Leki jak amunicja
Odcięcie dostaw leków to broń, której skutki użycia można porównać z wystrzeleniem pocisku – mówi Krzysztof Kopeć, prezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego – Krajowych Producentów Leków, w rozmowie z Mariuszem Tomczakiem.
Czy Polska jest uzależniona od dostaw leków z zagranicy?
Do niedawna co drugi lek kupowany w Polsce był wytwarzany przez krajowych producentów, obecnie co trzeci. Gorzej sytuacja wygląda z substancjami czynnymi (active pharmaceutical ingredients – API) – jeszcze pod koniec lat 90. XX w. większość produkowały USA i Europa. W ciągu ostatnich 20 lat sytuacja zmieniła się diametralnie.
Ocenia się, że świat jest uzależniony w ok. 80 proc. od dostaw z Azji, głównie z Chin. Co więcej, produkcja API i leków koncentruje się na wschodzie tego kraju, w pięciu prowincjach, co samo w sobie stanowi czynnik ryzyka. Wyobraźmy sobie, że prawie cały świat jest uzależniony od ważnych produktów wytwarzanych w pięciu województwach na wschodzie Polski.
Jako Polak bym się cieszył.
I pewnie tak myślą w Chinach. Ale co się stanie, jeśli w tym kraju dojdzie do katastrofy naturalnej lub do powtórki z pandemii, gdy pozamykano fabryki i granice? Co jeśli dostawy leków do Europy zostaną wstrzymane z powodu niepokojów społecznych lub decyzji politycznych?
Leki i API mogą być instrumentem nacisku politycznego. Odcięcie dostaw to broń, której skutki użycia można porównać z wystrzeleniem pocisku. Gdy nie ma dostępu do podstawowych leków i API, walka z wieloma chorobami będzie przegrana, a wysiłek lekarzy może się okazać mało skuteczny. Niedobór dotyka każdego, zarówno żołnierzy, jak i ludności cywilnej, w tym dzieci.
Z powodu braku leków przeciwcukrzycowych wielu pacjentów trafi do szpitali, co może się skończyć ciężkimi powikłaniami, a nawet śmiercią. Niedobór leków hipotensyjnych albo wziewnych, stosowanych w astmie czy POChP, również może doprowadzić do dramatycznych skutków. Bez leków znieczulających czy zwiotczających nie odbędzie się nawet mało skomplikowana operacja.
Czy wyciągnęliśmy wnioski z pandemii?
Rozmawiamy o nich, ale brakuje konkretnych działań, zarówno na poziomie UE, jak i w Polsce. Unia chce uniezależnić się od dostaw API z Azji, ale to rodzi konkretne koszty. Produkcja będzie droższa. Aby nie przegrać walki o rynek z azjatyckimi produktami, trzeba wprowadzić jakieś dopłaty.
Rząd mówi, że musimy produkować więcej leków w Polsce, ale mamy najniższe regulowane ceny w UE – krajowym firmom opłaca się importować leki z Azji, a produkować te nierefundowane, których ceny ustala rynek, a nie resort zdrowia. Potrzebne są więc preferencje dla firm wytwarzających leki w Polsce. Takie instrumenty powinny się znaleźć się w ustawie refundacyjnej.
Co się zmieniło w ostatnich latach?
Do niedawna wydawało się, że wszystko można dostać od ręki. Przyzwyczailiśmy się do stałej obecności leków w aptekach i środków przeciwbólowych na każdej stacji benzynowej. Gdy pojawił się COVID-19, wystarczyło, że Chiny i Indie ograniczyły eksport medykamentów, a w wielu krajach zabrakło paracetamolu.
Dochodziło do sytuacji, w które jeszcze kilka lat temu bym nie uwierzył. Gdy w jednym kraju międzylądowanie miał samolot wypełniony produktami medycznymi, na lotnisku pojawiali się panowie z torbami pieniędzy, po czym pilot zmieniał kierunek lotu. Jedni cieszyli się z transakcji, drudzy zostali bez obiecanych maseczek i leków. Gotówka w walizkach załatwiała problem zerwanych łańcuchów dostaw.
Ale to raczej nie działo się u nas?
W Polsce nie doszło dramatycznych braków leków. Uniknęliśmy sytuacji, w której przez miesiąc w szpitalach nie byłoby czego podać pacjentom. Jednym z powodów było zawieszenie przez UE przepisów antymonopolowych, ale nie bez znaczenia był krajowy przemysł farmaceutyczny.
Istnieją firmy, zarówno polskie, jak i zagraniczne, produkujące leki na nasz rynek. Mimo to dochodziło do groźnych sytuacji. Jeden z polskich producentów leków, sprowadzający API z Azji, od wielu lat część zapasów przechowywał w magazynie pod Hamburgiem. Gdy Niemcy zamknęli granicę, fabryka leków przestała pracować.
Bezpieczeństwo lekowe jest równie ważne jak militarne?
Od dawna wiele mówi się o bezpieczeństwie żywnościowym, a za sprawą wojny w Ukrainie także o energetycznym i militarnym. Tak jak wspieramy wojsko i przemysł obronny, powinniśmy wspierać produkcję leków i API. We współczesnym świecie suwerenność jest rozumiana inaczej niż kiedyś – celem nie jest całkowita samowystarczalność, bo to wydaje się niemożliwe, ale trzeba stawiać na dywersyfikację dostaw.
Kiedy dochodzi do nieprzewidywanego, zapasy leków szybko się kończą, a potrzeby może zabezpieczyć produkcja na miejscu. Uwagę na konieczność wspierania krajowej produkcji leków w obliczu możliwej sytuacji kryzysowej zwracaliśmy już w 2015 r. w raporcie pt. „Bezpieczeństwo lekowe Polski”.
Chiny przestawiły się wówczas na produkcję leków na skalę przemysłową, a Rosja dopiero co zajęła Krym i część Donbasu. Niektórzy śmiali się, mówiąc, że przesadzamy, bo wszystko da się sprowadzić taniej i szybciej z drugiej części świata, że patrzymy przez pryzmat naszych interesów. Osiem lat później nasze ostrzeżenia znalazły pokrycie w rzeczywistości.
Załóżmy, że Rosja intensyfikuje działania zbrojne na Ukrainie, a do Polski napływa więcej uchodźców i ciężko ranni. W tym samym czasie Chiny ograniczają wywóz API. Czy w polskich aptekach zabraknie leków?
To realne. Mielibyśmy powtórkę sytuacji z początku pandemii. Gdy Chiny wstrzymały pracę w swoich fabrykach i zamknęły granice, problemy wystąpiły na całym świecie. W niektórych krajach brakowało sprzętu medycznego i lekarstw. Nie bez znaczenia jest, że Chiny mają wiele wspólnych interesów z Rosją. Polskie firmy uzależnione od chińskich kontrahentów już analizują różne scenariusze, również całkowitego wstrzymania dostaw leków i API.
Jednak nikt nie wie, czy miałoby to trwać 10 dni czy pół roku. W Europie za mało zastanawiamy się nad możliwymi konsekwencjami konfliktu amerykańsko-chińskiego. Niestety, z krajowymi producentami leków nie spotkał się żaden przedstawiciel rządu. Na szczęście w UE coraz częściej pojawiają się głosy o potrzebie zwiększania odporności lekowej.
Jak ograniczyć uzależnienie od Chin?
Punktem wyjścia powinna być poważna analiza dostępności API o strategicznym znaczeniu. Listę powinni wspólnie przygotować przedstawiciele Ministerstwa Zdrowia, producentów leków i środowiska lekarskiego.
Widzę tu ważny obszar do współpracy z samorządem lekarskim. Poza tym należy zwiększyć produkcję API i leków w naszym kraju, co daje pewien bufor bezpieczeństwa – zmniejsza wahania produkcji i dostaw. Leczyć może tylko to, co jest dostępne.
Czy zwiększanie zapasów pomoże?
Minister zdrowia apeluje, by powiększyć zapasy leków w magazynach, ale tego nie da się robić w nieskończoność. Nie jest to zresztą optymalne. Gdzieś trzeba dokonywać zakupów, a robi się to głównie w Chinach. Leki mają określony termin ważności. Wreszcie – utrzymywanie zapasów kosztuje.
Obawiam się, że jeśli dojdzie do narzucenia na firmy obowiązku magazynowania większej ilości leków, a koszty zostaną przerzucone na producentów, zaczną oni tracić zainteresowanie wytwarzaniem leków refundowanych, ratujących życie i zdrowie. Ich produkcja może się stać po prostu nieopłacalna. W efekcie staniemy się jeszcze bardziej uzależnieni od zagranicznych dostaw, a firmy zaczną produkować np. suplementy diety.
Bezpieczeństwo kosztuje. Czy za bezpieczeństwo lekowe też trzeba zapłacić?
Tak, ale warto być świadomym korzyści. Nie sztuka kupować tanio, trzeba robić to mądrze, nie tracąc z oczu kwestii bezpieczeństwa, i wspierać gospodarkę. W ramach systemu refundacyjnego rocznie kupujemy leki za kilkanaście miliardów złotych. Te pieniądze rozwijają kraj, który je sprzedaje. Z każdej złotówki wydanej na lek wyprodukowany w Polsce do budżetu państwa wraca ok. 78 groszy.
Przedstawiciele Ministerstwa Zdrowia podkreślają, że chcą „kupić” jak najwięcej „zdrowia” za jak najmniejsze pieniądze. Rozumiem to podejście, bo sam byłem kiedyś członkiem Komisji Ekonomicznej przy Ministrze Zdrowia, ale sprzeciwiam się bezrefleksyjnemu kupowaniu tylko w oparciu o najniższą cenę. Władze powinny patrzeć na bezpieczeństwo lekowe w szerszej perspektywie. Od nas zależy, czyją gospodarkę będziemy wspierać i czy polskim pacjentom nie stanie się krzywda.