Lekarze nie powinni mieć dylematów
Spot „Ratowanie życia to nie przestępstwo” to ważny element kampanii samorządu lekarskiego w sprawie no fault. Pokazujemy, co działo się za kulisami.
Foto: arch. prywatne
By powstały dwa spoty – jeden 1,5-minutowy, drugi prawdopodobnie podobnej długości – konieczne było kręcenie zdjęć przez 15 godzin i obecność na planie 45-osobowej ekipy.
Czterema ciężarówkami do szpitala w Dziekanowie Leśnym dowieziono sprzęt audiowizualny, dźwiękowy, oświetleniowy, kostiumy, rekwizyty, agregaty prądotwórcze i materiały charakteryzatorskie. Łącznie postprodukcja, czyli montaż, udźwiękowienie i dopracowanie kolorystyczne to około 60 godzin. Godziny spędzone na przygotowaniach trudno oszacować…
Znakomici aktorzy i fachowcy
Stworzenie profesjonalnego spotu wideo to ogromne przedsięwzięcie – czasochłonne, energochłonne, wymagające kreatywności i wyczucia. To niezbędne warunki do przełożenia skomplikowanej problematyki na krótki zrozumiały obraz, wzbudzający emocje. Do współpracy samorząd lekarski zaprosił niezawodnego Łukasza Palkowskiego, reżysera „Bogów” opowiadającym historię pierwszego udanego przeszczepu serca w Polsce, wykonanego przez zespół prof. Zbigniewa Religi.
W roli głównej nie wyobrażaliśmy sobie nikogo innego niż Tomasza Kota odtwórcę roli prof. Religi w „Bogach”. Lekarkę zagrała Katarzyna Dąbrowska. W każdym z etapów produkcji miałam przyjemność uczestniczyć, współpracując ze znakomitymi postaciami, fachowcami poważnie traktującymi każdy niuans. Kulisy były bardzo ciekawe. Aktorzy, pytani o to, czy chcieliby stawać przed takimi wyborami, przed jakim stają odgrywane przez nich postaci, nie mieli wątpliwości, że nie.
– Słyszałam o próbach przerzucania odpowiedzialności na lekarzy, robią, ile mogą, by ratować ludzi. Sądzę, że nie powinni dostawać dodatkowo takiego obciążenia psychicznego. Podchodzę do tego z wielką empatią i wielkim współczuciem – komentowała Katarzyna Dąbrowska. I dodała: – Temat no fault jest bardzo ważny, trzeba o nim mówić i uświadamiać ludzi. Tak, by pacjenci mogli zrozumieć, z jaki dylematami muszą się mierzyć lekarze. Nie miałam wątpliwości, że powinnam zagrać w filmie. Podobne spostrzeżenia miał Tomasz Kot: – Jako pacjent bardzo bym chciał, żeby lekarze nie mieli dylematów, czy ratować ludzkie życie.
Wielokrotnie powtarzane
Na planie filmowym dbano o najdrobniejsze szczegóły. Ekipa oświetleniowa szpitalne żarówki wymieniała na własne, tak by barwa światła idealnie współgrała z kamerami. Na ściany naklejono specjalnie przygotowane plakaty o tematyce zdrowotnej, dane umieszczone na dokumentach przeglądanych przez lekarzy musiały odzwierciedlać stan zdrowia postaci pacjenta, każdego statystę odpowiednio przebrano i ucharakteryzowano.
Każda scena była wielokrotnie powtarzana przez aktorów, zarówno z uwagi na dążenie do zakładanego sposobu gry, jak też ze względu na techniczne kwestie związane z kadrowaniem – bliskie i szerokie kadry, „granie na Tomka”, a później „na Kasię”. Rozmaite kamery, mikrofony, wózki, stelaże, lampy, doświetlanie pomieszczeń z zewnątrz, przez okna, pomogły w uzyskaniu dynamiki i głębi.
Reżyser: „mamy to”
Reżyser Łukasz Palkowski informował o początku ujęcia, rozbrzmiewał dźwięk „klapsa”, zapadała cisza i dalej się działo. Każdy element, ruch, to co miało miejsce w tle dialogów, było przemyślane i koordynowane. Po kilku powtórkach trwających łącznie co najmniej kilkadziesiąt minut i stwierdzeniu „mamy to” można było chwilę odetchnąć i przejść do kolejnej sceny. Ale tylko chwilę, bo czas był ograniczony. Z uwagi na trudności w zgraniu terminów głównych aktorów oraz kwestie logistyczne w szpitalu zdjęcia musiały „zmieścić się” w jednym dniu.
Mimo zmęczenia każda osoba na planie była maksymalnie skupiona, cierpliwa i niezwykle życzliwa. Pełna powaga przeplatała się z rozluźniającymi atmosferę, pozwalającymi nabierać chwilowego dystansu, pogawędkami i żartami. Zdjęcia skończyły się po godz. 22. To, co działo się po zakomunikowaniu przez reżysera końca pracy, było bardzo poruszające – wszyscy dziękowali sobie wzajemnie, gratulowali, przybijali piątki, „tulili misia”. Nie było ulgi, ale satysfakcja, poczucie świetnie wykonanej roboty, poczucie bycia drużyną. Tak, czuliśmy się wszyscy jak jedna drużyna, która odniosła sukces.
– W filmie przybliżamy pacjentom to, czego nie zobaczą podczas wizyty u lekarza, czyli tego, z czym mierzy się sam lekarz, a to nieprawdopodobne problemy. Pokazujemy, że w przypadku niepożądanego zdarzenia w szpitalu lekarz jest traktowany przez prokuratora jak bandyta, który pchnie kogoś nożem w bramie. Na zdrowy rozum to nie do pomyślenia. Czytam to tak, że prawo jest skonstruowane w taki sposób, by lekarz nie leczył. Miejmy nadzieję, że film to będzie ta cegiełka, którą dołożymy do sprawy – podsumował pracę nad spotem reżyser Łukasz Palkowski.
Zgrać akcję i okoliczności
Tego, by wszystko zgadzało się pod względem medycznym, pilnował konsultant, dr Marcin Kot. Brał on również udział w konsultacjach scenariusza. W poszczególnych „rozdziałach” pracy uczestniczył producent Marcin Lech. Za scenariusz odpowiedzialna była przede wszystkim Anna Gołębicka. Zajmowałyśmy się kwestiami związanymi z kreacją, w związku z czym obecne byłyśmy również przy montażu obrazu i udźwiękowieniu. Zanim obraz, dialogi, „efekty” i muzyka skomponowana przez Bartosza Chajdeckiego idealnie uzupełniły się – minęło wiele godzin, miało miejsce mnóstwo testów różnych pomysłów i dyskusji.
Nie można pominąć świetnej współpracy z dyrekcją i pracownikami Szpitala Dziecięcego w Dziekanowie Leśnym. Dzięki otwartości możliwe było sprawne zorganizowanie zdjęć. Kręcenie poprzedzone było kilkoma wizytami w placówce, tak by zgrać akcję i okoliczności. Pierwszy ze spotów miał już premierę. Niebawem gotowy będzie drugi, odnoszący się do innego problemu. Czyli – ciąg dalszy nastąpi…
Renata Jeziółkowska, odpowiedzialna za nadzór kreatywn6 i koordynację produkcji z ramienia NIL