Leszek Kliś: Braku kadr medycznych nie da się szybko rozwiązać
Niedobór kadr medycznych przekłada się na standard świadczenia opieki szpitalnej – mówi Leszek Stanisław Kliś, dyrektor Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego im. prof. W. Orłowskiego w Warszawie.
– Obecnie wiele mówi się o wzroście opłat za energię elektryczną, ale przez ostatnie dwa lata mocno poszybowało w górę także wiele innych cen. Koszt wywozu odpadów medycznych wzrósł pięciokrotnie. Ceny wszystkich usług zewnętrznych rosły m.in. z powodu podniesienia płacy minimalnej. Znacząco zdrożały leki i materiały medyczne. W górę poszły opłaty za gaz i wodę. Swoje dołożyła inflacja.
Ostatnio chyba nie było dnia, by któraś z firm dostarczających usługi lub towary do naszego szpitala, nie zwracała się o zmianę wartości kontraktu. Podniesienie wartości współczynnika korygującego nie pokryło dodatkowych kosztów z tytułu wzrostu cen.
Kwestie finansowe to nie wszystko. Dla szpitali bardzo istotną kwestią są skutki pandemii COVID-19, z którymi będziemy borykać się jeszcze przez dłuższy czas. Są takie placówki, jak np. CSK MSWiA w Warszawie, które nie są w stanie „uzbierać” całej kadry, bo część lekarzy i innych medyków w trakcie przekształcenia jej w szpital covidowy przez kilkanaście miesięcy, znalazła sobie inne miejsce pracy.
W ostatnich dwóch latach z naszego szpitala także odeszła część personelu. Wielki problem mieliśmy zwłaszcza w zawodach pomocniczych. Można powiedzieć, że uratowali nas obywatele Ukrainy, którzy obecnie w naszej placówce wykonują większość „rzeczy pomocowych”.
Braku kadr medycznych nie da się szybko rozwiązać, co z kolei przekłada się na standard świadczenia opieki szpitalnej. Powrót do tego przed czasu pandemii stanowi wielkie wyzwanie dla wielu szpitali. Moim zdaniem potrzeba na to minimum dwa lata i to przy założeniu, że nie dojdzie do nawrotu epidemii. Przede wszystkim trzeba spłacić dług zdrowotny nabrzmiały za ostatnie dwa i pół roku. Przypomnę, że w 2021 r. w skali całego kraju mieliśmy 321 tys. urodzeń i 548 tys. zgonów. To tak jakby zniknęło jedno duże miasto.
W czasie pandemii w praktyce przestał istnieć program opieki i rehabilitacji kardiologicznej dla pacjentów po zawale mięśnia sercowego KOS-zawał. Nie dotrzymywano dwugodzinnej normy dowiezienia do hemodynamiki, ponieważ wiele karetek transportowało tylko pacjentów covidowych. Po pojawieniu się koronawirusa utrudniony był również dostęp do placówek POZ, a szpitalnictwo przejęło często na siebie całość leczenia niektórych pacjentów.
Notował: Mariusz Tomczak