Lepiej na festynie niż w aptece?
Dlaczego ustawa nie pozwala, by farmaceuci mogli szczepić dzieci i młodzież? Czyj opór powoduje, że nie można zmniejszyć liczby nowotworów wywoływanych przez HPV?

Jako człowiek, obywatel, rodzic oraz farmaceuta jestem proszczepionkowcem. Z definicji. Dlatego z żalem czytam, że według raportu dostępnego na stronach Ministerstwa Zdrowia do 2 lutego 2025 r. przeciw HPV zaszczepiono zaledwie 11,81 proc., czyli niespełna 580 tys. dzieci z grupy uprawnionych.
Fascynujący prozdrowotny skutek szczepień przeciw HPV, zaobserwowany w krajach, które masowo je wdrożyły, nie pozostawia wątpliwości. Warto! Tymczasem u nas jest wysoka liczba zachorowań, z której powodu lekarze z innych krajów przyjeżdżają do Polski, by na własne oczy obejrzeć pacjentki np. z rakiem szyjki macicy.
Nie zapomnę opowieści usłyszanej w aptece. „Ja swoją córkę zaszczepię. Moje koleżanki nie, bo wzajemnie sobie przekazują, że po szczepieniach p/HPV choruje się na… raka piersi”. Gorzko „pożartowaliśmy”, że widocznie koleżanki wolą mieć raka szyjki macicy zamiast raka piersi, niemniej fakt jest faktem: niewiedza, fake newsy lub zwykłe plotki wygrały z prawdą i nauką. Sam nic nie zrobię. Walka z dezinformacją powinna być prowadzona systemowo na poziomie ogólnopolskim i z nieustającym wsparciem struktur państwowych.
I wtedy przychodzi moment zastanowienia… Wirus HPV zbiera krwawe żniwo? Tak. Są twarde dane o skuteczności szczepień? Tak. Jest program szczepień? Jest. Rządzący chcą zwiększenia wyszczepialności? Tak? Sukces programu szczepień jest – łagodnie mówiąc – niewielki. Co zatem poszło nie tak?
Jedną z form zachęty do szczepień w czasie pandemii, a konkretnie w 2021 r., był pomysł na ich wykonywanie na festynach wiejskich organizowanych przez Koła Gospodyń lub Ochotniczą Straż Pożarną. W nagrodę podmioty te miały otrzymywać po kilka tysięcy złotych za zorganizowanie imprezy. Rozliczanie szczepień odbywało się niezależnie od dotacji. Sukces był… umiarkowany. Maksymalnie kilkanaście osób przez kilka godzin festynu. Cóż, pracuję w aptece jednoosobowej. Wykonując standardowe czynności, równolegle potrafię zaszczepić tyle samo osób – ale przez 1,5 godziny.
Szczepienia, poza tymi na festynach, wykonywano w mobilnych punktach, także drive-thru, czyli pod dość symbolicznym namiotowym zadaszeniem. Sale gimnastyczne też były wykorzystywane. Trudne czasy wymusiły na decydentach zastosowanie niestandardowych rozwiązań. Mimo okoliczności trudno mi było zrozumieć zadyszkę legislacyjną, która aż tak bardzo opóźniła wejście aptek w system szczepień. Z jednej strony kolejki przestraszonych ludzi przed kontenerami, namiotami i salami gimnastycznymi, z drugiej zaś farmaceuci – z uprawnieniami – bezproduktywnie czekający w czystych i ciepłych aptekach.
Co istotne, ówczesne przepisy pozwalały – za pisemną zgodą rodziców lub opiekunów – na szczepienie osób w siedemnastym i osiemnastym roku życia, a więc niepełnoletnich. Nieco później tę granicę przesunięto w dół o kolejny rok. Powrót do szczepienia w aptekach tylko osób pełnoletnich na podstawie stosownej ustawy nastąpił w drugiej połowie 2023 r.
W aptekach w USA można szczepić dzieci od 3. roku życia, w Australii od 10., w Nowej Zelandii od 3., we Francji od 11., a w Portugalii od 6. miesiąca życia. Skąd takie różnice? Co kraj, to obyczaj. Należy jednak przyjąć, że skoro kraje te utrzymują w aptekach system szczepień dla dzieci, oparły go na przemyślanych kryteriach. Nie utrzymywałyby go, gdyby dochodziło do groźnych problemów. Najprawdopodobniej korzyści zdecydowanie górują nad możliwymi negatywnymi skutkami.
Dlaczego w Polsce jest inaczej? Dlaczego ustawa nie pozwala, by farmaceuci w aptekach mogli szczepić dzieci i młodzież? Czyj opór nie pozwala na zmniejszenie liczby nowotworów wywoływanych przez HPV? Czy naprawdę chcemy ludzkich tragedii oraz zwiększonych wydatków na wyjątkowe kosztowne leczenie?
Kolejny raz w pełni świadomie piszę o pozytywnych skutkach, które możemy osiągnąć dzięki farmaceutom. Jestem przekonany, że apteki są lepszym miejscem do szczepień niż namioty lub sale gimnastyczne. Nie oczekuję natychmiastowych efektów. Zwłaszcza pod wpływem felietonów. Nawet w gazecie dla lekarzy, których sporo jest parlamentarzystami. Byłoby jednak dobrze, by długo i zdrowo żyły nie tylko nasze dzieci lub wnuki. Prawda?
Mariusz Politowicz, członek Naczelnej Rady Aptekarskiej
Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 3/2025