznie i bez żadnego wykształcenia medycznego. Wówczas Polska rosłaby w siłę, a zdrowe pokolenie rozwijałoby się jak w niebie. Leczenie ziołami, suplementami diety, homeopatią i reklamami to dobry wstęp do nowatorskich rozwiązań.
Poradnictwo ze stosowania marihuany ma już prekursorów. Brak porodów odbieranych w domach, na wzór XIX-wieczny z udziałem „wiejskich babek”, jest karygodnym zaniedbaniem w żwawym powrocie do tradycji narodowych. Zaoszczędzony na zdrowym noworodku grosz, czy to z powodu odroczonego pierwszego szczepienia, czy też nieznośnej mody znieczuleń okołoporodowych, będzie zawsze na plus. Kwalifikacje Polaków do pełnienia roli sanacyjnej znane są od wieków. Już Stańczyk udowodnił kompanom, że wśród profesji najczęściej uprawianych, oferta rynku zdrowia nie ma równych.
Zajmujący się duperelami doktorzy, mogliby wówczas oddać się prawdziwej medycynie. W drugiej instancji diagnostyczno-terapeutycznej powinna być zachowana zasada podwójnego karania. Profesjonalizm wszak zobowiązuje do uszczelnienia stref szarości, a drobne wykroczenie niewydania paragonu fiskalnego i tak osądzi znajomy z gabinetu ozdrowieniec. Deklarację wolnego wyboru zastąpią powszechne wybory wśród pacjentów. Nie lubimy, kiedy ktokolwiek wtrąca się do sztuki lekarskiej, ale w dyskusji o nowej legislacji listkiem figowym osłaniamy tylko swoje czułe punkty. Oby nie spotkał nas zawód.
Jarosław Wanecki, pediatra, felietonista